Magazyn koscian.net
13 marca 2012Pies wrócił do właścicieli
Pies, którego ktoś chciał utopić w Obrze, z nurtów rzeki uratowały go dwie trzecioklasistki z Kościana, wrócił do właścicieli. Odebrali go ze schroniska w Gaju, gdzie trafił w grudniu 2011 r. Sprawa wydaje się co najmniej dziwna, szczególnie przy założeniu, że to sami właściciele chcieli się w ten sposób pozbyć zwierzaka
O uratowaniu psa z nurtów Obry pisaliśmy w grudniu 2011 r. w artykule pt. ,,Bohaterki’’. Przypomnijmy, że Ada Mika i Marta Dziura, dwie trzecioklasistki z kościańskiej Szkoły Podstawowej nr 4 uratowały psa, którego ktoś zrzucił do rzeki z mostu na ul. Łąkowej w Kościanie. Dziewczynkom, które bez chwili namysłu rzuciły się do wody, towarzyszyły gimnazjalistki: Karolina Matysiak i Zuza Mika z Gimnazjum nr 4.
- Było około godziny 16. Ada i Marta zauważyły starszą, grubszą panią w długiej, czerwonej sukience. Miała jasne, krótkie, lokowane włosy. Wrzuciła psa do wody i uciekła. Obie pobiegły i z brzegu weszły po psa. Ja doszłam do nich chwilę później, by nie wpadły do wody. Ada miała mokre buty, bo się poślizgnęła. Wspólnymi siłami wyciągnęłyśmy psa na brzeg. To był nieduży kundelek. Cały się trząsł, więc Marta zdjęła bluzę i go okryła. Wsadziłyśmy go do koszyka i zaniosłyśmy do weterynarza, który dał mu lek przeciwbólowy – relacjonowała wówczas Karolina Matysiak. A jej koleżanka z klasy Zuzia Mika dopowiadała, że kobieta miała na głowie fioletowy beret i opuchniętą twarz. To do jej domu trafił teraz z Gaju uratowany zwierzak.
Mimo prób właścicieli psa nie udało się odnaleźć. Żadna z dziewczyn nie mogła przygarnąć uratowanego zwierzaka, bowiem każda z nich ma już psy. Dlatego o wszystkim poinformowały Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Kościanie, gdzie otrzymały pomoc. Pies został przewieziony do schroniska w Gaju. Został poddany leczeniu złamanej łapy. Zarówno dziewczynki, które psa uratowały, jaki i działacze Towarzystwa podejrzewają, że to właścicielka próbowała utopić zwierzaka. O sprawie zawiadomiono też policję. Sprawa została jednak umorzona.
- Gdy dowiedziałam się, że właściciele chcą odebrać psa, zadzwoniłam do Gaju prosząc, by go nie wydawali. Bezskutecznie. Dopóki policja prowadziła śledztwo w tej sprawie to pies miał legowisko w domu pod kaloryferem, a gdy sprawę umorzono trafił na dwór pod schody. Byłam tam osobiście. Na podwórku, bo do domu mnie nie wpuszczono. Pies leżał pod schodami na legowisku ze styropianu i szmat. Wyglądał marnie. Sierść mu wypadała, więc zostawiłam lek. Właściciel zapewniał mnie, że pies ma aż za dobrze. Tłumaczył, że wielokrotnie uciekał przez szczelinę w płocie. Od początku nie wierzyłam, że ktoś obcy mógł go wrzucić do Obry, ale nie mam szans udowodnić, że właściciel kłamie. Żal psa – mówi Elżbieta Drozda z kościańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, ubolewając, że dziewczynki, które narażając własne życie i zdrowie wyciągnęły psa z wody, nie usłyszały nawet dziękuje.
Razem z panią Elą w odwiedziny do uratowanego psiaka poszły też Ada, Zuzia i Karolina. Było to w lutym, przed feriami. Wszystkie potwierdzają, że pies był w złym stanie i wyglądał gorzej niż w dniu, gdy go ratowały. Był wyraźnie wygłodniały, wystawały mu żebra i miał place bez sierści, które – jak tłumaczył właściciel – powstały po pogryzieniu przez innego psa. W ich ocenie, sierść wypadła z powodu niedożywienia. Przy legowisku nie miał nawet miski z wodą. Wyraźnie bał się, gdy właściciel go wołał. Dopiero, gdy usłyszał znajomy głos Karoliny wybiegł spod schodów.
- Poznał nas! Podbiegł do nas i merdał ogonem. Przytuliłam go – cieszy się Ada, przyznając, że wolałaby, aby pies znalazł lepszą rodzinę.
- Właściciel zapewniał, że psy są w domu, ale moim zdaniem mieszkają pod schodami. Mają tam podobno ciepło, bo legowisko wypchane jest styropianem. Właściciel mówił, że pies dużo je, ale gdy go głaskałam czułam same kości – dodaje Karolina, stwierdzając, że czuła iż właściciel kręci i kłamie. – Nie pytałyśmy o nic, a on się tłumaczył, jakby czuł się winny. Powiedział, że gdy za kilka dni wróci córka, to nam podziękuje. Do dziś nic.
- Powiedział to tak, jakby chciał żebyśmy już sobie poszły. Mówił jeszcze, że psy mają u niego luksus i są karmione dwa razy dziennie – przytacza Zuzia.
Wkrótce dziewczyny z ,,czwórki’’ planują kolejną wizytę. Boją się, że psiakowi może się coś stać. Wszystkie zapewniają, że nie zniechęci ich to i kolejny raz, gdy zajdzie taka potrzeba, pomogą potrzebującemu zwierzakowi. (kar)
10/2012
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Co facet chciał udowodnić zabierając psa? Jeśli chce go mieć, musi o niego dbać. I tyle. Niepokojąca jest cała ta sytuacja. Na pewno wymaga "monitorowania". Nie można zgubić tego dobrego co zrobiły dziewczyny. Żal zwierzaka. Naprawdę, niektórzy ludzie to niewiele z człowieczeństwem mają wspólnego!