Magazyn koscian.net
2010-10-12Polowanie na niedzielę
PROJEKT PKS 101010
Dwunastu fotoreporterów i co najmniej setka mieszkańców powiatu kościańskiego fotografowało niedzielę 10 października. - Ludzie szli do kościoła, kupowali ciasta do kawy, pranie wisiało, psy się drapały, na rynku chłopaki pili wino... Ot, niedziela... - opowiada Paweł Szott.
A była to piękna niedziela. Po chodnym poranku (temp. ok. 5 stopni Celsjusza) nastał bardzo słoneczny dzień (do 20 stopni C w słońcu). Na niebie nie pojawiła się ani jedna deszczowa chmurka, nawet tylko po to, by - trzymając się pks-owej tradycji- chociaż postraszyć. Strażacy po południu zostali wezwani do pożaru, który okazał się okazałym ogniskiem w Kiełczewie przy ulicy Słonecznej, a policjanci w tym czasie tropili w Czempiniu włamywacza. Razem ze strażakami i ratownikami z pogotowia spotkali się tuż przed godz. 23 na drodze numer pięć w Piotrowie I , by pomóc czterem kobietom, które rozpędzonym autem wpadły na dzika.
Poza tym wszystko toczyło się powolnym, niedzielnym rytmem. I ten rytm fotografowało dwunastu fotoreporterów: Paweł Szott (po raz pierwszy w projekcie) w gminie Czempiń, Mariusz Ciesielski (uczestnik edycji: 07, 08, 09, 10) w gminie Kościan, Bartosz Dziamski (edycje: 07, 08, 09, 10) w Kościanie, Szymon Siewior (edycje 07, 09, 10) w gminie Krzywiń, a Edward Baldys (edycje: 05, 06, 09, 10) w gminie Śmigiel. Filip Springer (pierwszy raz w pekaesie) skupił się na boiskach sportowych, Sławomir Skrobała (edycje: 05, 06, 07, 08, 09, 10) fotografował w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym, Marek Lapis (edycje: 08, 09, 10) w marketach, Hanna i Marek Majchrzak (po raz pierwszy w projekcie) w lokalach, Bogdan Ludowicz (edycje: 05, 06, 07, 08, 09, 10) jak zwykle chadzał własnymi ścieżkami, Paweł Sałacki (pomysłodawca projektu i współorganizator) dokumentował dworce PKP.
- Tradycyjnie o dziewiątej spotkaliśmy się wszyscy na śniadaniu. Podjął nas, jak zwykle, starosta Andrzej Jęcz, współorganizator projektu. Pogadaliśmy, niektórzy się poznali, ustaliliśmy szczegóły techniczne, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie i... DO ROBOTY! - relacjonuje Sałacki.
Niektórzy byli już po kilku godzinach pracy.
- Zacząłem od wesela tuż po północy i skończyłem też tanecznie – bo lekcją tańca dla przyszłej młodej pary w Centrum Kultury w Czempiniu. Byłem też w kościele, w depeesie w Jarogniewicach, gdzie upamiętniono już ofiary katastrofy z 10 kwietnia, krążyłem po Rynku... Rewelacji fotograficznej nie mam, ale dokumentów trochę tak – wyjaśnia Szott.
Zadowolony i to bardzo ze zdjęciowego dnia jest Filip Springer. Był między innymi na meczach piłkarskich w Wonieściu, Starym Luboszu, Darnowie, Osieku i Śmiglu.
- Mecze interesowały mnie mało, za to atmosfera, specyfika miejsca, ludzie – ten czysty sport, bez komercji, reklam, wielkich pieniędzy... To była przymiarka do większego projektu i jestem z niej bardzo zadowolony. Dużo udało mi się zrobić, spotkałem sympatycznych ludzi... Po prostu bardzo miłe doświadczenie – ocenił.
Po sennej w niedzielę gminie Kościan najeździł się Ciesielski.
- Z ciekawostek, to udało mi się spotkać ludzi z towarzystwa opieki nad ptakami, którzy właśnie czaili się z lunetami i aparatami fotograficznymi na pewien bardzo rzadko widywany okaz, który dwa razy w roku bywa na łąkach pod Poninem. Kozłubiec się nazywa – wyjaśnia.
Ze spotkań z kościaniakami w centrum Kościana zadowolony jest Dziamski. Zrobił kilka portretów, między innymi księdza Leona Stępniaka.
- Piękny, słoneczny, chyba udany dzień...
Mniej szczęścia miał Siewior, którego tuż po tym jak zaczął fotografować wezwano pilnie do Poznania.
- W pracy padł serwer i tak mnie nękano telefonami, że musiałem jechać go stawiać. Dodajmy do tego maraton i spowodowane nim korki w Poznaniu. Siedziałem w aucie i czułem, jak mi ucieka cenny czas. Wróciłem pod Krzywiń wraz z ostatnimi promieniami słońca. Coś zrobiłem, ale zadowolony nie jestem.
- Katastrofa – kategorycznie stwierdza Skrobała. - To był kiepski dzień... Na oddziały szpitala nie było mi wolno wchodzić, pensjonariuszy nawet fotografować od tyłu. Robiłem więc zdjęcia w kuchni. Sporo czasu spędziłem w izbie przyjęć, ale tego dnia przyjęto tylko jednego pacjenta – w sobotę osiemnastu! - i to jeszcze akurat w czasie, gdy mnie nie było. Cudów się po tej pracy nie spodziewam.
- Jak zwykle szybko i sympatycznie. Nikt mi sprzed obiektywu nie uciekł, a za to spotkałem sporo ciekawych ludzi. Grupę kolarzy wyruszających w trasę, dzieciaki na placu zabaw, ludzi na kortach tenisowych, ludzi wracających z kościoła. Odwiedziłem też rodzinę Hampelów, która właśnie czekała na syna, posiedziałem, ale nie przyjechał – uśmiecha się za to Baldys.
Nieprzyjemną przygodę zaliczył Marek Lapis.
- Na stu sympatycznych ludzi trafił się jeden mniej sympatyczny. Postanowiłem zająć się życiem marketów, zapleczem, pracownikami i klientami. Są częścią niedzielnych, rodzinnych rytuałów. Tylko Kaufland miło mnie przyjął i pozwolił na fotografowanie. I nie było żadnych problemów dopóki pewien pan zbyt nerwowo nie zareagował na zrobione mu zdjęcie. Przyjechała policja i atmosfera się uspokoiła, ale doświadczenie niemiłe...
Ale ze zdjęć jest zadowolony, choć spędzone w marketach osiem godzin odbiło na nim niespodziewane piętno.
- Wszędzie kamery... Jak w domu Wielkiego Brata. Na krótką metę nam to nie przeszkadza, ale kilka godzin robi swoje...
Bogdan Ludowicz złapał naczelnego ,,GK’’ na zabawach z wnuczkiem, Jerzego Zielonkę przy pracy, kogoś w policyjnych kajdankach...
- Nudno było raczej, ale zdjęć trochę mam. O mały włos sam stałbym się bohaterem i to trumiennej fotografii. W ostatnim momencie odskoczyłem komuś spod kół na Kościuszki. Jechał zdecydowanie za szybko, wyprzedzał w niedozwolonym miejscu wjeżdżając na sąsiedni pas. Mam go oczywiście na zdjęciu – mówi z satysfakcją.
Tandem Majchrzaków postanowił zająć się restauracjami od kuchni. Tylko Dudziarz i Finezja zgodzili się przyjąć ich na zapleczu, dlatego finalnie oprócz kuchennych tajemnic na ich zdjęciach obejrzeć można i kucharzy, i kelnerów, i restauracyjnych smakoszy.
- Oprócz Dudziarza i Finezji byliśmy w Saskii, u Kandulskiego, w Rysiu, Miniaturce, Aplauzie. Skończyliśmy około dwudziestej. Zdjęcia oceniamy jako udane, dzień bardzo sympatyczny – wyjaśnia pani Hanna.
Paweł Sałacki krążył po dworcach.
- Chciałem pokazać tym razem nie ludzi, ale ich dzieło – puste, zdewastowane obrzydliwie dworce Jaki efekt fotograficzny? Tragiczny jak dworce, ale temat wart udokumentowania. W centrach miast stoją zdewastowane budynki, na których widnieje nazwa miejscowości. Na tę antyreklamę gminy nie mają żadnego wpływu. A wieczorem dokumentowałem procesję z kościoła farnego pod pomnik Jana Pawła II. To był przecież Dzień Papieski.
Przypomnijmy, zostały jeszcze tylko dwie edycje projektu – 11 listopada przyszłego roku i 12 grudnia 2012. Wszystkie zdjęcia trafiają do specjalnej szafki w Muzeum Regionalnym w Kościanie i są swoistym listem do przyszłych pokoleń: tak żyliśmy, tacy byliśmy.
Efekt pracy fotoreporterów – jak zwykle – zawiśnie na tydzień (od 14 do 21 listopada) na sznurku w sklepie PSS Społem przy ulicy Piłsudskiego w Kościanie. Zdjęcia z wszystkich edycji oglądać można na stronie internetowej projektu: www.projektpks.art.pl Za miesiąc pojawią się tam tegoroczne zdjęcia.
Teraz czekamy na fotografie wykonane pamiętnej niedzieli przez Czytelników. Pierwsze już otrzymaliśmy... (Al)
Gazeta Kościańska nr 41/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Nawet ja mam parę zdjęć, brawo dla Pomysłodawcy!