Magazyn koscian.net
15 stycznia 2013Pomysły kłębią się w głowie
Zdjęcie powstaje w głowie, a nie w aparacie, czy innym urządzeniu. Mało tego, ono tam cały czas siedzi i ma wpływ na każde następne – uważa Marcin Ratajczak z Czempinia. Od trzech lat fotografią zarabia na życie. Myślał o ślubach. Szybko odkrył nowe możliwości. Przed kilkoma tygodniami wykonał sesję fotograficzną Wiktorka, laureata konkursu „Wakacyjny uśmiech dziecka” organizowanego przez „Gazetę Kościańską”
Trudna przyjaźń z komputerem
Fotograficzne studio Marcina Ratajczaka znajduje się w samym centrum Czempinia, na tyłach rynku. Najłatwiej dostać się tam od ul. Ogrodowej. Jego wyposażenie to sprzęt do fotografowania, komputer i zestaw rekwizytów zebranych w walizce i na półkach niewielkiego regału. Obiektem fotografowania są… gumowe dywaniki samochodowe.
- Mam do sfotografowania dwieście sztuk. To zlecenia od stałego klienta prowadzącego sklep internetowy. Wydaje się, że to bardzo proste. W praktyce okazuje się, że niezupełnie. Najpierw trzeba znaleźć sposób. Później to już żmudna praca przy komputerze – wyjaśnia Marcin Ratajczak, z zawodu budowlaniec.
Za aparat fotograficzny złapał w szkole podstawowej. Pierwsza była Smiena. Później Zenit. Poważniejszym zakupem był już Canon EOS 5. Wszystkie służyły do amatorskiego wykonywania zdjęć. Fotografowania uczył się sam i w kółku fotograficznym. Pierwszymi „zleceniami” były różnego rodzaju uroczystości. Najczęściej była to po prostu przysługa. Długo wzbraniał się przed połączeniem fotografii z komputerem. Z analogowym aparatem nie chciał się rozstać nawet wtedy gdy w powszechnym użyciu były już „cyfrówki”.
- Bardzo długo byłem przeciwny fotografii cyfrowej. Nie miałem kontaktu z komputerem. Drażniło mnie wszystko, co było z nim związane – przyznaje mieszkaniec Czempinia. – Jakiś czas pracowałem we Włoszech jako geodeta przy budowie autostrad i tuneli. Tam okazało się, że to praca z elektronicznymi narzędziami i programami graficznymi. Wtedy zauważyłem potencjał tkwiący w technice. Spodobała mi się praca z komputerem. Wszystkiego uczyłem się sam. Kupiłem swój pierwszy aparat cyfrowy Canon EOS 30D. Jak na tamte czasy był to aparat ze średniej półki.
Impuls do działania
Do fotografii cyfrowej ostatecznie przekonał się już w Polsce. Zdjęcia wywoływał w Poznaniu. Któregoś razu pomylił filmy. Do wywołania zabrał „czysty”. Na miejscu dowiedział się, że w laboratorium zdjęcia wykonane i aparatem analogowym, i aparatem cyfrowym wywoływane są w taki sam sposób.
- Zdjęć robiłem dużo. O fotografii cyfrowej nie miałem pojęcia. Zacząłem czytać. Okazało się, że bez komputera nie ma sensu się za to zabierać – mówi Ratajczak. – Szybko doszedłem do wniosku, że fotografia cyfrowa ma swoje zalety. Mam większą kontrolę od momentu zaplanowania do wywołania zdjęcia. Do druku oddaje się już przygotowane. Wiem jak gotowa fotografia będzie wyglądała.
Fotografie wykonane już aparatem cyfrowym zdecydował się poddać ocenie. Do dziś w studio wisi dyplom za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie „Moje magiczne miejsce”, organizowanego przez Urząd Gminy w Czempiniu. Nagrodą był wyjazd z samorządowcami do partnerskiej gminy Badacsonytomaj na Węgrzech.
- Wziąłem ze sobą aparat. Robiłem zdjęcia podczas całej imprezy. Potem je udostępniłem – wspomina czempiński fotograf. – W takim momencie człowiek zaczyna wierzyć w siebie. Wówczas zrodziła się myśl, żeby zająć się tym na poważnie. Zdawałem sobie sprawę, że nie ma mowy, żeby zacząć działać z tym co mam.
Szansą na rozwinięcie skrzydeł był program dotacji dla osób bezrobotnych prowadzony przez Powiatowy Urząd Pracy w Kościanie.
- Bodźcem do założenia działalności było to, że nie robiłem tego, co bym chciał. Najbardziej zależało mi na czymś swoim – przekonuje Ratajczak. - Szukałem sposobu na zarabianie pieniędzy. Zdjęcia robiłem cały czas. W miarę możliwości poznawałem fotografię cyfrową. Wszystko dokładnie przemyślałam.
Porcelana w obiektywie
Całą dotację z Powiatowego Urzędu Pracy przeznaczył na zakup sprzętu – aparatu, obiektywu i dwóch lamp do studia. Wszystko dobrej klasy.
- Poprzez założenie firmy zalegalizowałem to, co robiłem już wcześniej – przyznaje fotograf z Czempinia. – Już w trakcie kursu, w urzędzie pracy dostałem pierwsze zlecenie.
Te pierwsze zlecenie dotyczyło fotografii produktowej. Chodziło o wykonanie zdjęć porcelany do sklepu wchodzącego do Internetu.
- Okazało się, że to nie taka prosta sprawa - mówi o swoim pierwszym zleceniu pan Marcin. – To pokazało mi szersze możliwości. Mam już stałych klientów. To żmudna praca, ale przynosi dochód i satysfakcję. Rozwiązanie problemu to najciekawszy moment. Cieszę się, że zajmuję się tą dziedziną fotografii.
Fotografowanie produktów to tylko niewielki wycinek działalności. Do tego dochodzą wszelkiego rodzaju uroczystości, zdjęcia plenerowe i studyjne oraz odnawianie strych zdjęć. Priorytetem od początku działalności były śluby.
- Dokładnie przemyślałem, czy w Czempiniu jest miejsce na taką działalność. Chodziłem na śluby, żeby wiedzieć, kto wykonuje zdjęcia. Uważałem, że jest luka, którą można by wypełnić – stwierdza Ratajczak. – Ja nikomu nie przeszkadzam i nikt mi nie przeszkadza. W tym fachu najlepszą reklamą jest polecenie.
Ślub to wyzwanie
- Ślub to jedno z najciekawszych zajęć dla fotografa – ocenia pan Marcin. – Każdy to wyzwanie. Wszystko robię sam. Do wszystkiego się przykładam.
Wszystko zaczyna się od poznania młodej pary, miejsca w którym odbędą się ślub i wesele oraz ustalenie miejsca pleneru. Nie wszystkie pary wiedzą, czego chcą.
- Standardem jest zdjęcie grupowe. Kiedyś, gdy któryś z gości ziewnął, to się z niego śmiano. Dziś są pretensje do fotografa. Na jednym ze ślubów, gdy przyszła pora na zdjęcie grupowe, zaczęło podać. Ustawiłem wszystkich w holu i zrobiłem zdjęcie ze schodów. Wszyscy patrzyli w górę. Zdjęcie wyszło super. Trzeba trochę pomyśleć. Zawsze znajdzie się wyjście z sytuacji – zdradza tajniki pracy Ratajczak. – Fotograf powinien być jak najmniej widoczny. Coraz więcej zdjęć jest niepozowanych. Przypomina to bardziej ślubny reportaż.
Koniec ślubu i wesela to dopiero początek pracy fotografa. Jednym z najtrudniejszych elementów jest selekcja.
- Przy fotografii cyfrowej na ślubie robi się od półtora do dwóch tysięcy zdjęć. Z tego wybiera się około piętnastu procent – mówi Marcin Ratajczak. - Żeby porównać zdjęcia i szybko wybrać najlepsze potrzebny jest dobry komputer. Coraz częściej pary pozostawiają mi wybór.
Podobnie jest ze zdjęciami studyjnymi, które wracają do łask, i plenerowymi. Okazuje się, że wykonana przez profesjonalistę fotografia to pamiątka na lata. Tematem są już nie tylko dzieci. Coraz większą popularnością cieszą się zdjęcia kobiet z „brzuszkami”. W obu przypadkach przydają się rekwizyty.
- Jestem częstym bywalcem punktów z rzeczami używanymi. Wszystko bym kupił, gdybym miał gdzie to pomieścić – śmieje się fotograf z Czempinia. – Nie wystarczy jedna walizka.
Jednym z gości czempińskiego studia był roczny Wiktor Torchalski, jeden z laureatów konkursu „Wakacyjny uśmiech dziecka” organizowanego przez „Gazetę Kościańską”. Nagrodą dla niego była profesjonalna sesja fotograficzna.
- Wyszły naprawdę fajne zdjęcia. Jestem z nich zadowolony – mówi pan Marcin. Przyznaje, że dzieci nie zawsze są chętne do współpracy. – Zdarzyło się już, że w umówiony dzień zdjęć nie udało się wykonać. Niemowlak to fajny temat, ale trudny do zrealizowania.
Fotografia w głowie
Czempiński fotograf zdjęcia może liczyć w tysiącach. Z jakich jest najbardziej zadowolony?
- Gdy ktoś prosi mnie o wskazanie swojego najlepszego zdjęcia, nie mogę znaleźć żadnego. Na pracę poświęcam tyle czasu, że mało zostaje na swoje rzeczy. Swoje artystyczne zapędy mogę wyrażać w pracy, ale w pewnym sensie jest to ograniczenie – ocenia Ratajczak. – Pomysły kłębią się w głowie. Ludzi mam na co dzień w pracy. Brakuje mi czasu na pejzaże. Zdarzało mi się wstawać o czwartej nad ranem, żeby zrobić zdjęcie. Uwielbiam to robić. Najmniej ciekawe pod tym względem są wiosna i lato.
W swoich zbiorach ma także mnóstwo zdjęć Czempinia. Część wykonał z członkami Kółka Fotograficznego ZUMI działającego w czempińskim Centrum Kultury, które prowadzi. Kolejne powstały w ramach jego działalności w Stowarzyszeniu Przyjaciół i Sympatyków Ziemie Czempińskiej.
- Zdjęcie powstaje w głowie, a nie w aparacie, czy innym urządzeniu. Mało tego, ono cały czas tam siedzi i ma wpływ na każde następne – ocenia Marcin Ratajczak. – Pejzaże i portrety to dwa tematy, które mnie interesują. Chciałbym wystawić zdjęcia na indywidualnej wystawie. Mam już nawet folder „wernisaż”.
Na razie na głęboką wodę wypłynął za sprawą poznańskich projektantów prowadzących studio mode:lina architekci.
- Cokolwiek zrobią, zlecają mi wykonanie fotografii. Zdjęcia umieszczane są na ich portalu. Były także prezentowane w TVN 24 i w branżowych czasopismach – mówi Marcin Ratajczak. (h)
Fot. Marcin Ratajczak
02/2013
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Ładne zdjęcia Pan robi.