Magazyn koscian.net
2010-10-12Waleczne Serce z Kościana
- Dla żartu zrobiłem fotomontaż: włożyłem swoją łebkę w zdjęcie bohatera filmu ,,Waleczne Serce’’ i umieściłem to w moim fotoblogu. Wszystkim się spodobało. Mało tego, córce się spodobało... - śmieje się Jacek Losiak z Kościana. - Postanowiłem zobaczyć, jak wyglądałbym w tym naprawdę i... kupiłem pierwszy kilt
Proza - mówi. Żadnej wielkiej filozofii, żadnych odkrytych nagle tajemnic rodzinnych ani przodków w okolicach Glasgow. Czempiniak z urodzenia, kościaniak od 46 lat, niegdyś działacz opozycyjny dziś w mentalnej opozycji (,,obecna władza to banda UWolsko KLDowskich sprzedawczyków”), mąż kościanianki i ojciec dwóch pięknych kościanianek i syna, elektronik, automatyk i informatyk, gracz w brydża sportowego, miłośnik rowerowych wojaży po okolicy Kościana, pasjonat fotografii, fan CB-radio, słuchacz rocka i disco-polo. Od kilku lat chadza i śmiga rowerem po kościańskich ulicach w szkockim stroju ludowym.- Jeszcze czasem wywołuję małe poruszenie – uśmiecha się – Zwykle za moimi plecami, a kto by się tym, co za plecami przejmował – uśmiecha się jeszcze szerzej. - Sąsiedzi, rodzina już się przyzwyczaili. Zresztą zawsze miałem małe skłonności do wyskoków. Byłem na przykład krótki czas akustykiem i pracowałem nawet trochę z Witkiem Łukaszewskim, ale to stare dzieje...
Ten pierwszy kilt kupił w Poznaniu w lumpeksie. Napisane było, że mają tam rzeczy z Wielkiej Brytanii, to wszedł. Jest piękny, oryginalny, ale nie w jego rozmiarze. Leży. Nigdy go nie nosił. Postanowił uszyć sobie taki na miarę.
- W poszukiwaniu materiału zjechałem dwadzieścia pięć hurtowni. Chodziło nie tylko o kratę, ale o odpowiednią grubość, jakość tkaniny i właściwości. Musi się dać ułożyć, nie gnieść się... Wreszcie w Poznaniu trafiłem na hurtowników, którzy wysłuchali i obiecali sprowadzić odpowiednią materię. Dwa, trzy tygodnie i słowa dotrzymali. Kupiłem od razu ponad dwadzieścia metrów. Na jeden kilt trzeba sześciu metrów bieżących materiału!
Potem zaczęła się wędrówka po krawcowych. Trzy lokalne mistrzynie igły polecane przez córkę i znajomych poległy na tym zleceniu.
- Wyglądałem w tym co uszyły fatalnie. No nie leżało...
Tę właściwą krawcową znalazł przypadkiem podczas wycieczki do rogalińskich dębów w Rogalinku. Właściwie córka znalazła i nalegała, by spróbował. Weszli do małego zakładu krawieckiego i...
- To był strzał w dziesiątkę. Kobieta – jak się okazało - szyje na co dzień stroje historyczne dla teatrów, na potrzeby filmu. Nawet jej nie drgnęła powieka, kiedy powiedziałem, czego oczekuję. Pobrała miarę i... uszyła kilt doskonały. Super! Wytłumaczyła mi potem, że dla mężczyzny szyje się kiecki zupełnie inaczej. Nie da się dostosować damskiego mustra do faceta...
Dziś ma siedem kiltów. Cztery letnie (z lżejszego materiału) i trzy zimowe (bardzo ciepłe). Chodzi w nich trzysta sześćdziesiąt kilka dni w roku.
- Są sytuacje, kiedy nie można się wygłupiać. Jak idę na rozmowę o pracę, wbijam się w garnitur, jak idę na jakąś ważną uroczystość, na przykład Solidarnościową, wkładam spodnie i marynarkę, ale jak idę na wesele – żona już nie pyta, który gang, tylko który kilt zakładam – śmieje się.
Ale na trzecią rozmowę o pracę, gdy czuł już, że nic z tego nie będzie, pojechał do Sepna już w kilcie. W kilcie też pojechał do Urzędu Pracy poruszony brakiem informacji o ofertach pracy.
- Ciekawym, jak mnie w tym stroju tam odebrano – uśmiecha się.
Ma dwie sznurowane koszule, uszyte na tradycyjny, szkocki wzór. Przy pasku wisi mu z lewej strony skórzany mieszek na pieniądze (naszukał się trochę fachowca, który by taki uszył). Kilt z prawej strony spina ogromna brosza. W zwykłe dni nosi zwykłą, bazarkową, ale na świąteczne okazje zakłada srebrną, specjalnie wykonaną na celtycki wzór przez złotnika.
- Mam też atrapę starodawnego pistoleciku, jakie noszą Szkoci. Noszą też skórzaną, usztywnianą torbę z przodu. Mam i taką, ale nie używam. Niewygodna. To co z boku i spinka - obciąża kilt, żeby wiatr go nie podwiewał, ale już torba z przodu to była niegdyś ochrona klejnotów rodowych w bitwie – wyjaśnia.
Z przodu, lekko z lewej, jest kieszonka na zegarek na łańcuszku. Pan Jacek nosi zegarek swojego dziadka. Tylko raz był u naprawy. Nosi też oczywiście skarpety, choć nie oryginalne, i na co dzień – na rower - do tego czarne, dyskretne, adidasy. W wersji eleganckiej nosi po prostu sznurowane buty. Do tego bluza i jeansowa marynarka.
- Dlaczego kilt? Bo to bardzo wygodne. Naprawdę. W spodniach czuję się jak skrępowany. Latem w upały nie ma nic wygodniejszego na rower. Zresztą teraz też. Ta swoboda.... - REWELACJA! Bardzo polecam wszystkim panom. Sama przyjemność i zdrowie. Amerykańscy lekarze zalecają mężczyznom w ramach walki z bezpłodnością chodzenie w kiecce przynajmniej po pracy, w domu. Pół świata przecież tak chodzi, chociażby kraje muzułmańskie, Indianie, mieszkańcy dalekiego wschodu, a u nas górale szkoccy, irlandzcy. Nasze kontusze też przecież spódniczkowate były. A teraz jedynym śladem po sukiennej tradycji męskiego stroju zostały tylko sutanny...
Nie, nie marznie zimą. W mroźne dni w kilcie, jak dowodzi, cieplej, jak w portkach. No...., chyba, że wieje...
- Ludzie zwykle po chwili pytają nieśmiało, czy wiem, że pod kiltem... a ja ucinam i mówię tylko – wiem.
Nie, nie - nie nosi bielizny.
- Pamiętam pierwsze wyjście na ulicę. Były emocje, bo bałem się, że mi kilt wiatr podwieje i w ogóle, jakoś tak dziwnie, choć trochę ekscytująco. Teraz to już normalka. Przed wiatrem jestem zabezpieczony – śmieje się i uchyla rąbek kiltu, by pokazać Underkilt czyli podkilt.
Czasem panowie spod budki z piwem zachichoczą za plecami, ale kto by się tym przejmował. Sąsiedzi się przyzwyczaili, żona w końcu też. Kobietom generalnie się w kilcie podoba, mężczyźni często przyznają w końcu, że sami by tak chcieli, ale nie mają odwagi.
- Jestem Polakiem, kościaniakiem. Nigdy nie byłem w Szkocji i choć chętnie bym zwiedził ten kraj, to najbardziej chciałbym pojechać do Qaanaaq - miasta, które jest najbliżej bieguna północnego. Ot, takie marzenie... Ubieram się tak, bo świetnie się w tym czuję, naturalnie. Jakbym się w kilcie urodził – mówi ze swobodą i z rozbawieniem opowiada, jak na targowisku panie w skupieniu czekają, aż będzie zsiadał z roweru. Podwieje mu, czy nie? I nie podwiewa... (Al)
GK nr 40/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Pan Jacek jest wiernym kibicem Półmaratonu im Florkowskiego. Może w tym roku wystartuje pan z nami biegaczami. Obowiązkowo w kilcie. Ppzdrawiam!