Magazyn koscian.net
22 lipca 2014Wszystko pamiętam
Choć Antonina Gulik z Turwi ma już 95 lat, wciąż świetnie pamięta wiersze i piosenki ludowe, których nauczyła się jeszcze przed wojną. Godzinami potrafi recytować z pamięci teksty. Wszystkiego nauczyła się jako 16-,17-latka, gdy działała w Młodych Polkach. Były to lata 30. XX wieku. To pierwsza bohaterka nowego cyklu publikowanego na stronie internetowej gminy Kościan - ,,Ocalić od zapomnienia’’. W ,,GK’’ o pani Antoninie pisaliśmy kilka lat temu w artykule ,,Wzoruję się na Bielickiej’’
Pani Antonina urodziła się w 1919 r. w Witkówkach. Była jedną z dziesięciorga rodzeństwa. Miała 7 braci i 2 siostry. Jej ojciec był – jak wówczas mówiono - włodarzem, czyli brygadzistą.
- Urodziłam się, gdy tata wrócił z wojny. Wszyscy szukali pracy, więc z Witkówek powędrowaliśmy do Manieczek. Stamtąd, gdy miałam cztery lata, przenieśliśmy się do Rąbinka, czyli do wyskockiej parafii. Zamieszkaliśmy w domu dziedziców – mówi Antonina Gulik, wracając pamięcią do czasów dzieciństwa i młodości. - Ze szkoły niewiele pamiętam. Uczyłam się w Rąbiniu. Do szkoły chodziłam siedem lat, ale skończyłam pięć klas. Ksiądz wychodził na mosteczek i krzyczał: ,,Tola! Chodź ino, polecisz mi po cygary do szmajsa!’’. Dwie siostry nauczycielki zostawiały mi dzbanek do mleka koło szopy i kazały przynieść mleko z majątku. Zawsze dostawałam za to czekoladę, czy cukierka i byłam rada. Z kolei żona organisty Wojciechowskiego wysyłała mnie w niedzielę do szmajsa po świeże bułki. Organiścina dawała mi za to bułkę z masłem i kiełbasą. Byliśmy przecież biedni, więc nie mogliśmy sobie na takie rarytasy pozwolić.
Do Turwi przeprowadziła się wraz z rodzicami, gdy miała 15 lat. Do dziś mieszka w tym samym domu.
- W pokoju mieliśmy cztery łóżka. Szafy przedzielały pokój, bo wszyscy spaliśmy w jednej budzie, a rodzice w kuchni. A to nie było jak dziś, że łatwo było zrobić z kuchni pokoik, bo stał tam piec. Potem wybudowali nam przybudówkę, z kuchni zrobiła się sień i powstała łazienka – porównuje.
W wieku 19 lat wyszła za mąż za Józefa Gulika. Wybranek pani Antoniny przyjaźnił się z jej bratem i był częstym gościem w ich domu. Mieszkał po sąsiedzku. Był starszy od niej o dwa lata.
- Józef przychodził do chłopaków, a ja miałam już 18 lat, więc byłam panna na wydaniu. Zaraz się we mnie zakochał i w grudniu 1938 roku braliśmy ślub. Zamieszkaliśmy w moim rodzinnym domu. Musieliśmy się jakoś pomieścić – stwierdza. - We wrześniu 1939 roku wybuchła wojna. Chcieliśmy wyjechać. Cały dobytek był już załadowany na wozy, gdy się dowiedzieliśmy, że most w Śremie został wysadzony. Wróciliśmy do Turwi i tu spędziliśmy całą wojnę.
Mąż pani Antoniny utrzymywał całą rodzinę, pracując jako fornal. Jeździł pierwszym traktorem buldogiem. Ona zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Państwo Gulikowie doczekali aż ośmiorga dzieci, lecz jedno z bliźniąt zmarło. Pięciu synów służyło w wojsku, za co rodzice zostali odznaczeni złotym medalem „Za zasługi dla obronności kraju”. Odznaczenia te przyznaje Minister Obrony Narodowej w uznaniu dla osób, które swą pracą lub działalnością przyczyniły się do rozwoju i umocnienia obronności kraju, jednostce wojskowej, organizacji społecznej, przedsiębiorstwu, a także rodzicom, którzy wychowali wiele dzieci na wzorowych i ofiarnych żołnierzy. Mąż zmarł mając zaledwie 59 lat. Pani Antonina doczekała 11 wnucząt i 19 prawnucząt.
- Cały życiorys mam spisany do momentu skończenia 90 lat. Przeczytała go Jolanta Kalewska (emerytowana dyrektor turewskiej szkoły – przyp. red.), ponoć nie zrobiłam ani jednego błędu, a przecież mam tylko pięć klas – stwierdza ze śmiechem, przyznając, że gdyby chciała opisać swój życiorys z detalami, to wyszłaby pokaźnych rozmiarów książka. – Tyle przeszłam w swoim życiu... Było tyle dobrych i złych chwil. Dzieci wychowaliśmy, choć nikt nie dał nam grosza, chodziły do szkoły w drewnianych kulonach, ale się powyuczali.
Dziś pani Antonina mieszka wraz z synami Januszem i Stefanem.
- Janusza nauczyłam gotować i robi to dobrze, bo ja już nie mogę stać przy kuchni – nie kryje seniorka, dodając, że gdy chodziła o własnych siłach podpowiadała synowi czym doprawić każdą potrawę.
Do niedawna aktywnie działała w miejscowym Klubie Seniora, uświetniając swoimi występami okolicznościowe spotkania i wyjazdy. Dziś już zdrowie nie pozwala na regularny udział w spotkaniach Złotej Jesieni, ale pani Antonina nie ma zamiaru wypisywać się z organizacji, której jest najstarszą członkinią. Wszystkie zdjęcia z występów, dyplomy, podziękowania i wycinki prasowe skrupulatnie przechowuje w domowym archiwum. Zebrało się tego całkiem sporo, bo pani Toli nigdy nie trzeba było namawiać do zaprezentowania się podczas różnych imprez. Recytowała m.in. w okolicznych kościołach i kaplicach, uświetniała parafialne obchody Dnia Chorych.
- W tym roku mówili mi, że brakowało moich recytacji na Dniu Chorych – przytacza seniorka, która całe dnie spędza słuchając radia. Jak na postępową babcię przystało, ma telefon komórkowy, ale – nad czym ubolewa – potrafi tylko odebrać rozmowę. – Zadzwonić nie umiem. Nie potrafię tego pojąć...
Wszystkich wierszy i piosenek nauczyła się jako 16-,17-latka, gdy działała w Młodych Polkach. Były to lata 30. XX wieku. Pomimo upływu lat, świetnie pamięta teksty i żadna linijka jej nie umknie. To właśnie dzięki występom jest świetnie znana w okolicy. Film z cyklu ,,Ocalić od zapomnienia’’, który niedawno pojawił się na nowej stronie internetowej gminy z pewnością przyczyni się do jeszcze większej popularności. Jego bohaterka z uwagą obejrzała zmontowany ponad 20-minutowy materiał na laptopie. Specjalną prezentację przygotowali Andrzej Przybyła, zastępca wójta gminy Kościan i twórca filmu Krystian Kozłowski. Pani Antonina nie ma bowiem internetu, by móc obejrzeć go w sieci. Film się jej spodobał. (kar)
28 / 2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Chociaż nie znam Pani Antoniny osobiście to bardzo serdecznie gratuluję Jej tak wspaniałego wieku, w tak znakomitej kondycji oraz życzę nie 100 lecz co najmniej 125 lub więcej lat w zdrowiu i niesłabnącej dalszej aktywności.