Magazyn koscian.net
31 października 2012Przede wszystkim rock and roll
Z Anną Spławską, kościanianką występującą w drużynie Libera w telewizyjnym show ,,Bitwa na głosy’’, a na co dzień nauczycielką w Zespole Szkół im. Marii Konopnickiej w Kościanie rozmawia Karina Jankowska
- Znalazła się pani w szesnastce Libera w trzeciej edycji ,,Bitwy na głosy’’. Dlaczego zdecydowała się pani wystąpić w tym właśnie telewizyjnym show?
- Zawsze byłam przeciwna tego typu programom, ale porównując wszystkie talent show doszłam do wniosku, że ten jest najlepszy. Oprócz zaprezentowania swoich umiejętności wokalnych można się też czegoś nauczyć. Nie jest to tylko szlifowanie piosenki pod kątem muzycznym, ale są i próby taneczne z fachowcami ze studia Eguroli. Nie bez znaczenia był fakt, że występuje się z grupą, a nie solo i nie trzeba dojeżdżać daleko na próby.
- Decyzja o wzięciu udziału w castingu była przemyślana, czy podjęta od wpływem chwili?
- To była spontaniczna decyzja, choć już wcześniej kłębiła mi się w głowie. Sprawdzałam terminy różnych przesłuchań i gdzieś wpadłam na informację o castingu w Obornikach. Pomyślałam, że to dość blisko i postanowiłam spróbować. Jak każdy miałam nadzieję, że przejdę. Dokładnie nie wiem, ale na przesłuchanie przyjechało z trzysta, czterysta osób. Casting był trzystopniowy. Do drugiego etapu dostało się mniej ludzi, a do trzeciego, w którym przesłuchiwał nas Liber, tylko trzydziestka. Z tej grupy wybrano finałową szesnastkę, w której się znalazłam.
- Przygotowywała się pani jakoś specjalnie do castingu?
- Zastanawiałam się tylko co zaśpiewać. To było dla mnie trudne, bo nie lubię śpiewać coverów. Trzeba było wybrać utwór, który pokaże moje walory głosowe i zaskoczy. Wybrałam moją autorską piosenkę, napisaną bardzo dawno temu i przebój rockowej grupy Queen ,,The show must go on’’. Gdzieś wyczytałam, że Liber bardzo lubi Queen, ale przede wszystkim dlatego, że to rockowy utwór i po angielsku, a jeden musiał być zaśpiewany w tym języku. To zaważyło na wyborze.
- Jaka atmosfera panuje w zespole?
- Bardzo fajna. W drużynie są młodzi ludzie, więc jest wesoło. Polubiliśmy się od razu. Nie znaliśmy się wcześniej, więc czasami zdarzają się spięcia, ale to nieuniknione. Każdy ma swoje zdanie i bywa, że się różnimy, ale zawsze w końcu osiągamy kompromis. Jeśli coś jest nie tak, mówimy o tym głośno.
- Dotarliście już do półmetka programu, za każdym razem zajmując miejsce w bezpiecznej trójce. Proszę zdradzić nieco kulis pracy na planie telewizyjnego show.
- Pracujemy naprawdę ciężko. Gdy są już wybrani wokaliści, zaczynają się próby taneczne. Jest ich więcej niż tych wokalnych. Próby są praktycznie codziennie, bo mamy tylko jeden dzień wolny, a czasem nawet nie. Ćwiczymy po kilka godzin dziennie, a w środy nawet osiem. Mimo wszystko udaje mi się to połączyć z pracą w szkole. Wszyscy włączamy się do akcji promocyjnej drużyny, mamy spotkania z fanami, wolontariuszami, władzami. Marcin (Liber – przyp. red.) pojawia się na próbach, wspiera nas i czuwa nad całością. To on decyduje o wyborze piosenki i razem z trenerem wokalnym wyznacza osoby, które ją zaśpiewają w programie. Trzeba wybierać piosenki znane i lubiane, które są spodobają widzom i na które zechcą zagłosować. Nie ukrywam, że chciałabym więcej rockowych utworów, ale rozumiem, że nie można zamknąć się tylko w tej stylistyce. Nie chcemy podrabiać oryginału, lecz zrobić piosenkę w swoim stylu i to jak najlepiej potrafimy. Ważne jest, by być sobą. Im jest mniej zespołów, tym mamy więcej pracy, bo teraz trzeba przygotować dwie piosenki, a dodatkowo utwór na otwarcie i zakończenie.
To, że doszliśmy tak daleko jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Początkowo jury oceniało nas surowo, ale z tygodnia na tydzień opinie są coraz lepsze. Zresztą każda uwaga jest dla nas cenna, więc nie ma co się obrażać, ale wyciągnąć wnioski, iść dalej i robić swoje. Nie załamujemy się. Liczy się cel, dla którego walczymy w tej bitwie, a to ludziom często umyka. Nie ,,bijemy’’ się o sławę. To przy okazji. Najważniejsze jest zdobycie pieniędzy na konkretny cel, a naszym jest pomoc stowarzyszeniu ,,Ludzki Gest’’ z Obornik.
- I piosenkę po takim właśnie tytułem nagraliście jeszcze przed programem…
- To było spontaniczne. Pomysł nagrania wyszedł od grupy. Chcieliśmy stworzyć piosenkę wesołą, która porwie ludzi i będzie nawiązywała do tego o co będziemy walczyć. Wspólnymi siłami stworzyliśmy utwór ,,Ludzki gest’’, Liber naniósł poprawki, dopisał swój fragment, podzielił nas na głosy i całość nagraliśmy w poznańskim studio. Trwało to wszystko bardzo krótko. Spotkaliśmy się zaledwie dwa razy. Żadna drużyna w tej edycji czegoś takiego nie zrobiła.
- Zdarzają się jakieś wpadki?
- Przewrotka na obcasach. Wysokie obcasy są dla mnie problemem, bo nie chodzę na co dzień w takich butach. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że na scenie jest dość ślisko i są schody. Ale zaciskam zęby i walczę. Czasem uda się coś wynegocjować z paniami stylistkami.
- Kiedy pojawia się trema i stres?
- Przed samym livem. Chociaż nie, adrenalina dochodzi już na próbie generalnej z udziałem jury. Mobilizujemy się, mamy przygotowane okrzyki dopingujące, skandujemy hasła, które potem prezentujemy u Kędziora. Wtedy czujemy się jednością, jesteśmy silni i gotowi do wyjścia.
- W czym tkwi siła szesnastki Libera?
- W tym, że wszyscy jesteśmy zwyczajnymi ludźmi. Nie udajemy nikogo, nie lansujemy się na gwiazdy, lecz staramy się być sobą. Po programie na żywo, jako jedyna drużyna, potrafimy wyjść do fanów, porozmawiać, podpisać autografy i stanąć do zdjęcia, mimo że jesteśmy głodni i zmęczeni. Szanujemy ich, bo przecież dla nich gramy. To jest nasza siła.
-
Przygodę z muzyką zaczęła pani bardzo wcześnie, bo od dziecka…
- …nawet wcześniej, od kołyski! (śmiech) Muzykę mam w genach. Rodzice mnie nią zarażali. Gdy miałam pięć lat wysyłali mnie na prywatne lekcje do pana Szymkowiaka. Miałam dużo zapału. Nawet mając 39 stopni gorączki, szłam na lekcje, bo nie było zmiłuj. Potem chodziłam do ogniska muzycznego i Państwowej Szkoły Muzycznej.
- Pamięta pani swój pierwszy zespół?
- Jasne. Mieliśmy niemałe osiągnięcia. Piosenka z moim tekstem i melodią znalazła się na pierwszym miejscu listy przebojów Radia Elka, gdzie utrzymywaliśmy się przez 39 tygodni. Mieliśmy też okazję zagrać jako suport znanych grup, m.in. Hey, Perfect, TSA, Wilki. Wystąpiliśmy też w programie telewizyjnym ,,Rower Błażeja’’. Wysłaliśmy płytę i po trzech miesiącach dostaliśmy zaproszenie. To była moja pierwsza styczność z telewizją. Z czasem nasze drogi się rozeszły.
- W ilu zespołach grała pani do tej pory?
- Nie aż w tak wielu. Drugi poważny zespół muzyczny był dla mnie ważny, bo nasza piosenka ukazała się na MiniMaxie Piotra Kaczkowskiego. Napisałam do niej słowa, jak do wielu innych utworów. Nakręciliśmy teledysk i braliśmy udział w wielu konkursach, z większym lub mniejszym powodzeniem. To było kolejne ważne doświadczenie i osiągnięcie. W zeszłym roku zaśpiewałam na festiwalu w Rosenheim w Niemczech, gdzie z grupą zagraliśmy obok takich gwiazd progresywnego rocka jak Riverside, Lazuli, Fish. Od roku współpracuję z poznańskim zespołem Mokrofon. 17 listopada zagramy w hali Arena w Poznaniu na Lux Festiwal obok Arki Noego, Myslovitz, Luxtorpedy, Pięć Dwa Dębiec.
- Po drodze był jeszcze zespół The Teachers.
- To był taki projekt żart stworzony na potrzeby szkoły, w której uczę. Zagraliśmy na konkursie tańca ,,O Złotą Nutkę’’ i na kiermaszu prac uczniów. To już zamknięty projekt. Dla szkoły jestem gotowa zagrać zawsze i wszędzie. Robię to dla moich uczniów i jest przy tym fajna zabawa.
- Uczniom podoba się to co pani robi?
- Bardzo. Praca z dziećmi niepełnosprawnymi to oprócz muzyki coś co kocham najbardziej. Gdyby dziesięć czy piętnaście lat temu ktoś powiedział mi, że będę nauczycielką, to bym go wyśmiała. A teraz dziękuję Bogu za to, że mogę robić, bo to lubię. Uczniowie chętnie uczestniczą w zajęciach artystycznych. Śpiewamy to co lubią i co jest właśnie na topie, nieważne czy to Feel, Ich Troje, rock czy disco polo. Daję im serce, a oni to doceniają i odpłacają tym samym. Trzeba pokazywać im inny świat, uwrażliwiać, zaszczepiać wiarę w to, że mogą osiągnąć wszystko, jeśli w to uwierzą.
- Oglądają swoją panią w telewizji?
- Oglądają, kibicują i wysyłają SMS-y. Mało tego, po każdym programie od jednej z uczennic otrzymuję rysunki przedstawiające mnie i całą drużynę na scenie. Oglądają nawet powtórki. To bardzo miłe.
- ,,Bitwa na głosy’’ to dla pani szansa żeby się pokazać, czy też by zrobić kolejny krok na drodze do muzycznej kariery?
- Na pewno i to, i to, ale przede wszystkim to możliwość zdobycia doświadczenia. Być może także sprawdzenia czy ludziom się to podoba, wysłuchania wskazówek i uwag fachowców. Na pewno jest to kolejny krok na mojej drodze muzycznej, która będzie trwała do końca życia, bo nie mam zamiaru przestać śpiewać. Nieważne czy będzie to publika składająca się z pięciu, pięćdziesięciu, czy pięciuset osób. Zawsze staram się iść do przodu, pracować na sto procent, dawać z siebie wszystko i być sobą. Jeśli coś się nie uda, trzeba z tego wyciągnąć wnioski i zrobić raz jeszcze lepiej. Zobaczymy co będzie dalej. Niczego nie planuję. Na razie ,,Bitwa…’’ to świetna przygoda, poznanie wspaniałych ludzi, wymiana doświadczeń. To jest najważniejsze i tego nikt mi nie zabierze.
43/2012
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Powodzenia!