Magazyn koscian.net
2008-04-23Autobus odleciał (galeria)
We wtorek, 15 kwietnia, o godzinie 12.58 wiszący nad ulicą Nacławską w Kościanie 45-metrowy fragment estakady oderwał się od całości i poszybował nad dachami domów.
- No, i nareszcie odleciał! - komentował ze śmiechem jeden z gapiów. Wiszący ,,autobus’’ na zlecenie cukrowni rozebrał Ewmar.
Estakada pracowała do ubiegłego roku. Dostarczała opał ze składu opału (za budynkami gospodarczymi kamienicy numer 26) do położnej po drugiej stronie ulicy kotłowni. Miała 95 metrów długości. We wtorek, by ją zdjąć z nieba nad ulicą Nacławską, zamknięto jezdnię na cały dzień. Na miejsce zjechały trzy dźwigi, podnośnik i jedenastoosobowa ekipa z Ewmaru. Jeden z dźwigów - 250-tonowy - przyjechał aż z Poznania. Przeciwwagi do niego przywieziono dwoma wielkimi ciężarówkami. To na jego żurawiu o godzinie 12.58 zawisł największy element estakady. Z domu, nad którym od blisko czterdziestu lat wisiał autobus, na czas rozbiórki ewakuowano mieszkańców (siedem rodzin).
- Wybraliśmy taki dzień i taki czas operacji, by w jak najmniejszym stopniu dezorganizować im życie. Większość mieszkańców jest o tej porze w pracy lub szkole - wyjaśnia Sławomir Nyczak, właściciel Ewmaru.
- Jak się dowiedziałem, co się tu będzie działo, wziąłem wolne! Widziałem, jak to zakładali i chcę zobaczyć, jak zdejmują. Trzeba też być na miejscu, jakby coś poszło nie tak... - zauważa pan Józef.
- Pilnujemy, co nasze - dodaje z uśmiechem sąsiad pana Józefa.
Pilnowało tak siedem osób. W imieniu zarządcy nieruchomościami wspólnoty mieszkaniowej była też jej księgowa.
Operacja demontażu zaczęła się o godzinie ósmej, ale potężny dźwig do pracy był gotowy dopiero około 10.30. Potem w estakadzie wybito szyby, przełożono przez okna solidne liny i do pracy zabrały się dwie ekipy wewnątrz ,,rury’’. Zabezpieczeni alpinistycznymi linami pracownicy cięli estakadę propanem przy pomocy sprężonego tlenu. Na ulicy Nacławskiej co rusz zbierały się grupki mieszkańców. Wiszący autobus był gwiazdą wielu komórkowych sesji fotograficznych. Mieszkańcy kamieniczki numer 26 przynieśli na ulicę ławkę i z niej pilnowali swego majątku.
- Montował to Mostostal Będzin w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym, albo siedemdziesiątym pierwszym roku. Na początku było to srebrne, a potem, na stulecie cukrowni, przemalowali to na niebiesko i przykleili ten znaczek cukrowni. A teraz rozbierają... Takie życie - wzdychał pan Józef.
Żal cukrowni im nie jest, bo oni w niej nie pracowali, ale przeszkadzać im ona nie przeszkadzała. No, może kiedy traktory stały na całej długości ulicy i od rana do zmierzchu terkotały im pod oknami. To przyjemne nie było, ale estakady z węglem, choć wisiała tuż nad domem, to nawet jak ciągnęła węgiel słychać nie było. I odstojniki bardziej śmierdziały na osiedlu Jagiellońskim, niż na ich podwórku, choć były przecież zaledwie kilkadziesiąt metrów od nich.
- Najgorzej było, jak parę spuszczali. Jak się tu sprowadziłem i nagle, o drugiej w nocy rumor. Zerwałem się na równe nogi. Myślałem, że coś poszło w powietrze! Potem się przyzwyczaiłem i nawet tego nie słyszałem - opowiada pan Wiesław. -
Przyzwyczailiśmy się do cukrowni. Do tej rury też... Było tak inaczej, niż w innych miejscach - uśmiecha się szatynka z loczkami.
- Najlepiej wyglądała w czasie kampanii, w nocy: wewnątrz paliły się światła i z daleka wyglądała jak samolot. Było niesamowicie... Lubiłem myśleć, że nad nami jest samolot - dodaje pan z papierosem.
- Ale teraz, jak się te wiatry zaczęły, to zrobiło się niebezpiecznie. Podczas ostatniego wiatru cała tafla szyb rozwaliła się na podwórku. Na szczęście nikogo tam wtedy nie było... Jak rurę rozbiorą, zrobi się tu bezpieczniej - dodaje księgowa.
- I o elewacji można by nareszcie pomyśleć. Nie będzie zagrożenia i pyłów... - dodaje pan Józef, a sąsiedzi kiwają głowami.
A pracownicy Ewmaru cięli, cięli, cięli... Aż o godz. 12.58 nad kamienicą 26 zgrzytnęło i odcięta część oderwała się. Fragment estakady zwisł na żurawiu dźwigu i powolutku poszybował nad dachami, po czym ułożony został wzdłuż ulicy Nacławskiej.
- Rura nie pękła, czego najbardziej się obawialiśmy. Estakada była już przegniła. Wszystko się udało. Mieszkańcy wrócili do swoich domów, dach jest cały, nikt nie ucierpiał... Jestem zadowolony - powiedział o godzinie 15. Sławomir Nyczak.
Potem rozebrano pozostałe części estakady i fragmenty rur wiszące nad ulicą. Ruch na ulicy przywrócono o godzinie 20. (Al)
Fot. Alicja Muenzberg
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Łza się w oku kręci.