Magazyn koscian.net
2008-04-30Wycinacz bajek
Bolkom, Lolkom, Smurfom, Gargamelom, krecikom, Wilkom i Zającom, grzybkom, motylkom, sarenkom i króliczkom Józef Przybylski z Kościana poświęca kilka godzin tygodniowo. Ich jest już ponad pięćset pięćdziesiąt, a on sam. - To mój świat. A co, nie ładne bajeczki robię? - pyta.
Pierwszy warsztat to mała przybudówka do budynku gospodarczego. Tuż za brązowymi, szerokimi drzwiami mały stół, nad nim półki, a na półkach setki wyciętych z płyty pilśniowej piłkarzy, Kaczorów Donaldów, Lolków, muchomorków, kwiatków, bocianów i Misiów Puchatków. W sumie ma już ponad pięćset pięćdziesiąt wzorów. Część już pomalowana, część zagruntowana, część dopiero co wycięta. Pod ścianą związane szczebelki z osłonki do kaloryfera.- Spalić chcieli, proszę sobie wyobrazić - obrusza się pan Józef. - Powiedziałem, że drewno na opał im przyniosę, ale to niech mi dadzą. Ludzie wyrzucają tyle pięknych rzeczy... A ja tu górę przytnę, na dole zrobię szpic, bajeczkę przykleję i już do ogródka gotowe...
Drugi warsztat znajduje się jakieś dwadzieścia metrów od pierwszego - w mieszkaniu, w przechodnim, wąskim pokoiku przy kuchni. Na długiej ścianie meblościanka, a w niej zamiast kryształów szablony białych niedźwiedzi, króliczków, dalmatyńczyków, Bolków i baśniowych grzybków. Pod oknem przestronne biurko z kolorowymi plamkami na blacie, nad biurkiem, na ścianie rysunki bajkowych postaci, a pod sufitem podwieszona półka z krecikami, sarenkami i misiami. Za biurkiem dwudrzwiowa szafa wypełniona równiutko poukładanymi farbami i pędzelkami. - To - wnuki już wiedzą - święte miejsce i nawet zaglądać nie wolno - zastrzega pan Józef.
Pan Józef z zawodu jest malarzem gipsiarzem, ale zrobił ostatnio kurs dekarski i teraz od rana do zmierzchu nie tylko maluje i gipsuje, ale i zajmuje się ciesielką. W dzień buduje domy, a wieczorami bajki. - Od szkoły tak mam. Zawsze coś tam sobie dziubałem... - uśmiecha się poprawiając na głowie czapkę z daszkiem. - Biorę płytę z tyłu starej szafki, rysuję jakąś bajeczkę, wycinam, maluję i już oko cieszy...
W pierwszym warsztacie pan Józef wycina postaci i gruntuje je farbą izolującą od wilgoci. W drugim warsztacie może już dać bajkowej postaci twarz, czerwony kubraczek, spodnie, szelki, kropki na kapeluszu grzybka czy futerku małej sarny.
- Teraz farby są bez ołowiu i można malować nawet w domu. Już tak nie śmierdzą...Żona trochę narzeka, że bałagan robię, ale już się przyzwyczaiła... - śmieje się pan Józef.
Musiała. Nad wejściem do domu kolorowe motylki, a ogród przed domem kilka dni temu zamienił się w ogród bajek. W tulipanach dumnie wyginają się żywsze w kolorach malowane kwiatki, prosto w donicę z bratkami biegnie wycięty z płyty piłkarz, zawadiaka z japońskiej kreskówki pręży się obok spieszącego nie wiadomo dokąd Misia Puchatka. Pod wisienką czają się dwa Gargamele, a pod iglakiem zgodnie odpoczywają pilśniowy niedźwiedź, sarenka i borsuk. Krecik wbija łopatę w szykujący się do kwitnienia krzew róży, pilśniowe grzybki lśnią w tulipanach, szafirkach i wśród kamieni skalniaka, gdzie już przecież krzyczy, płacze i skacze kilkanaście Smurfów. Za nimi Bolek i Lolek na safari i Wilki Zając na zgodnym spacerze.
- W zeszłym roku, jak bajeczki w ogrodzie postawiłem, to wycieczki z przedszkola przychodziły! - pan Józef dumnie wypina pierś. - Naprawdę. Ludzie specjalnie pod nasz dom dzieci na spacer prowadzali, tak tu ładnie było... Aż w sierpniu jakiś wandal do ogródka wszedł i prawie wszystko połamał, poniszczył... Czterech policjantów tu przyjechało i pies...
Strata bolała, ale już kilka dni po niej powstawać zaczęły nowe wycinanki. Pan Józef podkreśla, że ciągle się jeszcze czegoś nowego uczy i ciągle swe rękodzieła udoskonala. Dla własnych dzieci robił, teraz dla wnuków i dzieci kolegów z pracy.
- Był u mnie kiedyś Niemiec i jak zobaczył moje bajeczki, to mówi, że on weźmie każdą ilość. Na zachodzie - powiedział - sprzedadzą się od ręki. No bo przecież czegoś takiego nigdzie indziej nie można kupić! Może powinienem to sprzedawać? Tylko czy wtedy by mnie to tak cieszyło? - zastanawia się pan Józef.
Taśmowa robota nie dla pana Józefa. Lubi ciągle rysować nowe postaci, a jeśli do nich wraca, to po jakimś czasie. Żeby się nie nudziło. I tak Wilk i Zając jest tylko jeden. Po nich malował krecika i zawadiakę z japońskiej kreskówki. Może, jak ktoś będzie chętny, za kilka dni wymaluje kolejnego Wilka?
- Teraz mam zlecenie na zrobienie żyrafy dla chłopca, ale takiej od podłogi do sufitu! - zauważa podekscytowany. - Tylko płyty takiej nie mam... Wiele mu nie trzeba. Wystarczy mały rysunek z książki dla dzieci albo z naklejki. Ot, narysuje i w każdym rozmiarze taką bajeczkę zrobić potrafi. - Ja tak bajki opowiadam - dodaje. (Al)
GK 18/2008
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Widziałem ten ogródek na Nacławskiej. Patrzyłem na niego jak na niemieckie ogródki z krasnalami, ale po tym tekście patrzę inaczej. Przyjaźniej :)