Magazyn koscian.net
05 marca 2014To jest po prostu dziedzictwo
O znaczeniu cmentarza ewangelickiego w odkrywaniu kart historii Śmigla z dr Kamilą Szymańską, bibliotekoznawcą i starszym kustoszem w Muzeum Okręgowym w Lesznie rozmawia Hanna Danel
-Dlaczego cmentarz ewangelicki w Śmiglu jest w obrębie pani zainteresowań?
- Przede wszystkim dlatego, że zajmuje się kultura protestancką na pograniczu wielkopolsko-śląskim głównie pod kątem kultury książki, a z tym wiąże się wszelkie materialne ślady, utrwalające słowo pisane, jakie protestanci po sobie zostawili. Takie ślady to również inskrypcje na nagrobkach. Dla protestantów, inaczej niż dla katolików, głównym autorytetem, poza Bogiem, była biblia, którą należało czytać samodzielnie. Stąd powszechniejszy był ich kontakt ze słowem pisanym, a duchowni oddawali się twórczości piśmienniczej. Była to zarówno literatura religijna, jak i okolicznościowa i ta – dla badań nad protestanckim mieszczaństwem ma znaczenie fundamentalne. W kościele katolickim jest szereg zachowań związanych z upamiętnieniem osób zmarłych – msze, rozmaite rytuały, zaduszki. W kościołach protestanckim tego nie ma. Ostatnią rzeczą, którą można zrobić dla zmarłego, to piękny pogrzeb i coś, co po nim zostanie: właśnie nagrobki i literatura okolicznościowa, czyli kazania uzupełniane życiorysem osoby zmarłej. Dzięki temu mamy wgląd w życie ludzi. Oczywiście przeciętny mieszkaniec nie mógł sobie na taki nagrobek na cmentarzu pozwolić. Stać było na to burmistrzów, duchownych, bogatych mieszczan – to ich, ich żony i dzieci upamiętniają zachowane płyty na śmigielskim cmentarzu.
- Co wiemy o genezie śmigielskiego cmentarza wspólnoty luterańskiej?
- Tak jak w każdej społeczności cmentarz jest, bo musi być. Zmarłych grzebie się według określonych rytuałów. Wszystkie wspólnoty religijne tego przestrzegają. W przypadku katolików i protestantów nie ma różnic. Cmentarze znajdowały się wokół kościołów, na poświęconej ziemi. Cmentarz w Śmiglu znajduje się w miejscu, gdzie najprawdopodobniej stał pierwszy kościół, jaki luteranie wybudowali dla siebie pod koniec XVI wieku. Po kolejnych pożarach kościół budowano w obrębie rynku, a ten cmentarz pozostał w pierwotnym miejscu.
- Jako datę powstanie cmentarza podawany jest rok 1595.
- Takie są wzmianki źródłowe. Wspólnota luterańska w Śmiglu poświadczona jest od około 1560 roku – gdzie do czasu postawienia pierwszego kościoła grzebali zmarłych – nie wiadomo.
- To nie jedyny cmentarz ewangelicki na terenie, którym się pani zajmuje.
- Bardzo ciekawy – zarówno z uwagi na swą historię, jak i na zgromadzone na nim nagrobki – cmentarz ewangelicki jest we Wschowie. Został on zinwentaryzowany i posiada już bogatą literaturę. Jest tam bardzo dużo bogatych w treści nagrobków. Porównując je z nielicznymi nagrobkami, które zachowały się w Śmiglu, widać liczne podobieństwa. Są na nich umieszczone te same treści ikonograficzne. Jest to związane z tym, że nagrobek miał być nie tylko pamiątką, tak jak dziś. Nie umieszczano na nich tylko dat życia pochowanej osoby, ale przedstawiano całe życiorysy i odwołania do tych, którzy przychodzą na cmentarz, na przykład: „przechodniu zatrzymaj się”, albo „tu śpi i oczekuje życia wiecznego”. To był rodzaj rozmowy. Zmarły swoim życiem jeszcze zza grobu miał dawać świadectwo wiary i przykład godnego życia.
Patrząc na nagrobki na cmentarzach ewangelickich można odnieść wrażenie, że są na nich dekoracje. W rzeczywistości jest tam bogata symbolika, dla współczesnego człowieka już nie zawsze jasna i czytelna. Bardzo często na nagrobkach umieszczano postacie alegoryczne i emblematy z cytatami z biblii, symboliczne przedstawienia: złamane drzewo, kwiaty, zamkniętego w klatce ptaka, dusze unoszące się ku niebu. Po prostu można było te nagrobki czytać. Z jednej strony była to lekcja katechezy, z drugiej łechtanie próżności ludzi, których na postawienie nagrobka było stać. Najzamożniejsi upamiętniani byli drukowanymi tekstami kazań i wierszy, wygłaszanych nad grobem przez duchownych. Często kazanie zawierało te same treści, które wyrażał wykuty w kamieniu nagrobka program ikonograficzny. Wiadomo, że niektórzy zamawiali je już za życia.
W Lesznie cmentarz ewangelicko-augsburski znajdował się wokół kościoła św. Krzyża. Dziś jest tam lapidarium, na którym zebrano nieliczne nagrobki, jakie ostały się ze zlikwidowanych cmentarzy leszczyńskich. Park Jonstona to miejsce po nieistniejącym cmentarzu ewangelicko-reformowalnym.
- Nie wszystkie cmentarze przetrwały do dzisiejszych czasów?
- Większość tych cmentarzy zlikwidowano w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. To miało swoje uzasadnienie polityczne. Na nagrobkach były przeważnie niemieckie nazwiska.
- Kiedy zaczęła pojawiać się myśl, że warto takie miejsca zachować dla potomnych?
- Bardzo późno. Przykładem jest batalia o cmentarze we Wschowie. To była walka kilku zapaleńców, którzy nie chcieli dopuścić, żeby został on zlikwidowany. W wielu miejscach tak się jednak stało, na przykład w Lesznie.
- W Śmiglu takich zakusów nie było, ale cmentarz nie wygląda najlepiej.
- Jest przepięknie położony. Pamiętam dwa obeliski przy schodkach prowadzących na alejkę. Został już tylko jeden. Jest roztrzaskany. Cześć nagrobków została uszkodzona. Część „powrastała” w ziemię.
- Nagrobki położone bezpośrednio na ziemi zarastają mchem. Można je jeszcze uratować przed degradacją?
- Trzeba wiedzieć, w jaki sposób je oczyścić. To jest piaskowiec, „miękki” kamień. Łatwo ulega zniszczeniu. Renowacja takich nagrobków jest kosztowna. Najprostszym, co można zrobić, to nie dopuścić, by porastał je mech i zasypywała ziemia. W lapidarium w Lesznie sukcesywnie kolejne płyty są konserwowane.
- Co tablice nagrobkowe mówią o ludziach pochowanych na cmentarzu?
- Układ treści jest stały. Najczęściej inskrypcje zaczynają się od słów „tu spoczywa”, „życia wiecznego oczekuje”. Zawsze imię i nazwisko zmarłego dookreślano, podając wykonywany zawód, piastowane urzędy i stanowiska, w przypadku kobiety czyją była córkę, żoną, ile miała dzieci – podobnie opisywano mężczyzn. Bardzo precyzyjnie określano czas życia. Czasem wiek był policzony co do dnia. To nie były suche informacje, tylko historia rodzinna. Bardzo często taka płyta czciła pamięć kilku osób. Na cmentarzu ewangelickim w Śmiglu zachował się np. nagrobek rodzeństwa, dzieci pastora, które zmarły w krótkim odstępie czasu.
- Patrząc na nagrobki na śmigielskim cmentarzy można mówić o sztuce. Czy na przestrzeni wieków nagrobki się zmieniały?
- To z pewnością jest sztuka. Różnorodność stylistyki, odpowiadającej modom w poszczególnych epokach, jest widoczna szczególnie w lapidarium w Lesznie i na cmentarzu we Wschowie, bo tam nagrobków jest znacznie więcej. W Śmiglu nie widać tego aż tak wyraźnie, ale też wystarczy być bystrym obserwatorem, żeby dostrzec różnice stylistyczne. Warto podkreślić, że „ozdobniki” na nagrobkach odpowiadają tym, jakie można zobaczyć w książkach z XVII – XVIII wieku.
- Jak w analogicznym okresie katolicy upamiętniali zmarłych?
- W Śmiglu trudno o takie porównanie. Nie mamy żadnych nagrobków mieszczańskich z tamtych czasów. Najstarsze nagrobki katolickie pochodzą z drugiej połowy XIX wieku i znajdują się na cmentarzu przy kościele św. Wita. Katolicy form pamięci o zmarłych nie ograniczali do nagrobków i drukowanych kazań. Mieli również rozmaite nabożeństwa. Najzamożniejsi jednak chowani byli w podziemiach kościoła, a okazałe epitafia zamieszczano we wnętrzach świątyń, jak na przykład w kościańskiej farze. W śmigielskiej farze znajduje się nagrobek z marmuru i piaskowca czczący pamięć żony właściciela miasta. Są to zazwyczaj płyty dotyczące reprezentantów szlachty, nie mieszczan.
- Czy u protestantów, tak jak u katolików, znamienite postacie chowane były bliżej kościoła?
- Zawsze tak to działało. Cmentarz to było miejsce, które powinno być blisko kościoła, w poświęconej ziemi. Przepełnione cmentarze wewnątrz ciasnej miejskiej zabudowy stały się poważnym problemem, który uświadomiono sobie na szerszą skalę w początkach w XVIII wieku w dużych europejskich miastach. W czasie epidemii nie było gdzie chować ludzi. Dopiero wtedy – mimo licznych protestów – zaczęto wyprowadzać cmentarze z miast. W wieku XIX powstała koncepcja cmentarza przypominającego park. Jako przykład cmentarza powstałego poza kościołem parafialnym można podać cmentarz wschowski. Jego wyprowadzenie poza miasto było związane z walką ideologiczną między katolikami i protestantami.
- Po protestantach pozostały zarówno nagrobki, jak i księgi metrykalne. Czy w przypadku Śmigla stanowią one źródło wiedzy o mieszkańcach Śmigla?
- To doskonałe źródło i na dobrą sprawę jedyne, które pozwala ustalić najważniejsze fakty z życia konkretnych ludzi. Księgi metrykalne zachowały się od początku XVIII wieku. Zawarte w nich informacje uzupełniają wiadomości z innych, przechowywanych w archiwach, dokumentów. Papier łatwo ulega zniszczeniu. Zachowane akta miejskie nie mówią wprost o ludziach. Nie znajdzie się tam życiorysów. Natomiast w księgach metrykalnych, na nagrobkach, w mowach pogrzebowych i kazaniach mamy praktycznie wszystko.
- Kto z pochowanych na cmentarzu ewangelickim w Śmiglu zasługuje na szczególną pamięć?
- Nie chciałabym wartościować, która z pochowanych na cmentarzu osób jest najważniejsza. Niektóre nagrobki są bardzo wzruszające i symboliczne. Dla mnie dosyć ważnym jest nietypowy nagrobek Georga Hofmanna, synka szewca. Nie ma na nim żadnych symboli religijnych. Kartusz, na którym wykuty jest tekst inskrypcji, ma kształt zdjętej ze zwierzęcia skóry. Jest tam też bucik. Pragnieniem rodziców było, by w przyszłości chłopiec przejął warsztat. To z jednej strony upamiętnienie zmarłego, a z drugiej duma z wykonywanego zawodu. W miastach protestanckich wyraźny był etos mieszczański, a płyty nagrobne są tego jednym z przejawów. Śmigiel nie jest najlepszym przykładem skonfesjonalizowanego miasta, jak Leszno czy Wschowa, bo tutaj katolicy i protestanci byli we względnej równowadze.
Nie wiadomo natomiast, gdzie pochowany został w 1772 r. pastor Marcin Adelt. To wyrazista postać, autor pierwszej monografii Śmigla, książki nietypowej. Tytuł mówi wprost, że jest to historia arianizmu w Śmiglu – wyznania radykalnego, z którymi ramię w ramię walczyli i katolicy, i protestanci. Adelt pisze o arianach krytycznie, ale docenia ich rolę w dziejach miasta. Porusza także kwestie wykopalisk w Bruszczewie, przedstawia historię Śmigla i jego właścicieli, a jako dodatek umieszcza wykaz pastorów i kantorów oraz rektorów związanych z parafią luterańską. Gromadzę materiały archiwalne i drukowane dotyczące Marcina Adelta. Jego krótki biogram znajduje się w Polskim Słowniku Biograficznym. Dzięki księgom metrykalnym i drukom okolicznościowym udało się znacznie poszerzyć wiedzę o tej interesującej postaci. Niestety nie pozostało po nim kazanie pogrzebowe. W drugiej połowie XVIII wieku zwyczaj ten zaczął już zanikać.
- Na śmigielskim cmentarzu nie są pochowani wyłącznie Niemcy.
- Stereotyp Polak – katolik, Niemiec – protestant zaczął się uaktywniać po potopie szwedzkim. Dla mnie ci protestanci, którzy mieszkali w Śmiglu, Lesznie, Wschowie, Rawiczu czy Bojanowie byli tutejsi, miejscowi. Z perspektywy moich badań nie jest to istotne. Byli poddanymi polskich władców, obywatelami wielonarodowej Rzeczpospolitej. Dla większości pierwszym językiem był niemiecki, ale liczni mówili także po polsku, co często podkreślano w mowach pogrzebowych. Tutaj żyli, wraz z Polakami budowali wspólnie miasto, zostawili po sobie jakiś dorobek. Na cmentarz ewangelicki absolutnie nie patrzyłabym jak na coś, co jest nam obce. To jest po prostu dziedzictwo przeszłości. Wielu mieszkańców Śmigla nosi nazwiska, które pojawiają się w księgach metrykalnych parafii luterańskiej. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ich przodkowie przybyli do Śmigla w czasie emigracji śląskiej z okresu wojny trzydziestoletniej w XVII wieku i w okresie późniejszym.
GAZETA KOŚCIAŃSKA 08/2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Człowiekiem, dzięki któremu możemy oglądać dzisiejsze tablice nagrobne jest Tolek Szulc. Pamietam, jak w latach dziewięćdziesiątych zabiegał o ich uratowanie.