Magazyn koscian.net
22 kwietnia 2014Pamiętajcie o ogrodach
O wiośnie, ptasim menu i potrzebie równowagi w naszym najbliższym otoczeniu, z profesorem doktorem habilitowanym Jerzym Kargiem z turewskiego Zakładu Biologii Środowiska Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN rozmawiała Alicja Muenzberg-Czubała
- Panie profesorze. Wiosna!
- O tak. W tym roku wiosna jest wyjątkowo wcześnie. W naszym parku już przekwitają zawilce! Wiele dzieje się u ptaków... Dla paru gatunków wiosna zaczęła się dawno temu. Na przykład - od połowy lutego są już u nas pospolite ostatnio – żurawie. Mają już gotowe gniazda. Łabędzie w tym roku trzymały się blisko swoich siedlisk, bo zima była lekka. Kruki gniazda założyły już w końcu lutego! Już powolutku mogą być młode. Lęgi zaczęły synogarlice, pospolite miejskie ptaki często mylone z gołębiami. Na niebie widujemy ogromne stada gęsi lecące to na wschód, to na zachód, to na północ. Czasem jest ich kilkaset, czasem nawet kilka tysięcy. Kierunek mają ściśle wyznaczony – północ. Będą rozmnażać się w syberyjskiej tundrze. Gdy latają to tu, to tam, tak naprawdę szukają miejsca na postój. A skoro była mowa o żurawiach, dziś to pospolite ptaki, a jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku były niesłychanie rzadkie. Podobnie jest z łabędziami. W latach siedemdziesiątych w Polsce było tylko kilkadziesiąt sztuk łabędzi. Jedno większe stado. Na Mazurach. Teraz można je spotkać w miastach. Żurawie kiedyś były wręcz przysłowiowo płochliwe. Bardzo bały się człowieka. Dziś żyją coraz bliżej niego.
- Musiały się przyzwyczaić. Jesteśmy już wszędzie...
- To też. Ptaki te od lat są objęte ochroną. Zdarzają się oczywiście incydenty, ale jednak nie wyobrażamy sobie dziś kłusowania na nie. Dziś człowiek jest tu największym drapieżnikiem. Jeśli nie robi krzywdy, ptaki przestają się go tak bardzo obawiać. Zmienił się nasz stosunek do tych niezwykle pięknych ptaków i z roku na rok jest ich coraz więcej. A bóbr? Jeszcze niedawno w Polsce go wcale nie było. Został introdukowany, czyli wprowadzony do środowiska jeszcze raz i...
- ...z dużym sukcesem. Są nawet tuż przy miastach. Na przykład w Czempiniu...
- Właśnie. Nawet z za dużym sukcesem! Bóbr zaczyna broić. Wystarczy pogadać z rolnikami. Podtapia im łąki. Trudno bobrom wytłumaczyć, by nie budowały tam (uśmiecha się). To doskonali inżynierowie budownictwa i nie mają już naturalnych wrogów. Człowiek przestał na nie polować dla sadła i mięsa, a i bobrowe czapki wyszły z mody. Nie ma u nas ani rysi, ani wilków. Równowagę przywróciłby ich powrót, ale ludziom się do tego nie spieszy. Wilków nikt nie chce, bo one chętnie łaszą się na łatwe do upolowania zwierzęta gospodarskie i godzą w interesy myśliwych.
- Wyjadłyby im przyszłe trofea. Do tego bajki wpoiły w nas strach przed wilkami.
- O tak, trochę przesadny. Mamy tu jednak prawdziwy konflikt interesów... A wracając do wiosny, gniazda budują też gawrony. To bardzo hałaśliwe ptaki. Żyją w wielkich stadach. Jedno kiedyś było koło dworca w Kościanie. Powinny być też w parku miejskim i na cmentarzu. Dawno tam nie byłem... Bardzo duża kolonia tych ptaków jest teraz w Gołębinie na starych platanach. Wiosnę można poznać po hałasie jaki robią. W Gołębinie panuje teraz niesamowity wręcz rozgardiasz... Ale co dalej. Bociany powinny być lada dzień. Może zanim nasza rozmowa trafi do druku już będą? Na pewno są już w drodze i o ile pogoda im dopisze, powinny być tu lata dzień. Niedługo przylecą też jaskółki...
- Jest co obserwować...
- O tak. Cały rok... Warto poobserwować, kto żyje obok nas. A mamy sporo sąsiadów. Często bliżej, niż nam się zdaje. Ot, za oknem, w gniazdku na drzewie po drugiej stronie ulicy... I to nie tylko w czasie ptasich godów, choć te są najbardziej spektakularne. Najwygodniej obserwować ptaki zimą – po prostu w karmniku. Ptasie koterie, układy, kłótnie i wojenki, a do tego prawdziwą walkę o życie. A więc wróble i sikory, a do tego krogulce, które próbują je przy karmniku łowić, a do tego podstępne koty czające się w ukryciu... Zima to najtrudniejszy czas dla ptaków. Żaden ptasi gatunek nie ma przywileju przesypiania jej. Dlatego tak ważne jest, by je trochę w tym trudnym czasie wesprzeć... Choć tu zdania uczonych są podzielone. Jedni zalecają dokarmiać, inni uważają to za ingerencję w naturę.
- Ptasie menu dla Pana, Panie profesorze, to zdaje się temat badawczy...
- Ja tak naprawdę jestem entomologiem, a nie ornitologiem, choć wielu ludzi kojarzy mnie właśnie z ptakami, w istocie badam świat owadów. Ptaki interesują mnie więc przede wszystkim w związku z owadami. Chcę dowiedzieć się czym żywią się konkretne gatunki ptaków.
- Tu obserwacja byłaby trudna...
- Niemożliwa wręcz. Nie jesteśmy w stanie zaobserwować, co łapie w locie ptak. A ja na dodatek chcę wiedzieć dokładnie co. Jaki gatunek.
- Zostaje badanie tego, co wydalają.
- O właśnie. Niezbyt ładnie to brzmi, ale właśnie to badam – kupki i wypluwki. Co to wypluwki? To czego organizm nie jest w stanie przetrawić, zbija się w kulkę, którą potem ptak zwyczajnie wypluwa. To rozsądne rozwiązanie. Są tam chitynowe pancerzyki, zęby, sierść, fragmenty kości. Kupki i wypluwki zbieram więc i potem trafiają na moje biurko, i pod mikroskop.
- To iście koronkowa robota
- O tak... Delikatnie rozwijam taką wypluwkę i każdy element staram się rozpoznać i przypisać konkretnemu stworzeniu, które stało się ofiarą ptaka. I taka na przykład ciekawostka: trznadel je ziarno, ale swoje młode karmi owadami. Ziarno byłoby dla nich zbyt trudne do strawienia.
- A co jedzą na przykład piękne i pożyteczne jaskółki, i czemu Unia Europejska jest ich wrogiem?
- Bzdura totalna – macha ręką profesor. - Kazali niszczyć gniazda, ale na szczęście już się z tego wycofują. Jaskółki w oborach tępią muchy. Ciężko pracują też na polach. Ich podstawowym menu są szkodniki żerujące w rzepaku – słodyszek, którego larwy żerują w kwiatach, i chowacz, którego larwy z kolei żerują w łodygach. A zjeść tego muszą codziennie tyle, ile same ważą.
- To się muszą nalatać...
- I owszem. Jeśli chodzi o ganianie za jedzeniem, najbiedniejszy jest koliber. On cały swój czas poświęca na szukanie nektaru. To szukanie pochłania tak dużo energii, że ciągle jest głodny. Jaskółki – bo od nich zaczęliśmy - zjadają też oczywiście pożyteczne owady, jak chociażby mrówki we wczesnoletnim locie godowym. Cóż, nikt nie jest doskonały... To samo co jaskółki jedzą też jerzyki – a więc i szkodniki i mrówki, i... Rzecz jednak w tym, że rolnicy często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo ptaki im pomagają. Że gdyby nie one, zamiast kilograma pestycydów, wylać musieliby na pole pięć razy tyle, by w ogóle zebrać jakiś plon. Niszczy się bezmyślnie krzewy i drzewa na miedzach, a tym samym przegania się stamtąd pożyteczne stworzenia. Zalesienia też robi się dość bezmyślnie...
- Idea jest dobra...
- Niby tak, ale zalesia się grunty porolne, a do gruntów porolnych zalicza się podmokłe łąki. Żeby więc dostać pieniądze za zalesienie, sadzi się tam olchę, bo nic innego tam nie urośnie i zamiast lepiej, jest gorzej. Na łące rosło o wiele więcej gatunków roślin i żyło o wiele więcej gatunków stworzeń, niż w olchowej drągowinie. Ekosystem więc znacznie zubożał. Kiedyś w przemęckim parku krajobrazowym, tuż przy jeziorze, spotkałem pana rolnika, który właśnie taką podmokłą łąkę orał. Akurat tej wiosny nie było tam wody. Nic mu tam nie urośnie i on to wie. Zaorał, żeby dostać dopłatę, a że zniszczył taką piękną podmokłą łąkę... Od lat mówi się o tym, by dopłaty były też za zadrzewiania śródpolne. Mówi się, i na tym się kończy, a z roku na rok karczuje się coraz więcej. Mam nadzieję, że tym razem to przejdzie.
- Chodzi o ostoje dla zwierząt? Z tego przecież nie ma plonów...
- O tak, chodzi o zwierzęta, ale nie tylko. Też o czystość wód gruntowych i chociażby ochronę pól przed wiatrami. Z tego są plony. W tym rzecz. Jeśli odpowiednie drzewa czy krzewy są w odpowiednim miejscu, pomagają rolnikom w zdobywaniu lepszych plonów. Robiliśmy kiedyś badania porównawcze u nas i we wschodniej Rumunii, gdzie się jedzie i cały czas jak okiem sięgnąć widać tylko pola kukurydzy. Mają tam potworną ilość szkodników. Stosowali duże ilości pestycydów, a zbiory i tak nie były rewelacyjne. Zadrzewienia śródpolne, które zakładał tu w Turwii i okolicy generał Dezydery Chłapowski, i które od dwudziestu lat staramy się uzupełniać, to optymalny krajobraz. Komisja Europejska przyjęła go jako wzorcowy. Nawet na Antypodach go doceniono. Piętnaście lat temu była tu u nas właścicielka bardzo dużego gospodarstwa w południowej Australii. Potem pojechała do Danii, Anglii, Francji i ostatecznie uznała, że nasz model – czyli model Chłapowskiego – jest absolutnie najlepszy i stosując go przy użyciu tamtejszej roślinności – zbudowała krajobraz swojego gospodarstwa. Ponoć się sprawdza. Co jednak jestem w Australii, jej akurat nie ma i niestety jeszcze tego nie widziałem. Mam nadzieję, że następnym razem się uda – uśmiecha się.
- Na czym polega ten fenomen?
- Na mozaice różnych środowisk. Chłapowski wprowadził zadrzewienia śródpolne, wykopał masę oczek wodnych, wprowadził uprawy wieloletnie, a na podmokłych terenach założył łąki. To było genialne. Dwieście lat temu zrobił coś, co dziś nauka uznaje za najlepsze z rozwiązań – maksymalnie zdrowy i bogaty krajobraz, który jednocześnie daje maksymalne plony. Taki krajobraz przechwytuje i utylizuje aż dziewięćdziesiąt procent związków azotu. Bo, z czego często rolnicy też słabo zdają sobie sprawę, bardzo dużo tego, co sypie się na pola ucieka głębiej. Drzewa i krzewy są doskonałą barierą dla groźnych azotynów i dla pestycydów też. Rosną na tym, jak marzenie i sprzątają, co nam umknęło.
- I jednocześnie gniazdują tam wielcy sprzymierzeńcy gospodarzy...
- Jesteśmy częścią natury i im bliżej niej będziemy, tym więcej ona nam da.
- My dajemy nie tylko dobro. Jak ludzkie śmieci wpływają na życie naszych ptasich sąsiadów?
- Znacznie. Mewy, kiedyś iście nadmorski ptak, teraz spotkać można w Kościanie, Poznaniu i innych miastach. Są wszystkożerne i żywią się na śmietnikach właśnie. Wiele z nich ginie po zjedzeniu wielkiego kawałka plastiku na przykład, albo prezerwatywy. O tak. Śmiecimy potwornie... Parę tygodni temu wyskoczyłem na Synaj. Była wycieczka na pustynię i to była najbardziej przygnębiająca wycieczka, na jakiej byłem. Tragedia. Jak okiem sięgnąć cała pustynia zasypana plastikami. Plastik jest wszędzie. U nas też. Nasze ptaki używają go do budowy gniazd i potem w nich marzną. Nie chroni przed zimnem tak, jak suche liście i łodygi. W plastikowy sznurek w gnieździe zaplątują się pisklęta i albo się duszą, albo nie mogą wyfrunąć z gniazda. Ostatnio zdejmowaliśmy w naszym parku krogulca. Wisiał dwadzieścia metrów nad ziemią. Sznur wgryzł mu się w mięśnie nogi. Długo pracowaliśmy, by go zdjąć i potem podleczyć. Na szczęście wyszedł z tego. Takich wypadków jest dużo. Bardzo często z powodu sznurków giną bociany. Giną też, bo potrafią zjeść niesamowite rzeczy: kawałki cegły, kamienie, metalowe śruby, druty, plastiki. Prawdopodobnie łykają to po to, by służyło do rozcierania jedzenia w żołądku, podobnie robi przecież kura, ale niektóre rzeczy po prostu zabijają. A propos, bocian to paskudny drapieżnik. Zjeść może wszystko i ma takie kwasy żołądkowe, że trawi nawet kości. Tylko z chityną sobie nie radzi. no i z metalem, i cegłą...
- Nie jesteśmy miłym sąsiadem...
- Nie bardzo... Dlatego ważne, by nie szkodzić tak po prostu, z bezmyślności. Zdrowy krajobraz to też nasz zdrowie.
Gazeta Kościańska 15/2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Ziołolecznictwo urzędu miasta tylko ludźmi się zajmuje.