Magazyn koscian.net

06 grudnia 2010

Szczęście jest tuż, tuż

- Co widzę? Po zmroku - źródło światła. W dzień - tylko to, co na wprost. Kiedyś nie będę widział prawie, albo nic, wiem, ale mimo wszystko, albo właśnie dlatego, staram się korzystać z tego co jeszcze mam i to na maksa – uśmiecha się Łukasz Pawlicki, rehabilitant, przedsiębiorca, student, mąż z głową pełną marzeń. O sobie mówi, że ma szczęście

 

Gwiazd już nie widzę
    Nie było gromu z jasnego nieba, w każdym razie nie dla niego. Może rodzice coś takiego przeżyli, ale nie dali tego po sobie poznać. On, cóż, zawsze taki był... Nawet nie wiedział, że jest inny. Nigdy nie widział tego, co inni.

    - Szedłem ze szkoły. Tej przy kolejce.  Szarzało... Na skróty – przez targowisko, a tam był rów i.... do niego wpadłem. Tak po prostu. Nie widziałem go. Tak rodzice się dowiedzieli. Badania i diagnoza – zwyrodnienie barwnikowe siatkówki.

    To wada genetyczna. U krewnych znana od lat. Widzi się  tylko to, co ma się przed sobą, jakby się patrzyło przez lornetkę, a o zmroku nie widzi się nic, prócz źródeł światła. Zimą zaczynasz być niewidomym po piętnastej.

    - Nic się specjalnie nie zmieniło w moim życiu. Chodziłem do szkoły, miałem kolegów...  Jeździł rowerem, grywał w piłkę. Rodzice mieli do niego i jego kolegów zaufanie i nie pamięta, by ograniczali go w dziecięcych i młodzieńczych wypadach. Nawet w jesienno-zimowe szarugi.

    - Pewnie się martwili, ale nie dawali mi tego odczuć. Mądrze mnie wychowywali. Miałem poczucie swobody i bezpieczeństwa. Miałem ich pełne wsparcie... – uśmiecha się.

    Wybór drogi życiowej zdeterminowała już choroba. Marzył o projektowaniu, architekturze, ale to za bardzo obciążyłoby wzrok.

    - Wtedy po raz pierwszy  skontaktowałem się z organizacją zrzeszającą osoby niewidome i niedowidzące. Wcześniej  Pojechałem do Poznania do Polskiego Związku Niewidomych zapytać, czy  mogą coś dla mnie zrobić. Mogli. Zaproponowali mi studium masażu leczniczego w Ośrodku Szkoleniowo Rehabilitacyjnym  dla Osób Niedowidzących i Niewidomych w  Bydgoszczy.  Pojechałem.

    Dwa i pół roku i w roku 1999  ze świeżym dyplomem stawił się w kościańskim ZOZ-ie. Dostał pracę na oddziale rehabilitacyjnym. 

    -   Tak, to zajęcie z przyszłością. Nie trzeba do niego oczu. Wokół mnie będzie coraz ciemniej, a ja nadal będę mógł pracować. Nawet, gdy całkowicie stracę wzrok – uśmiecha się.

    A wzrok się pogarsza. Powoli, ale nieuchronnie. W rodzinie pan Łukasz zna siedem osób, które już nie czytają czarnodruków.  U jednych postępuje to szybciej, u innych wolniej...

    -  Już nie odważyłbym się jechać ulicą rowerem, w tenisa grać mogę tylko jaskrawą piłką i w odpowiednio nasłoneczniony dzień. Latem tego roku grałem jeszcze w ping-ponga! - śmieje się. -  Ale  niebo nocą jest już dla mnie tylko czarną plamą. Kiedyś widziałem gwiazdy...

Szczęście jest tuż, tuż...

    - Mam  szczęście  – kwituje z uśmiechem. No bo do podstawówki publicznej nie mógłby pewnie chodzić sam (przynajmniej zimą), gdyby nie fakt, że dom rodzinny stoi tuż przy niej. Dojazdy do liceum w Kościanie, czy Lesznie? – nie wie czy by się wtedy odważył, ale szczęściem akurat otwarli liceum w Śmiglu – rzut beretem od domu. Praca – nie mogło być lepiej – po drugiej stronie ulicy.  Prywatny gabinet rehabilitacyjny – w domu – to już założył sam, ale miłość swego życia też znalazł niedaleko. Z okna małżeńskiego mieszkania widzi teraz swój rodzinny dom. Ot dowód na to, że szczęścia nie trzeba zawsze szukać daleko po świecie, bo może być tu lub tuż za rogiem. Ale to nie znaczy, że trzeba usiąść i na nie czekać.

    - O siebie trzeba zawalczyć.  Nie myślę o tym, czego nie mogę, ale o tym, co mogę. I staram się to zrobić.

    Prywatny gabinet masażu leczniczego Łukasza Pawlickiego działa od 2001 roku.  W maju tego roku pan Łukasz zrezygnował z pracy dla szpitala. Gabinet zabierał już za wiele czasu, a czasu to pan Łukasz ma ostatnio mało. Od 2008 roku w Wyższej Szkole Edukacji i Terapii w Poznaniu studiuje fizjoterapię, a od kwietnia tego roku jest żonaty.  
    - W lutym będę bronił pracę licencjacką – wyjaśnia.
    - Plany na magisterium?
    - TAK! Oczywiście – mówi stanowczo. - Póki mogę jeszcze czytać...

    Gabinet masażu leczniczego Łukasza Pawlickiego też się zmienił  - jest teraz gabinetem  rehabilitacyjnym  – Bella vita.
    - Rehabilitacja ma ogromne możliwości. Może życie znów uczynić pięknym i dobrym. Złagodzić ból, przywrócić sprawność. A jeśli można coś zrobić, to znaczy, że trzeba...

    I pan Łukasz oferuje już swoim pacjentom nie tylko masaże ale i zabiegi z krioterapii, megnetoterapii, elektroterapii, zabiegi laserem, światłem spolaryzowanym itd...  Ale planów ma ciągle sporo.  Zawodowe doskonalenie, poszerzanie oferty gabinetu, rozwój rodziny. Ważne, by ciągle marzyć, ciągle planować, ciągle wybiegać myślami w przyszłość by sięgać po więcej, poznawać więcej, zmieniać świat.

    - Każdy może zmieniać świat na lepsze i każdy powinien. To nie tak, że jak jesteś niepełnosprawny, to nic nie możesz. Możesz! Może mniej, albo inaczej, ale możesz. Grunt, to nie zamknąć się w czterech ścianach. Ja nie zamierzam... Nigdy.
    
Bella vita!

    Do laski trzeba dojrzeć. Kiedyś nie wyszedłby z nią na ulicę, bo to obciach, ale teraz wie, że to po prostu poprawia bezpieczeństwo. Ma po jednej  lasce w każdej torbie. Rozkłada je, gdy jest sam w nieznanej przestrzeni, ale i na swojej ulicy, gdy przyjdzie mu wracać do domu po zmroku.

    - Czasem jedyne, co mogę zrobić, to dać innym sygnał – uważajcie, ja was nie widzę!

    W domu pana Łukasza musi być dużo mocnych lamp. To pozwala normalnie funkcjonować wieczorami. Swoje podwórko wystarczy obstawić lampami na czujniki ruchu i już można w miarę normalnie funkcjonować po zmroku poza domem. Na wykłady studenckie do Poznania ma szczęście jeździć z kolegami i koleżankami z okolicy.

    - Romantyczna restauracja z przyćmionym światłem to dla mnie stres. Nie znam przestrzeni i nagle gubię się. Ale w domu, gdzie po omacku wszystko mogę znaleźć, wieczorem, z żoną, przy świecach – czemu nie – śmieje.

    Ale do nowej, poznańskiej restauracji, gdzie kelnerzy podają jedzenie w noktowizorach a goście tkwią w całkowitych ciemnościach to nie wie, czy by się wybrał. Podobno ekscytujące doświadczenie, tak nagle, na chwilę stracić możliwość widzenia. Ale  jeśli kiedyś to nie będzie na chwilę?
    - Gdy na wykładzie siada ktoś koło mnie, zauważam go dopiero w przerwie, gdy odwrócę w jego kierunku głowę. Tak samo w kościele – przy ,,znaku pokoju’’ zauważam, kto siedzi obok mnie. Czasem ktoś może pomyśleć, że go ignoruję, a ja po prostu nie widzę.

    Telewizji nie ogląda – nie lubi. Szkoda mu na nią czasu. Woli żyć własnym życiem - poczytać, posłuchać mistrzów gitary flamenco czy pełnych ciepła muzyków reggae albo wyjąć akordeon, gitarę, bęben czy flet i samemu zagrać coś ukochanej lub z ukochaną kobietą. Muzyka to ich wspólna pasja.

    - Przez muzykę się, że tak powiem ,,znaleźliśmy’’. Znaliśmy się od lat, aż kiedyś Justyna poprosiła mnie, bym akompaniował dla jej zespołu. Zgodziłem się i z miesiąca na miesiąc okazywało się, że... Mam teraz wspaniałą żonę...

    A i roboty w życiu tyle...  Ileż to jeszcze rzeczy można by się nauczyć, ilu ludziom można by pomóc, ile rzeczy można wokół siebie poprawić...
    - Życia może nie starczyć – śmieje się. - Siadać i czekać na nieuchronne nie zamierzam...

     Niezrozumienie? Bywa, ale żadnego rażącego przypadku nie pamięta. Lepiej pamięta te sympatyczne doświadczenia i ręce wyciągnięte z chęcią pomocy. No raz, to się zirytował. Szedł po zmroku z laską czując się cały czas obserwowany przez grupkę młodzieży. W końcu usłyszał za sobą trzask, jeden, drugi, trzeci. Rzucali za nim śnieżkami.
    - Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w ich kierunku. Gdy doszedłem do latarni, okazało się, że nikogo już nie ma. Zwiali. 

    Nie zastanawia się nad tym, kiedy straci wzrok, ale nad tym, jak wykorzystać to, że jeszcze widzi.         - Nikt mi niczego nie zabrał. Nie mam poczucia straty.  Myślę, że tak jest łatwiej. Ja po prostu zawsze tak widziałem świat. Nie wiem, jak świat widzą zdrowi ludzie. Wiem, że ten mój i tak mi się podoba.

ALICJA MUENZBERG-CZUBAŁA

GK nr 48/2010

Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (2)

w dniu 07-12-2010 10:34:50 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

znałem jego brata był pilotem samolotów, ambitni ludzieCi Pawliccy

znałem jego brata był pilotem samolotów, ambitni ludzieCi Pawliccy

w dniu 29-12-2010 01:31:10 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

ON NIGDY NIE MIAŁ BRATA !!!!!!!!! NIE PISZ JAK NIE JESTEŚ PEWIEN!!!!!!

ON NIGDY NIE MIAŁ BRATA !!!!!!!!! NIE PISZ JAK NIE JESTEŚ PEWIEN!!!!!!

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 52.15.170.196

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.