Magazyn koscian.net

2010-07-13

Przeżyć ponad wiek...

Jakub Wojciechowski z Kościana urodził się szóstego lipca 1908 roku. Wczoraj ukończył 102 lata. Jest wdowcem. Z żoną Władysławą przeżył sześćdziesiąt trzy lata. Razem wychowali trzy córki i trzech synów. Doczekał się gromady wnuków i prawnuków. Pan Jakub jest najstarszym kościańskim harcerzem. Krzyż harcerski darzy szczególną estymą. Przywiązanie do tradycji i narodowo-patriotycznych symboli, podobnie jak głęboką wiarę, wyniósł z rodzinnego domu.

- Wiara w Boga i ludzi, oraz zbawczy wpływ ciężkiej pracy pozwoliła mi w dobrej kondycji przeżyć ponad wiek - mówi pan Jakub.

Uśmiechnięty starszy pan jeszcze w ubiegłym roku, na osiemnaste urodziny swego prawnuka Wiktora Wojciechowskiego, zjawił się osobiście w Kokorzynie. Niestety, od niedawna jego stan fizyczny znacznie się pogorszył.

- Nie chodzi o jakieś konkretne schorzenie – mówi pielęgnująca na co dzień studwulatka pani Halinka. - Po prostu dokucza mu starość. Ale, daj Panie Boże wszystkim starszym i nie tylko, tyle pogody ducha i zdrowego rozsądku.

W istocie, zadziwia niezwykła kondycja psychiczna jubilata. Żadnych kłopotów z pamięcią, doskonała świadomość i skłonność do żartów. Potwierdzają to synowie, córki, wnuki i prawnuki, praktycznie codziennie odwiedzający pana Jakuba.

- Ojciec zdaje sobie sprawę ze swego stanu, czasu i miejsca, tego gdzie się znajduje i jakim procesom życiowym podlega. Ba, czynnie uczestniczy w aktualnych wydarzeniach - mówi mieszkająca z ojcem córka Bronisława Wojciechowska. - Otrzymałam pełnomocnictwo i oddałam w imieniu taty głos w wyborach prezydenckich. Ojciec prosił też ostatnio by włączyć mu transmisję z mundialu. Ma nawet swoich faworytów...

Może to rodzinna atmosfera, stała obecność bliskich, kochających osób sprawia, że panu Jakubowi nie brakuje chęci do życia. Takie odnoszę wrażenie. Opiekę ma doskonałą. Jest pogodzonym z życiem starszym panem.

- Pan Jakub bardzo lubi spacery i kontakt z drugim człowiekiem. - opowiada pani Halinka. - Dziś od godziny czternastej, z małymi przerwami, aż do pani przyjścia byliśmy na świeżym powietrzu.

***

Życie nie oszczędzało jednak pana Jakuba. Niektóre fakty z jego biografii sprawiają, że jeżą się włosy na głowie. Jak silną osobowość musi mieć człowiek, który nie postradał zmysłów patrząc śmierci w oczy podczas niemieckiej okupacji?

Z pomocą pana Jakuba i jego rodziny, próbuję streścić sto dwa lata i przybliżyć czytelnikom sylwetkę najstarszego Kościaniaka.Choć zapewne jest to temat na książkę.

Jakub Wojciechowski przyszedł na świat w 1908 roku w Brickhoüsen nad Renem jako drugie z sześciorga dzieci Jana i Cecylii z Sekulskich, którzy poznali się w Niemczech. Tu pojawia się pierwszy z wielu ciekawych wątków, dotyczących krewnych i przodków pana Jakuba. Wątków z wyraźnie nakreślonym rysem patriotycznym.

Rodzice matki pana Jakuba – Filip Sekulski i Maria z domu Jaśkowiak posiadali majątek ziemski w Róży pod Gnieznem. Zaś społecznik, Jakub Sekulski, brat Cecylii, z dużym zaangażowaniem zwalczał analfabetyzm wśród ludności wiejskiej, udostępniając zbiory z domowej biblioteki. W 1942 roku wstąpił do zakonu, a tablica poświęcona jego pamięci znajduje się w Klasztorze Benedyktynów w Lubiniu.

Do Wielkopolski Jakub Wojciechowski przyjechał wraz z rodzicami i siostrą w czerwcu 1919 roku. Bezpośrednim powodem przyjazdu rodziny, była I Komunia Święta dziewczynki. Rodzice za punkt honoru obrali sobie fakt, by córka przyjęła sakrament w polskim kościele, gdzie, obok języka łacińskiego, modlono się w języku polskim. Należy mieć na uwadze, że był to czas szczególny. Zaledwie rok wcześniej, 11 listopada 1918 roku Niemcy skapitulowały, co przyniosło koniec I wojny światowej. Wkrótce po jej zakończeniu, 27 grudnia 1918, wybuchło Powstanie Wielkopolskie. Polacy wystąpili zbrojnie przeciwko państwu niemieckiemu, domagając się powrotu ziem zaboru pruskiego do, umacniającej w tym czasie swoją niepodległość, Polski.

Gdy Jakub znalazł się w Kościanie miał ukończone trzy klasy szkoły powszechnej. W tym czasie w grodzie nad Obrą rekrutowano młodzież do II Powstania Śląskiego. Młody Wojciechowski zgłosił się na ochotnika. Na Śląsk jednak nie pojechał. Młodzi ochotnicy, po rozważeniu sytuacji, zrezygnowali z wcześniejszych planów.

31 grudnia 1918 kościańscy skauci przejęli kontrolę nad miastem, a w roku 1919 Traktat Wersalski usankcjonował powrót Kościana w granice Polski.
- To był bardzo trudny czas - wspomina pan Wojciechowski. - Trudny czas dla Polaków, dla polskich rodzin.
Powstanie zakończyło się 16 lutego 1919 roku rozejmem w Trewirze, który rozszerzał na front powstańczy zasady ustalone traktatem wersalskim.

Umowy, umowami, a rzeczywistość rzeczywistością. De facto front zamknięto dopiero w marcu 1920, a do faktycznego zjednoczenia Wielkopolski z Polską przygotowywano się tworząc polską administrację. Mimo to, wielu Niemców zajmowało nadal ważne stanowiska i pełniło decyzyjne funkcje w Kościanie. Taka sytuacja, ciągłe zmiany, dążenia niepodległościowe Polaków i antypolskie nastroje wśród Niemców nie sprzyjały układaniu sobie życia. Dostęp do oświaty był utrudniony, nadal w niektórych miejscach nie chciano zatrudniać Polaków.

Jan Wojciechowski, ojciec Jakuba, chcąc utrzymać rodzinę podjął pracę w Poznaniu. Udało mu się zdobyć pracę w kasynie oficerskim na Sołaczu. Był tam kierownikiem. W tym czasie rodzina Wojciechowskich - synowie: Jakub (ur.1908), Władysław (1910), córka Władysława (1912) oraz żona mieszkała w kościańskim ratuszu.

Kuba, Władek i Władka należeli do harcerskiej drużyny im. Jana III Sobieskiego. Jakub kształcił się w malarskim fachu.

- Jako malarz pokojowy oczywiście – mówi pan Jakub – Ciężkiej pracy człowiek nauczony był od małego. W roku 1926 byłem już czeladnikiem w Poznaniu i cały czas działałem w harcerstwie.

W 1933 roku powołano go do służby ratunkowo-sanitarnej w Polskim Czerwonym Krzyżu. Przez pewien czas pracował też jako pielęgniarz. Później prowadził już swój własny zakład malarski w ratuszu. W 1935 Jakub ożenił się z Władysławą Kaliszewską, której ojciec Piotr (ur. w 1860) był kapralem w pruskim wojsku. Po ślubie państwo młodzi zamieszkali w domu przy ulicy Żeromskiego. – - I mieszkam tu do dzisiaj - mówi pan Jakub.

Pierwszego września 1939 roku drużyny PCK zostały powołane na teren Zakładu Psychiatrycznego w Kościanie, a ósmego, podczas pracy , Jakub dotkliwie zranił się w rękę.
- W mieście brakowało lekarzy - opowiada córka Henryka Wojciechowska-Pawełkiewicz, która akurat podczas mojej wizyty pełni dyżur przy ojcu. - Udał się więc po pomoc do Śmigla. Niestety w Czaczu, wraz z innymi podróżującymi, został zatrzymany przez Niemców. Ojca postawili pod mur - zawiesza głos, zaś pan Jakub wymownie milczy. - Złych rzeczy lepiej nie pamiętać...

- Nie sposób wyobrazić sobie co czuje człowiek w takiej chwili - kontynuuje opowieść córka. - Zwłaszcza, że kilku towarzyszy ojca rozstrzelano. Ojca uwolnili, gdy sprawdzili dokumenty. Uratował go fakt, że były autentyczne. Za papier kula w głowie, straszne...

W owym czasie zakład malarski pana Jakuba prosperował dość dobrze. Nie brakowało zleceń. Na przykład malowanie willi w Zakładzie Psychiatrycznym. Praca zlecona przez ówczesnego dyrektora zakładu, Oskara Bielawskiego. Kosmetyka pałacu w Bonikowie u hrabiego Chłapowskiego, ambasadora Polski we Francji. Wzbudzało to nieprzychylne reakcje Niemców.

- Może to była zazdrość o to, że ojciec w dość krótkim czasie zdobył tytuł mistrzowski w swoim fachu? - zastanawia się córka Henryka. - Może zawiść, że Polak dostaje intratne zlecenia? W tym czasie ojciec współpracował i przyjaźnił się z Klemensem Kruszewskim, wykładowcą łaciny, wspaniałym pedagogiem i patriotą, znanym wielu kościaniakom. W swoim zakładzie malarskim zatrudniał osoby zagrożone wywózką na przymusowe roboty. To z pewnością przyczyniło się do tego, że sam stanął przed groźbą wywózki.

- Takie to były czasy. Życie mnie nauczyło, że wśród Niemców też byli dobrzy ludzie, a wśród Polaków niekoniecznie... Przed wywózką uratował mnie znajomy Niemiec, który zatrudnił mnie tymczasowo w ogrodnictwie – dodaje pan Jakub.

By przybliżyć nieco sytuację Kościana w czasie okupacji i pokazać grozę tamtych chwil, przypomnę niektóre fakty, zapewne znane wszystkim kościaniakom ze starszego pokolenia. To właśnie w 1939 roku (od września do października) hitlerowcy przeprowadzili dwie masowe egzekucje. 6 listopada w parku miejskim gestapo rozstrzelało czterdziestu pięciu mieszkańców Kościana. Zaś w styczniu 1940, w lesie nieopodal Jarogniewic, okupanci zagazowali 534 pacjentów zakładu psychiatrycznego. Mimo woli Jakub Wojciechowski stał się świadkiem tamtych, tragicznych wydarzeń.

W rodzinnym domu Wojciechowskich na Żeromskiego, podczas II wojny, zdarzało się tak, że jedni Niemcy, grabili cenne wówczas sprzęty domowe, zaś drudzy, żałując Polaków, organizowali metalowe prycze, by rodzina nie spała na podłodze. W pracy szkolnej, zatytułowanej ,,Losy moich bliskich podczas okupacji”, autorstwa Julii Urbaniak, prawnuczki pana Jakuba, absolwentki śmigielskiego liceum i tegorocznej maturzystki, znajduję informacje, poszerzające obraz codziennego życia i koegzystencji Polaków i Niemców.

- Prababcię Władysławę łączyły dość bliskie relacje z niemieckimi kobietami. Utrzymywała szczególne stosunki z panią Wolf, której dzieci należały do Hitlerjugend. W swoim czasie chodziły razem do kina, spędzały wspólnie święta. W domu pradziadków szczególne zainteresowanie Niemców wzbudzała choinka i głęboko osadzony w wierze katolickiej wymiar świąt.

Ciekawym wspomnieniem z lat dziecinnych dzieli się też pani Henryka Wojciechowska, która pamięta, że jako mała dziewczynka, wraz z mamą, przynosiła tacie obiad do pracy.

- Okazało się, że to taty ostatni domowy obiad przed wywózką za Hanower. Zabierali go do pracy w wylęgarni jedwabników. Jak dziś pamiętam te wagony na stacji kolejowej w Kościanie. Wyglądały niecodziennie, bo całe ich wnętrza były obwieszone kokonami- wspomina pani Henryka. - Kokony zabezpieczono na czas transportu przez Polskę, aby Polacy ich nie uszkodzili, bądź nie wykorzystali jedwabnych nici. Było też mnóstwo wojska...

Jedwabne nici były dla wojska drogocenne. Szyto z nich spadochrony.

Do Kościana Jakub Wojciechowski powrócił w 1944 roku. Przez dłuższy czas nie pracował zawodowo. Pobyt w niemieckiej fabryce odbił się na jego zdrowiu.
- Byłem wycieńczony i schorowany- potwierdza studwulatek. - Długo się kurowałem.

W zapiskach prawnuczki Julii znajduję też informacje dotyczące rodzeństwa pana Jakuba.
- Siostra pradziadka, Władysława, była jedną z głównych członkiń Młodych Polek. Organizacji działającej w Kościanie i okolicach, szerzącej kulturę wśród kobiet na wsiach. W Młodych Polkach działała też hrabina Chłapowska z Kopaszewa – najbliższa przyjaciółka cioci Władysławy. Mąż hrabiny został rozstrzelany na kościańskim rynku (...) Ciocia Władka aktywnie działała też w PCK (...) Szwajcarski Czerwony Krzyż odznaczył ją medalem za wybitne zasługi (... ) Natomiast wuj Władysław, brat pradziadka był założycielem Szarych Szeregów, placówki skupiającej kościańskie, podziemne harcerstwo. W 1943 placówka podporządkowała się dowództwu obwodu Armii Krajowej. ,,Alzo”, bo taki był pseudonim wuja Władysława, poszukiwany był przez gestapo. Więziony w Żabikowie (numer 19912), został zesłany do Niemiec, skąd uciekł przez Szwajcarię. Długo musiał się ukrywać. W latach 50-tych sprawą kościańskiego podziemia harcerskiego zajmował się urząd bezpieczeństwa (...)

Po wojnie Jakub Wojciechowski prowadził zakład betoniarski w Krzywiniu, a następnie pracował w kościańskich PSS-ach, jako szef brygady remontowej.
- Ja tak bez pracy to nie umiałem...- mówi pan Jakub. - Już na emeryturze byłem w PSS-ach palaczem na pół etatu, ale do wysługi lat tego nie wliczyli...

Teraz pan Jakub odpoczywa. Na ten odpoczynek zasłużył sobie całym swoim życiem. Obserwuje jak dorastają wnuki i prawnuki. Obecność bliskich i ludzi w ogóle jest mu potrzebna jak powietrze.
- Kiedy moja siostra Bronisława spytała niedawno -Tatuś, jakie chcesz mieć te sto drugie urodziny?
Odpowiedział z uśmiechem, że jak zwykle, huczne! - mówi pani Henryka i zapewnia, że takie będą. Na sto osób w restauracji, poprzedzone mszą świętą w kościele p.w. św. Brata Alberta.
- W ubiegłym roku to nawet Hindusi byli. Przywiozła ich rodzina z Kanady - dodaje pani Henryka.

***

Żegnam się z panem Jakubem, który bez skrępowania oznajmia, że czas już na popołudniową drzemkę. Z wygodnego, dostosowanego do potrzeb starszej osoby, łóżka, spogląda na obraz Najświętszej Panienki. Na pożegnanie ściska mnie za rękę i też powierza jej opiece. Głęboka wiara czyni cuda. Spotkanie z osobą, która pamięta koniec rozbiorów to... cud. (mal)

GK 27/2010

Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (3)

w dniu 13-07-2010 21:47:45 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

dwieście lat niech żyje, żyje nam! Wszystkiego najlepszego panie Jakubie!

dwieście lat niech żyje, żyje nam! Wszystkiego najlepszego panie Jakubie!

w dniu 14-07-2010 02:00:45 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Najtwardszy z twardych...

Najtwardszy z twardych...

w dniu 30-08-2018 18:04:50 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Piękny artykuł o Wspaniałym Człowieku

Piękny artykuł o Wspaniałym Człowieku

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.117.158.124

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.