Magazyn koscian.net
2009-09-23Trzech na jedno miejsce
O nazewnictwie miejskim z Jerzy Zielonką rozmawia Teresa Masłowska
- Akcja „Nazwać bezimienne mosty” wzbudziła duże zainteresowanie. Czytelnicy zgłosili własne propozycje. Wypada trzech na jedno miejsce. Co teraz?
- Teraz kandydatury przedstawione przez „Gazetę Kościańską” oficjalnym pismem zgłosi się władzom miejskim i będziemy czekali na decyzję rady. Reakcja Czytelników była do przewidzenia, bo każdy ma w zanadrzu swojego kandydata. Cieszę się, że wszyscy zgłaszający wybrali postacie związane z Kościanem. To dobry znak.
- Liczba mostów w mieście jest ograniczona…
- Dlatego pozostańmy przy kandydaturach profesora Bolesława Igłowicza, porucznika Tadeusza Nowaka, majora Edwarda Stróżyka i ogrodnika miejskiego Franciszka Wawrzyniaka.
- To co z innymi kandydaturami? Czy ludzie nie są sobie równi?
- Wobec prawa teoretycznie są równi, bo w praktyce różnie to bywa; wobec historii na szczęście nie. O jednych się pamięta, o innych zapomina. Jest kilka kręgów pamięci o zasługach tych, którzy od nas odeszli. Najpierw rodzina, dalej przyjaciele, następnie organizacje i instytucje, ośrodki badań biograficznych, wreszcie władze. Kościan ma dobre tradycje upamiętniania postaci zasłużonych. Między nami mówiąc podstawowy obowiązek spoczywa na rodzinie, choć utarło się u nas dziwne przekonanie, że nie wypada się starać o publiczną pamięć o kimś z własnej rodziny.
- Zachęcasz rodziny, aby same upamiętniały swoich przodków?
- Tak, zachęcam by rodziny same upamiętniały, by gromadziły dokumenty, by czyniły starania w organizacjach, instytucjach i u władz; by – jeśli są po temu powody - były dumne ze swoich przodków. To jest właściwie punkt wyjścia. Możliwości zapisania zasług konkretnej postaci w pamięci miasta jest wiele: wmurowanie tablic w ściany domów, nowe ulice, ronda, bezimienne instytucje, szkoły, organizacje i stowarzyszenia. Dla każdego starczy. Na przykład, gdyby to ode mnie zależało Towarzystwo Śpiewu „Lutnia” w Kościanie, ukochane dziecko śp. dyrygenta Zygmunta Cichockiego otrzymałoby jego imię. Albo inny przykład: szpital w Kościanie miał imię św. Zofii, teraz nosi nazwę Teodora Dunina. Ten szpital ma oddziały i warto na przykład poczynić starania, aby w ich nazwach przypomnieć i świętą Zofię, i siostrzyczki zakonne, które ten szpital przez prawie sto lat prowadziły i czyniły dobro.
- Kandydatura powinna być przez kogoś zweryfikowana…
- Od tego są historycy, archiwiści i regionaliści, zajmujący się biografistyką. W przypadku upamiętniania wyłącznie przez najbliższych w obrębie swojej własności, nie ma to większego znaczenia, bo podstawowym prawem każdej rodziny jest jej własna pamięć. Tu w grę wchodzą jedynie przepisy administracyjne, dotyczące m.in. stosowanych symboli itp.
- Postacie zaprezentowane przez nas na łamach „Gazety Kościańskiej” to ludzie święci?
- Liczba świętych na tym łez padole jest ograniczona i nie o świętych tu chodzi, ale o ludzi z krwi i kości, a w zasługach dla Ojczyzny i dla miasta nieprzeciętnych. Jedno mogę powiedzieć, że żaden z tych, o których rozmawialiśmy nie splamił się, ani w czasie okupacji, ani później donosicielstwem; nie był agentem czy tajnym współpracownikiem. To sprawdziłem.
- Zmieńmy nieco temat. W poprzednim numerze „GK” zamieszczono list Czytelniczki, która kwestionuje używania wobec nauczycieli szkoły średniej tytułu profesora. Co na to powiesz?
- Dyskusje na temat, w jaki sposób zwracać się do nauczycieli w szkołach trwały, trwają i trwać będą. Ponoć w tak zwanych cywilizowanych krajach uczniowie zwracają się do swoich nauczycieli przez „ty” albo przez „panie”. U nas bywa różnie, a wszystko zależy od tego, jaką zasadę ustali sam nauczyciel. Znam takich, którzy są ze swoimi uczniami na „ty” i takich, którzy każą mówić do siebie „panie magistrze”. Podobnie ma się rzecz w służbie zdrowia („panie doktorze”, „panie lekarzu”), w naszym zawodzie („panie redaktorze”, „panie dziennikarzu”). Wyznaję zasadę znanego językoznawcy prof. Jerzego Bralczyka, który powiada, że nauczycielowi szkoły średniej z racji tradycji przysługuje tytuł profesora i – jego zdaniem – tak powinno pozostać.
- Co mówią w szkole, to mówią, ale ty w nazwie mostu chcesz Bolesławowi Igłowiczowi sztucznie dołożyć tytuł profesora.
- Wiem co mówię. W II Rzeczpospolitej istniał prawnie usankcjonowany tytuł „profesor szkoły średniej”, nadawany uroczyście z dyplomem przez kuratoria. Bolesław Igłowicz go posiadał. Na dodatek tytuł „profesor szkoły średniej” przewidywała Karta Nauczyciela z 1972r. (miał go np. prof. Kazimierz Mizerka), obecnie istnieje tytuł „profesor oświaty”, który może nadać minister. Nie chcę nikomu niczego sztucznie dokładać; zabiegam tylko o to, aby ktoś profesorowi Igłowiczowi należnego mu prawnie tytułu nie odebrał.
- Dobrze, zgoda na profesora Igłowicza. Ale jesteś autorem wielu książek m.in. w profesorach kościańskiego gimnazjum i liceum, znasz ich życiorysy jak mało kto, to co w takim razie uczynić z nazwami ulic Klemensa Kruszewskiego, Anny Grątkowskiej?
- Unikanie stosownego tytułu czy stopnia w odosobowych nazwach ulic ma swoją niechlubną historię. Był czas, że w Kościanie mieliśmy ulicę Jana, bo komuś przeszkadzał „święty”; był czas, że mieliśmy ulice Bączkowskiego i Surzyńskiego, bo politycznie niestosowny był tradycyjny tytuł „ksiądz”. W tej dziedzinie do dzisiaj w mieście panuje chaos - poprzednie próby urzędowego ujednolicenia nazw ulic nie powiodły się. Inna jest nazwa w papierach, inna na tabliczkach, zdarza się, że rada nadając nowe nazwy nie uchylała uchwał rad poprzednich. Obecne władze miejskie podjęły próbę ujednolicenia nazewnictwa. Analizuje się wszystkie uchwały rady miejskiej, zapewne przygotowuje się jednolitą, nową uchwałę w sprawie nazw ulic Kościana. To jeszcze potrwa, ale chwała im za to. W przypadkach, o które pytasz w ewentualnej uchwale i na tabliczkach – moim zdaniem - powinny pojawić się nazwy „ul. Prof. Klemensa Kruszewskiego” i ul. „Prof. Anny Grątkowskiej”. I tak się zapewne stanie, jeśli propozycje tym podobne nie rozbiją się o skomputeryzowaną machinę biurokratyczną, pocztowo – urzędową.
TERESA MASŁOWSKA
Zgłaszasz poniższy komentarz:
most na ul. Marcinkowskiego powinien nosić imię Czesława Frąckowiaka. Człowiek był przez długi czas wzorem dla młodych harcerzy. To dzięki niemu w Kościanie jest tyle miejsc pamięci narodowej. Budował je swoimi rękami. Mieszkał przecież na ul. Marcinkowskiego. Widzę że miejskie mądre głowy skreśliły na wstępie tą kandydaturę. Szkoda!!!