Magazyn koscian.net
06 listopada 2012Pałac w Turwi i jego mieszkańcy
Historia Turwi to dzieje rodziny ziemiańskiej, mieszkającej w jednym miejscu ponad 200 lat. Pałac turewski był przez wszystkie te lata stałym miejscem i świadkiem, które choć zmieniało się architektonicznie, to jednak dla jego mieszkańców był niezmienną wartością – domem rodzinnym.
Pałac był świadkiem ostatnich dwustu lat naszej historii, był miejscem codziennego życia i pracy szlacheckiej rodziny od około połowy XVIII wieku do 1939 r.
Pierwsi Chłapowscy w Turwi
Turew była w posiadaniu Chłapowskich od 1730 roku. Wieś kupił podczaszy poznański Ludwik Chłapowski od wojewody poznańskiego Władysława Radomickiego. W chwili kupna z pewnością nie było we wsi pałacu. Inwentarz sporządzony w 1748 r., już po śmierci Ludwika, wymienia tylko skromny dwór. O pierwszym Chłapowskim, właścicielu Turwi wiadomo niewiele. Żył w latach 1680 – 1747. Zanim kupił Turew był posłem na sejm w 1710 r. Później stopniowo piął się po drabinie awansów godności szlacheckich, osiągając pod koniec życia urząd sędziego ziemskiego poznańskiego. Żonaty był z Anną Lipską. Regestr pozostałych rzeczy po ś.p. Ludwiku Chłapowskim wymienia parterowy dwór z dachem krytym gontami na pogniłych kozłach i łatach. Dwór miał dwie izby czterookienne, pięć izb dwuokiennych, dwie komory, kuchnię, skarbczyk, apteczkę, sień i sionkę. Był więc długim, niskim budynkiem.
Drugi Chłapowski w Turwi – syn Ludwika Stanisław żył w latach 1711 – 1780. Turew odziedziczył w 1747 r. Nowy dziedzic był podsędkiem poznańskim, w 1760 roku został kasztelanem międzyrzeckim. Uchodził za dobrą głowę finansową i dorobił się znacznej fortuny: oprócz Turwi posiadał Żabno i Sokołowice, kupił też w 1766 roku od księcia Franciszka Sułkowskiego miasteczko Śmigiel. W 1773 roku w świeżo kupionej Wyskoci postawił nowy kościół, który niestety nie zachował się do naszych czasów, a stał w niedalekiej odległości od obecnego. W wybudowanym w międzyczasie pałacu w Turwi urządził kaplicę. Wizerunek Stanisława Chłapowskiego znany jest z portretu. Kasztelan jest więc pierwszym właścicielem Turwi z rodziny Chłapowskich, o którym wiemy jak wyglądał. Na portrecie przedstawiony jest w czarnej lśniącej zbroi, chyba dlatego, że był podpułkownikiem wojsk koronnych. Na zbroję ma narzuconą szeroką czerwoną szarfę Orderu św. Stanisława, z dużą kokardą na lewym boku. W białej peruce na głowie, o twarzy pociągłej z orlim nosem, wygląda mądrze, twardo i przebiegle. Żonaty był z Teresą Kwilecką, kasztelanką lędzką, z którą miał dwie córki i syna Józefa (1756 – 1826), późniejszego starostę kościańskiego. Kasztelan Stanisław zmarł 9 maja 1780 roku, pochowany został w Rąbiniu. Jest najstarszym z pochowanych w Rąbiniu Chłapowskich, których sześć pokoleń tam spoczywa.
Trzeci Chłapowski w Turwi – syn Stanisława Józef, późniejszy starosta kościański i ojciec najsławniejszego przedstawiciela rodu - generała Dezyderego, nie był osobą znaczącą i wybitną. Żył w latach 1756 – 1826. W młodości wiele podróżował, między innymi do Moskwy i Berlina, bywał również w Paryżu, gdzie zasmakował w wystawnym życiu i wtedy też zapewne dla mody należał do masonerii. Był utracjuszem i marnotrawcą w najgorszym stylu XVIII wieku. Po ojcu odziedziczył znaczny majątek, który szybko roztrwonił i zadłużył. W 1784 r. przy likwidacji starostw, kupił od Rzeczypospolitej w dziedzictwo starostwo kościańskie za 200 tysięcy złotych. W 1786 r. starosta Józef kandydował na stanowisko kasztelana rogozińskiego, nie otrzymał go jednak, a zawód ten król Stanisław August Poniatowski wynagrodził mu w lutym 1787 r. nadaniem orderu św. Stanisława. W 1792 r. Józef Chłapowski stosownie do obietnicy złożył 1000 złotych na cele wojny polsko – rosyjskiej, a za tę skromną ofiarę otrzymał Order Orła Białego. Józefa Chłapowskiego z rodziną królewską łączyło pewne barwne zdarzenie. Otóż w 1788 roku starosta kościański zmówił się z innymi szulerami i ograli w karty księcia Józefa Poniatowskiego, co było dużym wydarzeniem tzw. „małej historii”.
Oprócz tych wad, typowych dla większości osiemnastowiecznej szlachty, starosta Józef miał też zalety. Jako jeden z nielicznych Chłapowskich znał się na sztuce i był prawdziwym estetą. Miał pozytywny stosunek do urody życia, lubił piękne rzeczy i sztukę. Interesował się specjalnie architekturą. W młodości, wieku 17 lat napisał dzieło o budownictwie. Praca pt. „Krótkie Zebranie Sztuki Budowniczej albo Architektury Cywilnej, pisane przez Józefa Chłapowskiego, kasztelanica międzyrzeckiego Roku Pańskiego 1773 Dnia 10 Novembra” nigdy nie została wydana drukiem, zachowała się w rękopisie i jest w posiadaniu rodziny.
Kto wybudował pałac?
Najwcześniejsza zachowana informacja o obecnym pałacu turewskim pochodzi z 1778 r., a więc jeszcze za życia kasztelana Stanisława. Rok po jego śmierci, w 1781 r. istniał już pałac ze wszystkimi pokojami, garderobami, gabinetami dolnemi i górnemi, meblami. Prace przy budowie nowej rezydencji Chłapowskich w Turwi podjęte zostały najprawdopodobniej przez kasztelana Stanisława Chłapowskiego w połowie XVIII w. i prowadzone były w następnych latach przez starostę Józefa. Rezydencja Chłapowskich zlokalizowana została na północno – zachodnim skraju wsi i zgodnie z ówczesnymi zasadami poprzedzona była honorowym dziedzińcem z obszernym podjazem. Pałac był budowlą murowaną, piętrową z mieszkalnym poddaszem. Reprezentacyjne wnętrza zgodnie z barokową modą umieszczono na I piętrze. Kształt bryły i elewacji tworzyły trzy frontowe ryzality, z których boczne, dwuosiowe i znacznie bardziej wysunięte, zwieńczone były pierwotnie półkolistymi szczytami. Środkowy, trójosiowy i płytszy, zamknięty został trójkątnym naczółkiem z herbami właścicieli. Główne wejście w osi tego ryzalitu poprzedzała charakterystyczna parterowa „galeria” z wejściem w półkoliście zamkniętej arkadzie, nadbudowana w późniejszym okresie o piętro.
Typowy dla tej epoki był również układ funkcjonalny i kompozycja przestrzenna wnętrza pałacu, z sienią na osi frontowego traktu parteru. W sieni znajdowały się schody prowadzące na piętro.
Wnętrza pałacu uzyskały bogatą dekorację sztukatorską, być może również malarską – zdobiły je liczne obrazy i portrety rodzinne. Do naszych czasów zachowały się jedynie sztukaterie ścian salonu na piętrze, z motywem instrumentów muzycznych, zawieszonych na wstęgach, z plecionymi girlandami kwiatów i owoców. Ich autorstwo przypisywane jest Ignacemu Graffowi.
Reasumując: budowa pałacu rozpoczęta została prawdopodobnie już w połowie XVIII wieku przez kasztelana Stanisława, w oparciu o wzór pałacu w Czempiniu. Z kolei następny właściciel – starosta Józef, przystawił w ostatnim dziesięcioleciu XVIII stulecia loggię frontową. On tez inspirował wykonanie dekoracji salonu, co miało miejsce w latach 80 – tych XVIII w. W takim kształcie architektonicznym pałac doczekał następnego właściciela i swego najbardziej znanego mieszkańca - generała Dezyderego.
Generalska przebudowa
W ciągu 1 połowy XIX w. gen. Dezydery Chłapowski przebudował i rozbudował barokowy pałac w nowym i tak modnym w okresie romantyzmu stylu neogotyckim. Z jasnego, przestronnego, barokowego pałacu zamierzał stworzyć zamek, który miał nawiązywać do średniowiecznych warowni. Taka była moda romantyczna i wymogi nowej epoki. Ze strony samego Dezyderego było to też odcięcie się od tradycji osiemnastowiecznej oraz stylu życia ojca generała, starosty Józefa Chłapowskiego, którego poglądy, upodobania i przekonania były skrajnie różne od poglądów syna.
Niewątpliwie tego typu działaniem było usunięcie herbów rodzinnych widniejących niegdyś w naczółku frontowego ryzalitu pałacu. Fronton był zakończony tympanonem z tarczą herbową, którą zdjęto dopiero za generała, przy czym bezceremonialnie zniszczono piękną osiemnastowieczną kamienną rzeźbę tarczy, ucinając ją celem wmontowania kwadratu cyferblatu zegara, symbolu pracy organicznej.
Prace budowlane podjęte zostały z inspiracji generała w latach 20 – 30 i zakończone przed połową XIX w. Rozbudowano wtedy wschodni ryzalit frontowej elewacji, dostawiając do niego masywną, lecz niską wieżę zwieńczoną krenelażem, pierwotnie nietynkowaną z ostrołukowymi oknami. Atrapy ostrołukowych okien nałożono też na korpusie głównym pałacu, wsparto go też w tym czasie dodatkowo uskokowymi przyporami, które miały sugerować, że pałac jest znacznie starszy. Przeprowadzona nowa organizacja wnętrz parteru miała na celu adaptację ich na pokoje dla weteranów wojen napoleońskich, dawnych towarzyszy generała.
Zmiany te zostały częściowo zniwelowane w trakcie późniejszych przebudów pałacu. Zachowała się zwieńczona krenelażem wieża oraz neogotycka kaplica dobudowana w latach 1846 – 1847 do wschodniej elewacji rezydencji, połączona z nią aneksem z przejazdem bramnym w przyziemiu. Kaplica została wybudowana według pomysłu córki generała Dezyderego Zofii Chłapowskiej, późniejszej Koźmianowej. Sama zaś kaplica jest niewielką budowlą o wysmukłych proporcjach bryły nakrytą wysokim, dwuspadowym dachem z uskokowymi szczytami. Pozostawione w nietynkowanej cegle elewacje wsparte zostały uskokowymi przyporami i przeprute wydłużonymi, ostrołukowymi oknami.
Generał przebudował też loggię na froncie domu. Przeniósł do niej główne schody na I piętro. Dawne reprezentacyjne XVIII – wieczne schody skasował, uzyskał przez to nieco miejsca na I p. Neogotycka przebudowa pałacu odebrała mu światło i słońce. Generał uczynił z pałacu dom ponury i ciemny, taki, jaki powinien być zamek średniowieczny w pojęciu romantyzmu. Wewnętrzne przeróbki polegały na dzieleniu dużych pokoi na małe, powstały klitki i kliteczki. Ścianki działowe psuły proporcje wysokich XVIII – wiecznych pomieszczeń, ale pozwalały na zwiększenie ilości mieszkańców – towarzyszy broni generała. Podobno za czasów generała mieszkało w Turwi nawet do 100 osób, prawdopodobnie liczba ta dotyczy mieszkających również na folwarkach. Nie zmienia to faktu, że przygarnianie potrzebujących zawsze było cechą polskich dworów.
Po generale Dezyderym kolejnym właścicielem był jego drugi syn Tadeusz, żonaty z Różą Jezierską. Formalnie byli oni właścicielami majątku od 1860 r., trudno jednak mówić o ich samodzielnym mieszkaniu w Turwi, gdyż zmarli oboje w tym samym roku, co generał, w r. 1879.
Słów kilka o Tadeuszu Chłapowskim
Urodził się w 1826 r., dziesięć lat później oddany został do szkół w Poznaniu, gdzie ukończył słynne gimnazjum Marii Magdaleny na Placu Bernardyńskim. Następnie kontynuował naukę na studiach prawniczych w Berlinie. Był jedynym z trzech synów generała, który posiadał wyższe wykształcenie. Po studiach odbył jednoroczną służbę wojskową, jak wszyscy synowie generała służył w artylerii. Następnie pracował w sądach w Śremie i Wrześni.W 1856 r. wrócił do Turwi, gdzie pod okiem ojca wprawiał się do objęcia majątku, co nie było łatwe przy autorytarnym charakterze ojca. W wieku 32 lat, w 1858 r. T. Chłapowski rozpoczął pracę parlamentarną. Mandat poselski sprawował przez kolejnych 15 lat, do 1873 r. W Kole Polskim pełnił funkcję sekretarza. W sejmie Tadeusz Chłapowski przemawiał m.in. na temat tłumaczy sądowych i uwzględnienia obu języków (niemieckiego i polskiego) w sądownictwie. Występował też w obronie Ziemstwa Kredytowego w Poznaniu, które Niemcy chcieli skazać na powolną likwidację, gdyż była to instytucja nieomal czysto polska. W 1868 r. w wieku 42 lat Chłapowski ożenił się z 21 – letnią Różą Jezierską, wnuczką gen. Franciszka Morawskiego z Luboni k.Leszna. Z Tadeuszem Chłapowskim wiąże się jedna z większych katastrof finansowych dotyczących nie tylko rodziny, ale dużej części ziemiaństwa wielkopolskiego. Otóż w 1863 r. trzej ziemianie: Ignacy Bniński, Stanisław Plater Broel i T. Chłapowski, założyli spółkę, której celem było prowadzenie interesów bankowych i komisowych, w rzeczywistości jednak działalność była o wiele szersza, wypływająca z idei pracy organicznej: obrona ziemi przed wykupem niemieckim, ratowanie zagrożonych majatków przez przejęcie ich administracji, skierowanie ziemian do interesów handlowo – finansowych, w myśl nowych zasad pozytywistycznych. W zamyśle założycieli „Tellus”, bo tak nazywała się ta spółka, miał być wielką instytucją finansową, kierującą życiem gospodarczym w Poznańskiem pod egidą warstwy ziemiańskiej. Zbyt szeroko prowadzone interesy, głównie zbyt wielkie kredyty w stosunku do kapitału bankowego doprowadziły jesienią 1873 r. do upadku banku. Ta nowa sytuacja finansowa spowodowała duże trudności w majątku w Turwi. Z ogromnych długów rodzinną posiadłość wyprowadził dopiero doskonały rolnik, syn Tadeusza – Zygmunt.
Zygmunt Chłapowski
Po śmierci Tadeusza w 1879 r. przez kilkanaście następnych lat majątek należał do małoletnich dzieci Tadeusza i Róży. W końcu w 1893 r. właścicielem został najstarszy z rodzeństwa, jedyny syn - Zygmunt Chłapowski. Za jego czasów nastąpiła kolejna przebudowa pałacu. Miała ona miejsce przed ślubem Zygmunta z Teklą Mańkowską w 1909 r. Prace budowlane zaprojektował poznański architekt Stanisław Borecki. Przeróbka z początku XX w. polegała przede wszystkim na odnowieniu fasad i usunięciu drewnianych imitacji ostrołuków nad oknami. Przebudowa objęła również loggię, skąd wyrzucono brzydkie i szpecące galerię na piętrze schody. Schody wejściowe zostały umieszczone w głównej bryle budynku, co przywróciło stan z XVIII wieku. Dość znacznie przebudowane zostały wnętrza. Skasowano wszystkie klitki i składziki, alkowy i przepierzenia wzniesione przez gen. Dezyderego. Pałac zmodernizowano instalując centralne ogrzewanie, łazienki i sanitariaty. Elektryczność zaprowadzono dopiero w 1916 roku, prąd czerpano z akumulatorów w gorzelni. Do tej pory dom był oświetlany naftą, a później spirytusem.
Ponieważ Zygmunt i Tekla Chłapowscy nie mieli dzieci, po nagłej, tragicznej śmierci Zygmunta w 1919 r., stanęła sprawa ustanowienia dziedzica rodzinnego majątku. Młoda, bo zaledwie 34-letnia wdowa przekazała Turew siostrzeńcowi swego zmarłego męża, Krzysztofowi Morawskiemu. Ostatni właściciel Turwi nie był więc Chłapowskim po mieczu, a jedynie po kądzieli. Jego matka z domu Chłapowska była drugą żoną profesora filologii klasycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim - Kazimierza Morawskiego pochodzącego, z sąsiedniego Jurkowa.
Ostatnia przebudowa pałacu
Krzysztof Morawski jest autorem trzeciej przebudowy pałacu turewskiego, która miała miejsce na przełomie lat 1937/38, właśnie przed jego ślubem. Dotyczyła ona głównie zmiany przeznaczenia i niewielkich przeróbek pokoi na I piętrze. W dotychczasowej sali jadalnej urządzona została biblioteka, sale jadalną przesunięto o jeden pokój dalej, z dwuokiennego kredensu K. Morawski urządził sobie pokój do pracy. Również w tym czasie kuzyn Krzysztofa Franciszek Morawski, architekt, przerobił schody na II piętro.
Ostatni właściciel Turwi – Krzysztof Morawski urodził się w 1903 r. w Turwi, w 1928 r. ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Poznańskim i wtedy objął prowadzenie majątku. Okazał się świetnym gospodarzem, do tego stopnia, że pomagał licznym krewnym i sąsiadom w tzw. sanowaniu majątków, czyli oczyszczaniu ich z długów, co miało miejsce zwłaszcza po latach kryzysu gospodarczego. Jak sam wspominał, był taki okres w latach trzydziestych, gdy zarządzał 11-oma majątkami ziemskimi, ratując je przed bankructwem, W 1937 r. został Dyrektorem Towarzystwa Melioracji Obry. Jako oficer 55 pp w Lesznie brał udział w wojnie obronnej w 1939 r., ciężko ranny w bitwie nad Bzurą stracił oko. Okupację spędził w Generalnym Gubernatorstwie. Za udział w Powstaniu Warszawskim odznaczony został Krzyżem Walecznych. Po wojnie zamieszkał w Kościanie, pracując w Państwowych Nieruchomościach Ziemskich w Poznaniu. Na początku lat pięćdziesiątych przeniósł się z rodziną do Warszawy, gdzie był współzałożycielem Klubu Inteligencji Katolickiej. Jako świetny organizator stał się też jednym z twórców jego bazy gospodarczej, finansującej działalność ruchu. był naczelnym dyrektorem „Libelli” – katolickiej spółdzielni pracy
Współpracował z Wydawnictwem „Znak” w Krakowie, Wydał dwie wartościowe książki: w 1973 r. „O Kazimierzu Morawskim”, a w 1981 r., już po jego śmierci ukazały się „Wspomnienia z Turwi”. Obie te wspomnieniowe pozycje są bezcenną kopalnią wiadomości o rodzinach Chłapowskich i Morawskich oraz nieocenionym źródłem wiedzy o środowisku ziemiańskim, jego działalności, obyczajach i życiu codziennym.
Żoną Krzysztofa Morawskiego była Anna Wańkowicz , córka Witolda, dzierżawcy majątku państwowego w Jerce. Ich ślub i wesele w 1938 r. w jereckim dworku szczegółowo opisała najstarsza córka Krzysztofów – Dorota Mycielska w książce „Wańkowicze w Jerce”. Oprócz Doroty, niestety też już nieżyjącej Krzysztofowie Morawscy mieli jeszcze dwie córki: Klarę, od wielu lat zamieszkałą w Kanadzie i Elżbietę, która mieszka i pracuje w podwarszawskich Laskach w Zakładzie dla Ociemniałych. Jedyny syn Krzysztofów – Jan zginął tragicznie w dzieciństwie.
Na koniec tej historii o domu i ludziach cytat ze wspomnień Krzysztofa Morawskiego dotyczący najważniejszego pomieszczenia w każdym polskim dworze i pałacu, moim zdaniem znakomicie opisujący miejsce i wspaniale oddający klimat czasów, które bezpowrotnie odeszły: „Salon turewski nie był zimną salą balową z meblami stawianymi pod ścianami, ale żywym i przyjemnym mieszkalnym pokojem. Atmosfera Sali była przytulna, co biorąc pod uwagę jej rozmiary wydaje się dziwne, ale tak było w istocie. Charakter rodzinny podkreślało dwanaście portretów czterech generacji, wiszących między stiukowymi girlandami. Stare złocenia ram i tonacje XVIII w. nadawały całemu pokojowi ciepły akcent. W trzech rogach salonu stały kanapy z fotelami wokoło stołów. Fotele te, niezwykle wygodne, były bez stylu, ale przyjemne. Latem siadywano pod oknem wkoło dużego stołu w stylu Ludwika XV, właściwie biurka z brązami. Takich biurek używają francuscy ministrowie. W pozostałych rogach salonu widać było typowe polskie mahonie. Zimowe etablissement było w głębi salonu; przy okrągłym mahoniowym stole stały wygodne, zielone fotele, w które zagłębiali się domownicy zgromadzeni po posiłkach. Tyle czasu, pewnie o wiele za dużo, spędziłem za moich młodych lat na tych fotelach. Wydaje mi się czasami, że tam jest jak gdyby moje właściwe stałe miejsce. Jeżeli twierdzimy, że człowiek przynależy do swojego kraju i nie może się od niego oderwać, to tak samo można powiedzieć o powiecie, o wsi i o domu, a w tym domu o pokoju i miejscu w tym pokoju. Ja przywiązany jestem nie tylko duszą, ale i ciałem do zielonkawego w dyskretne kwiatki fotela w turewskim salonie. Gdybym miał na jednym miejscu przebyć wieczny spoczynek, niechby to było tam!”.
MAGDALENA LAJSZNER
44/2012