Magazyn koscian.net
22 lipca 2014Symbol i legenda Tęczy
Życiową pasją Stanisława Wujca, laureata tegorocznej nagrody ,,Kościan Dziękuje’’, jest piłka ręczna. Z klubem MKS Tęcza Kościan jest związany od ponad 40 lat. Sport nie był dla niego nigdy sposobem na zarabianie pieniędzy, ale przede wszystkim życiową pasją. Niewiele osób wie, że swą przygodę ze sportem rozpoczynał od grania w piłkę nożną, do niedawna także rzeźbił i z pasją hoduje kaktusy
Zaczęło się od piłki
Pan Stanisław pochodzi z okolic Jaskółek i Karczewa. Jak większość młodych chłopaków grał w piłkę nożną. Był uniwersalnym piłkarzem, bo – jak wspomina – wstawiali go gdzie była potrzeba. Jako 18-latek grał wraz z drużyną z Kamieńca w klasie B. Wyuczył się na stolarza i rozpoczął pracę w Nowosolskich Fabrykach Mebli w Nowym Miasteczku, gdzie spędził rok. Przez ten czas grał w piłkę w miejscowym klubie. Po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej wrócił do Jaskółek. W Kościanie zamieszkał wraz z żoną w latach 60. ubiegłego wieku. Przez lata dojeżdżał do pracy do Poznania. Dziś jest na emeryturze i może poświęcić cały wolny czas na swoją pasję – piłkę ręczną. Dzięki niej spełniło się jego marzenie o byciu nauczycielem-wychowawcą.
Kierownik od wszystkiego
- Moja przygoda z piłką ręczną zaczęła się, jak tylko mój syn poszedł do Szkoły Podstawowej numer 2. Był pierwszym rocznikiem, który tu się uczył. Stworzyła się taka grupa chłopców, którzy zaczęli grać w ręczną. Wciągnął mnie w to Edward Strzymiński, któremu miałem pomagać - wspomina. - Jeździło się na mecze i turnieje. Od samego początku w klubie byłem od wszystkiego, czyli przynieś, wynieś, pozamiataj. Gdy mecz jest o jedenastej, jestem w sali już o godzinie 9.30, by wszystko przygotować i rozłożył ławki. Zimą zawodnikom i trenerom parzę coś ciepłego do picia. Kawę, herbatę, cukier biorę z domu, czasem kupuję coś słodkiego – mówi, zapewniając, że żona cierpliwie wszystko znosi. – Wiedziała, że jak się za coś wezmę, to robię to dobrze albo w ogóle. Tego nauczyli mnie rodzice. Idę na każdy trening, bo jak mógłbym siedzieć w domu, gdy ćwiczą tu obok, w ,,dwójce’’. Po drodze obejdę wszystkie sale. Jestem na każdym meczu.
Do roku 1996 barwy Tęczy reprezentowali tylko młodzicy i juniorzy, którzy zdobywali liczne trofea w Wielkopolsce. Z inicjatywy Edwarda Strzymińskiego i Stanisława Wujca drużyna seniorów została reaktywowana, a w składzie znaleźli się sami wychowankowie. Dziś pan Stanisław pełni funkcję kierownika zespołów młodzieżowych MKS Tęcza Kościan (młodzików i juniorów), współpracując m.in. z trenerami Tomaszem Frąckowiakiem i Rafałem Szatkowskim. Do trenerki się nie wtrąca, bo uważa, że trenerzy muszą sobie sami radzić, choć zawsze jest gotowy służyć radą i pomocą.
- Po tylu latach nie pamiętam już wszystkich zawodników z imienia i nazwiska, ale gdy idę po mieście zawsze mi się kłaniają – przyznaje, dodając, że zawsze lubił dzieci, a w młodości marzył, by zostać nauczycielem. – Dogaduję się z chłopcami, choć czasem ruszę na nich. Wiadomo, roczniki są różne, niektórzy wywijają bardziej, inni mniej, ale najważniejsze, że chcą trenować. Zawsze im powtarzałem, że muszą się uczyć i grać do końca. Po latach dowiaduję się, że choć kierownik pilnował, oni uciekali tyłem. Ile w tych opowieściach prawdy, nie wiem.
Pracę dla klubu zawsze wykonuje z zaangażowaniem i skrupulatnością. W ciągu tych 40 lat stał się symbolem i legendą kościańskiego klubu. Spośród młodych szczypiornistów, z którymi przez lata współpracował są takie nazwiska jak Bartosz i Michał Jureccy, wielokrotni reprezentanci Polski, a także byli i obecni szczypiorniści reprezentujący kluby ekstraklasy i I ligi. Jak zdradza, to on namawiał Michała Jureckiego, by zaczął grać w ręczną zamiast w nożną. Któregoś razu, gdy razem ze starszym bratem przyszedł na trening, kierownik Wujec zażądał, by przestał wreszcie przeszkadzać i sam spróbował, a gdy mu nie pójdzie dowie się o tym pierwszy. I to podziałało.
- Bardzo dobre były roczniki 1972, 1973 i 1974. Grali wtedy: Szatkowski, Walenciak, Olejnik, Ziomkowski. Na igrzyskach w Łodzi zajęliśmy wtedy drugie miejsce, podobnie jak na spartakiadzie w Olsztynie. To był jeden z lepszych roczników w historii – podkreśla, nie kryjąc, że w każdej grupie był jakiś dobrze zapowiadający się gracz. – Gdy były w Kościanie klasy sportowe, mieliśmy narybek i było z kogo wybierać. Sukcesem jest, gdy trzech lub czterech z juniorów przejdzie do seniorów. W młodszych klasach bardzo ważny jest entuzjazm rodziców. Dziś na treningi przyjeżdżają nawet chłopcy z Czempinia, Poladowa, Jurkowa. Dla czwartoklasistów wielkim przeżyciem jest gra w Turnieju Braci Jureckich.
Pan Stanisław własnoręcznie przygotowuje listy imienne poszczególnych drużyn, które wysyła do Poznania, i karty zawodnicze. Nie jest to jego obowiązek, ale to lubi i robi z własnej woli. Do dziś przechowuje w domu część starej dokumentacji. Dba też, by do naszej redakcji dotarły wyniki poszczególnych meczów wraz z listą zdobyczy bramkowych poszczególnych zawodników.
- Zobowiązałem się to robić i wywiązuję się z tego. Staram się być skrupulatny. Nie czuję się niedoceniony – zapewnia, zastrzegając, że nigdy nie zabiegał o żadne zaszczyty, czy podziękowania. – Cieszę się, że rodzice są zadowoleni, gdy dzieci przychodzą na dwugodzinny trening.
Spokój i emocje
Oglądając mecze w telewizji czy na żywo emocjonuje się, choć kiedyś bardziej niż dziś.
- Przez te lata nauczyłem się większego spokoju. Przez pierwsze lata dostawało się w pierwszej kolejności sędziom, bo wydawało mi się, że chcą nas oszukać. Czasem na wyrost, ale nigdy nie dałem sobie w kasze dmuchać. Bywało, że stawałem w obronie któregoś zawodnika. W przerwie szedłem, brałem ich na bok i swoje mówiłem, a czasem to oni mnie strofowali, że krzyczę. Uspokajałem się, ale wtedy wszystko w środku mi się gotowało. Teraz człowiek ma już swoje lata, a sędziowie lepiej sędziują – ocenia.
Klub na miarę
W tym sezonie zespół seniorów utrzymał się w II lidze, zajmując trzecie miejsce od końca. Zapadła jednak decyzja, że w sezonie 2014/2015 Tęcza zagra w III lidze.
- Żeby nie było niedomówień, nie spadliśmy. Nie podoba mi się to, ale nie mamy kim grać, a żeby kogoś ściągnąć, trzeba mieć pieniądze – wyjaśnia Stanisław Wujec powody takiej decyzji. Wylicza, że czterech wychowanków Tęczy gra obecnie w Lesznie, a jeden w Wolsztynie. – Niejeden by wrócił do Kościana, ale musiałby mieć tu pracę, a o to trudno. Będziemy więc grali bardzo młodym składem. W dwunastce jest tylko trzech świeżo upieczonych seniorów. Niech się ogrywają i może za dwa lata powalczymy o awans. W nowym sezonie będziemy mieli dwa zespoły juniorów młodszych.
Marzeń związanych z kościańską piłką ręczną nie ma. Realnie ocenia możliwości finansowe i kadrowe klubu, stwierdzając, że Tęcza osiągnęła wszystko, na co ją było stać.
- Graliśmy w I lidze, i to chyba maksimum naszych możliwości – przekonuje.
Oprócz współpracy z Tęczą pan Stanisław kilkakrotnie pełnił funkcję kierownika w Zagłębiu Lubin. Wszystko dzięki znajomemu Zygmuntowi Woźniczce. Z tamtejszą drużyną młodzieżową był m.in. na turnieju w Białymstoku, gdzie wywalczyli złoty medal. Do dziś przechowuje to trofeum. Dzięki tym wyjazdom miał okazję widzieć na boisku młodego Karola Bieleckiego i Mariusza Jurkiewicza.
- 17-letni Bielecki grał w Kościanie w meczu Tęczy z Wisłą Sandomierz o pierwszą ligę. Wysoko wtedy przegrali. Karol cudów nie grał, ale kilka bramek nam rzucił – wspomina.
Kościan Dziękuje
W tym roku kapituła wyróżniła Stanisława Wujca za wieloletnie i bezinteresowne działania na rzecz rozwoju piłki ręcznej w Kościanie. To najcenniejsze wyróżnienie z dotychczasowych.
- Nie wiem kto i dlaczego mnie nominował do tej nagrody – mówi pan Stanisław, zapewniając, że ma taki charakter, że nie przykłada wagi do nagród i wyróżnień. Ma ich w kolekcji kilka. W każdej szafie ma jakieś pamiątki. – Nigdy o nie nie zabiegałem. Wystarczy mi uścisk dłoni i radość w oczach chłopców z drużyny, bo dla nich to robię. Jeśli oni są zadowoleni, ja także.
Odbierając statuetkę nie krył wzruszenia, które spotęgowała czekająca na możliwość złożenia gratulacji trzyosobowa reprezentacja klubu. Przekazali laureatowi piłkę.
Rzeźby i kaktusy
O tym, że pan Stanisław rzeźbi, wie niewiele osób. Nigdy się tym nie chwalił.
- Już z tym skończyłem. Na starym mieszkaniu jeszcze coś robiłem, ale teraz już nie. Musiałbym mieć miejsce na to, bo to brudna robota. Strużyny i wióry są wszędzie, a w piwnicy nie mam miejsca – tłumaczy, przyznając, że rzeźbił dla siebie. – W końcu jestem stolarzem z zawodu.
Kilka prac wykonanych z kory, korzeni i drewna zdobi duży pokój państwa Wujców, kilka większych mają dzieci. Na szafie stoją m.in. figura Jezusa, biegacz, więźniowie obozu koncentracyjnego.
Kolejną pasją jest hodowla kaktusów. Pan Stanisław kupuje małe i dba, by wyrosły duże i dorodne. Sam nie potrafi powiedzieć dlaczego akurat kaktusy. Jak przyznaje, nie wie połowy istotnych rzeczy o tych roślinach.
- To moje hobby. Bawię się tym. Wbrew pozorom są one bardziej wymagające od innych kwiatów – zaznacza, wspominając najbardziej imponujących rozmiarów okaz, który udało mu się wyhodować.
KARINA JANKOWSKA
Gazeta Kościańska 28/2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
,,Niejeden by wrócił do Kościana, ale musiałby mieć tu pracę, a o to trudno'' - słowa p. Stanisława kibice dedykują panu Burmistrzowi, Staroście i radnym. Brawo panie Stanisławie - kibice Tęczy też dziękują! Pana postać bezinteresownie wykonująca ,,czarną robotę'' i zawsze ubrana w starą bluzę od dresu oraz spodnie na kant już stała się legendą.