Magazyn koscian.net
30 lipca 2013Umarło w nas życie
Po trwającym niemal rok dochodzeniu, Prokuratura Okręgowa w Koszalinie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Danielowi C., który wjechał w stojące na przystanku trzy 19-letnie absolwentki kościańskiego liceum. Prowadząc samochód pod wpływem narkotyków zabił Martynę i poważnie okaleczył Anię i Karolinę. Został oskarżony o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa
Martyna, Ania i Karolina - koleżanki z jednej klasy kościańskiego „Kolberga” postanowiły w ostatnie wakacje przed rozpoczęciem studiów zabawić się nad morzem. Wybór padł na Kołobrzeg. Pojechały tam na dwa dni. Pogoda dopisała. Była plaża, słońce, radość. Wszystko skończyło się 29 lipca 2012 roku o godzinie 9.30.
Wypadek
Tragedia rozegrała się w niedzielne przedpołudnie na ulicy Grzybowskiej w Kołobrzegu. Trzy 19-letnie dziewczęta ze Śmigla, Starego Bojanowa i Widziszewa czekały na autobus komunikacji miejskiej. Niespodziewanie z dużą prędkością uderzył w nie czarny volkswagen passat jadący od strony Grzybowa. Za kierownicą siedział 21-letni Damian C. z Radomia. Przystanek został zmieciony. Karolina i Ania leżały połamane na przystanku. Martyny długo nikt nie zauważył. Leżała przygnieciona pod samochodem.
Gdy pogotowie zabierało nieprzytomne dziewczyny jeden z mężczyzn, który cudem uniknął podobnego losu, rzucił się na kierowcę passata. Przed linczem uratowali go policjanci. Zatrzymany był według świadków niezwykle agresywny i wulgarny. Tuż po zdarzeniu próbował zdemolować pierwszą z karetek pogotowia przybyłych na miejsce wypadku. Zaatakował też policjantów. Sprawiał wrażanie, że działa pod wpływem narkotyków. Według zeznań świadków, po opuszczeniu samochodu miał krzyczeć „Zabiłyście mnie k...!”. Wstrząśnięta pasażerka passata powiedziała policjantom, że Daniel zachowywał się bardzo dziwnie i dlatego chciała zastąpić go za kierownicą. Pokłócili się. Tuż przed uderzeniem w przestanek Daniel powiedział do niej: „zabije te k...y”. Dodał gazu i uderzył w osoby stojące na przystanku.
- Na podstawie przeprowadzonych dowodów ustalono, iż 21–letni sprawca, znajdując się pod wpływem środków odurzających, działając z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia tych osób, wjechał w nie kierowanym przez siebie samochodem osobowym powodując powstanie ciężkich obrażeń ciała – informowała dzień później Aneta Skupień, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. - Podejrzany nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i odmówił złożenia wyjaśnień. Na wniosek prokuratora Sąd Rejonowy w Kołobrzegu zastosował wobec podejrzanego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres trzech miesięcy.
W wypadku najbardziej ucierpiała Martyna. Lekarze z Gryfic walczyli o jej życie przez dwa tygodnie. Bezskutecznie. Zmarła 12 sierpnia. Annie groziła amputacja nogi. Ostatecznie skrócono ją o 4 centymetry. Trwa długotrwały i bolesny proces jej wydłużania. Karolina miała połamane oba uda. Do dziś dziewczyny są rehabilitowane i korzystają ze wsparcia psychologów.
Martyna
Od 22 sierpnia ubiegłego roku rodzice Martyny odwiedzają ją codziennie na cmentarzu. Bywa, że zaglądają tam kilka razy dziennie.
- Po co? Żeby porozmawiać z córką - mówi Justyna Lewandowska. - Od jej śmierci nie mogę się na niczym skupić, nie mogę pracować. Gdyby nie leki...
- Mieliśmy tylko ją. Takie dobre dziecko... - mówi ojciec, Mirosław Lewandowski. - To była bardzo ułożona dziewczyna. Nie piła, nie paliła. Miało dużo koleżanek, była lubiana...
Na ścianie wisi duże zdjęcie Martyny. Jej pokój wciąż wygląda tak jak w dniu, w którym wyjechała z koleżankami do Kołobrzegu. Czasem rodzice przeglądają zdjęcia z tego wyjazdu. Plaża, słońce i trzy uśmiechnięte dziewczyny. Miały właśnie wkroczyć w dorosłość i rozpocząć studia.
- Martyna była dobrą uczennicą. Chciała studiować psychologię. O jedno miejsce starało się aż 28 osób. Nie udało się. Była pierwsza pod kreską. Tak niewiele jej zabrakło do indeksu - wspomina ojciec.
Martyna miała jednak plan awaryjny. Rozpoczęła wcześniej starania o przyjęcie do pracy w policji. Psychologię miała wówczas studiować zaocznie. A później seksuologię.
- Jej marzeniem była praca w policji kryminalnej. Chciała być policjantką z dyplomem psychologa i seksuologa. Mówiła, że chce pomagać ludziom. 2 sierpnia miała zgłosić się do komendy wojewódzkiej w Poznaniu - mówi matka.
Nie odstępowali od córki przez ostatnie dwa tygodnie jej życia. Wypraszano ich ze szpitala jedynie na noc. Przez tydzień nocowali w hotelu. Później wynajęli pustą kawalerkę. Liczyli się z tym, że leczenie córki może trwać miesiącami. Choć lekarze nie robili im wielkich nadziei, wierzyli że przeżyje.
- Robili co mogli. Starali się, ale nie dali rady. Pamiętam ten dzień. Po konsylium przyszli nam powiedzieć, że to już koniec. Martyna była jeszcze podłączona pod aparaturę, ale stwierdzono śmierć pnia mózgu. Nasza córka umarła... - szepce ojciec. - 12 sierpnia. Pochowaliśmy ją dziesięć dni później.
Zostali sami. Bez córki i wsparcia. Ani lekarze, ani śledczy nie pochylili się nad cierpiącymi rodzicami. Nikt nie powiedział im gdzie mają szukać pomocy. Znaleźli ją sami. Są pod opieką psychiatryczną. Mówią, że żyją tylko dzięki lekom.
Sprawca
21-letni Daniel C. postanowił zabawić się w Kołobrzegu w tym samym czasie co Martyna, Karolina i Ania. Pojechał tam z Anną, z którą od trzech lat żył w konkubinacie. Przez całą drogę z Radomia do Kołobrzegu prowadził Daniel. Był to jego pierwszy samochód. Rok wcześniej kupiły mu go matka z babcią. Sam nie miał za co. Pracował sporadycznie. Zawodu żadnego nie zdobył. Nauka mu nie szła. Powtarzał klasy, wyrzucano go ze szkół. Popadł w konflikt z prawem. Kilkukrotnie był karany sądownie za kradzieże. W końcu ustatkował się. Skończył zaocznie liceum bez matury i zamieszkał z Anną. Znalazł pracę jako pomocnik przy układaniu rur. W ten weekend chciał od niej odpocząć. Do Kołobrzegu dotarli w sobotę wieczorem. Zostawili bagaże w pokoju wynajmowanym przez znajomych, wypili po piwie i poszli na dyskotekę. Więcej nie pamięta. Ocknął się w kaftanie.
Od niedzieli, 29 lipca 2012 roku, Daniel C. przebywa w areszcie, choć niewiele brakowało aby w marcu br. go opuścił. Mógł nawet uniknąć odpowiedzialności bowiem biegli psychiatrzy ze Szczecina uznali, że podczas wypadku działał w stanie psychozy wywołanej marihuaną i nie był w stanie rozpoznać znaczenia czynów ani kierować swoim postępowaniem. Zgodnie z art. 31 kodeksu karnego, ktoś kto działał w takim stanie nie popełnił przestępstwa. Przepisu tego nie stosuje się, gdy sprawca wprawił się w stan nietrzeźwości lub odurzenia powodujący wyłączenie lub ograniczenie poczytalności, które przewidywał lub mógł przewidzieć.
- Zdaniem biegłych on nie mógł przewidzieć, że do takiego stanu doprowadzi go zażycie narkotyków? To absurd! - oburza się ojciec Martyny. - Zażądałem drugiej opinii biegłych.
Opinii biegłych ze Szczecina, którzy uznali, że Daniel C. wpadł w psychozę, której nie mógł przewidzieć zażywając „miękki” narkotyk nie podzielają biegli ze Starogardu Szczecińskiego. Ich zdaniem nie ma jednoznacznych danych potwierdzających, że podczas wypadku wystąpiły u niego zaburzenia urojeniowe. Nie ma też podstaw aby uznać, że nie był on w stanie przewidywać skutków zażycia narkotyku.
Zdaniem psychiatrów i psychologów nie ma żadnych przeszkód aby aresztowany uczestniczył w postępowaniu przygotowawczym i sądowym. Choć Daniel C. próbował w maju br. przekonać wszystkich, że jest inaczej kalecząc się ostrzem z rozmontowanej maszynki do golenia. Naciął sobie skórę na szyi i nadgarstku. Zeznał później, że nie mógł wytrzymać napięcia i chciał się zabić. Sugerował także, że słyszał „głosy”. Zapis z monitoringu wskazuje jednak na to, że kontrolował swoje zachowanie.
Oskarżenie
Po trwającym niemal rok dochodzeniu do Sądu Okręgowego w Koszalinie wpłynął akt oskarżenia przeciwko Danielowi C. Został oskarżony o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa oraz o narażenie życia jednej i zdrowia drugiej osoby. Ma też odpowiedzieć za napaść na policjanta i jazdę samochodem pod wpływem środków odurzających. Grozi mu od ośmiu lat pozbawienia wolności do dożywocia.
Jaki wyrok byłby sprawiedliwy? Ojciec Martyny będzie się domagał dla Daniela C. dożywotniego więzienia. Chce, aby zabójca jego córki przesiedział w więzieniu co najmniej 25 lat. W procesie będzie uczestniczył jako oskarżyciel posiłkowy. Nie wie jak się zachowa, gdy usiądzie naprzeciwko zabójcy. Musi jednak tam być. Chce pilnować procesu. Tak, jak przypilnował śledztwa po pierwszej opinii biegłych.
- Tu nie chodzi o zemstę. Tu chodzi o wymierzenie kary za zabójstwo. Ten człowiek odebrał nam jedyną córkę. Zabrał cały sens życia. Zabił nie jedną, ale trzy osoby. Razem z Martyną umarło w nas życie. W środku jesteśmy martwi - mówi Mirosław Lewandowski.
Paweł Sałacki
30/2013
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Rodzicom Martyny życzę odnalezienia spokoju.