Magazyn koscian.net

20 marca 2012

Wyrok dla mordercy

48-letni ogrodnik z Nietążkowa, który w lipcu 2010 roku zamordował żonę podczas odwiedzin dzieci przebywających na obozie w Prusimiu, został skazany na 25 lat więzienia. Takiej kary domagał się dla niego prokurator - przyznając, że wnioskowałby o dożywocie, gdyby nie to, że biegli stwierdzili u Bogdana K. znacznie ograniczoną poczytalność

 

Na ten moment bliscy zamordowanej 37-letniej Honoraty K. czekali przeszło pół roku. Sąd już wtedy zakończył postępowanie dowodowe i zamierzał oddać głos stronom: prokuratorowi, oskarżycielom posiłkowym oraz obrońcy i samemu oskarżonemu. Okazało się jednak, że stan psychiczny Bogdana K., który próbował popełnić samobójstwo w areszcie, pogorszył się. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że nie może uczestniczyć w rozprawach. Ostatnia odbyła się więc dopiero 7 marca, gdy stan oskarżonego na to już pozwalał.

Ogrodnik wyrwał „chwasta”
   
- Wykorzystując ufność swojej żony, która opuściła z nim teren obozu, zadał bezbronnej ofierze aż 36 ciosów nożem o długości 14 centymetrów - mówił w swoim wystąpieniu oskarżycielskim prokurator Marek Piegat z Prokuratury Rejonowej w Szamotułach. - Nic nie dzieje się bez przyczyny,  każda zbrodnia ma swoje korzenie...
   
Tu prokurator cofnął się do historii pierwszego małżeństwa Bogdana K. Już wtedy zmuszał ciężarną żonę do ciężkiej pracy w szklarniach i ograniczał jej kontakty z rodziną. Maltretowana kobieta uciekła od niego.
   
- Wtedy po raz pierwszy oskarżony traci swoją ofiarę, która miała być zdana na jego łaskę i niełaskę - kontynuował prokurator Piegat, dodając, że Bogdan K. prezentował światu swoje uprzejme oblicze, natomiast w domowym zaciszu stawał się tyranem. Także dla drugiej żony, Honoraty K. - Buduje wokół niej misterną sieć uzależnienia emocjonalnego, a gdy zyskuje pełną kontrolę nad żoną, finguje - przy udziale swojej matki - sytuacje, które mają zrobić z ofiary agresora. Honoracie K. udaje się kilkakrotnie wyrwać z tej matni, ale wtedy oskarżony prosi, błaga i obiecuje, że będzie lepiej. Honorata K. wraca, ale każdy powrót przypłaca obelgami, upokorzeniami i przemocą fizyczną ze strony męża. Wraca jednak tylko do czasu... Kiedy oskarżony zrozumiał, że ofiara nie wróci i ostatecznie mu się wymknęła, dojrzewa w nim decyzja, by ukarać pokrzywdzoną śmiercią za wszystkie swoje wyimaginowane krzywdy. I tak też czyni, po czym mówi do siostrzeńca, że „wyrwał chwasta”. Zapewne obrona będzie przekonywać, że sytuacja go przerosła, że w pewien sposób był bezradny, bo nie potrafił sobie poradzić - po raz kolejny z sytuacją, gdy ofiara mu się wymyka. Ale rozumiał, że każe swojej żonie umierać w bólu i pozbawia swoich synów matki. Nikt nie ma prawa, aby według własnego mniemania decydować o tym, kto ma żyć, a komu życie ma być odebrane.
   
Prokurator zakończył swoje wystąpienie wnioskiem o wymierzenie Bogdanowi K. kary 25 lat pozbawienia wolności. Zaznaczył jednak przy tym, że oskarżony zasłużył swoją zbrodnią na najsurowszą karę - dożywocie, ale nie można pominąć opinii biegłych, którzy stwierdzili u niego znacznie ograniczoną poczytalność. Skutkuje to możliwością nadzwyczajnego złagodzenia kary.
   
- Zdaniem oskarżenia, nadzwyczajne złagodzenie kary - tak. Ale do 25 lat - stwierdził Marek Piegat.
   
W podobnym tonie wypowiadał się reprezentujący oskarżycieli posiłkowych adwokat Krzysztof Gronowski, który zapytał:
   
- Dlaczego oskarżony unicestwił swoją żonę, zniszczył życie swoich dzieci, swoje i swoich najbliższych? Bo doprowadziła go do tego sama pokrzywdzona? Bo spowodowały to czynniki chorobowe w jego psychice? Czy zabił dlatego, że jest złym człowiekiem?
   
W ocenie mecenasa Gronowskiego, Bogdan K., który wprawdzie potrafił sobie wmówić, że żona go skrzywdziła - chociaż było dokładnie odwrotnie, jest złym człowiekiem.
   
- Powinno być życie za życie, ale wiem, że to niemożliwe - powiedział ojciec Honoraty.
   
- O najwyższą karę - dożywocie - sprecyzował jej brat.


Powinni się kulturalnie rozstać

   
Obrońca Bogdana K., adwokat Krzysztof Czyżniewski, zastanawiał się w swoim wystąpieniu, dlaczego ludzie, którzy chcą być razem, mają dzieci i pragną się razem zestarzeć, nie mogą żyć razem? Dlaczego tak jak Honorata i Bogdan rozchodzili się i schodzili, czego przyczyną były niespełnione oczekiwania, próby narzucenia swojej woli, nieakceptowalne zachowania...
   
- Powinni się rozstać w sposób kulturalny - powiedział mecenas Czyżniewski. Ponieważ tak się jednak nie stało, obrońca poprosił jedynie, by sąd zastosował wobec Bogdana K. nadzwyczajne złagodzenie kary. Nawet poniżej dolnej granicy kary za zabójstwo, czyli 8 lat, gdyż nie był w stanie kontrolować zaburzeń swojej psychiki i jednak w toku postępowania wykazał skruchę...
   
- Bardzo żałuję tego, co zrobiłem. Chcę przeprosić dzieci i rodzinę żony. Chciałbym im podziękować, że zajęli się moimi dziećmi i proszę, żeby mi wybaczyli - powiedział Bogdan K., w „ostatnim słowie” przysługującym oskarżonemu.


Tragiczna historia zniewolenia

   
Sąd udał się na naradę, policjanci odprowadzili skutego Bogdana K. do celi w gmachu sądu przy Alejach Marcinkowskiego. Na wyrok czekali bliscy zamordowanej Honoraty, prokurator i dwaj adwokaci, którzy w tym procesie nie po raz pierwszy reprezentowali bohaterów tego rodzinnego dramatu. Był moment, kiedy państwo K. dojrzeli do rozwodu. Mecenas Gronowski reprezentował wówczas Honoratę, mecenas Czyżniewski - jej męża.  Do kulturalnego rozstania jednak nie doszło, bo oboje zgodnie wystąpili z wnioskami o zawieszenie procesu rozwodowego. Mieli nadzieję, że małżeństwo da się uratować?
  
 Byli razem piętnaście lat. Mieli dwóch synów - bliźniaków. Dla Bogdana K. było to drugie małżeństwo. Pierwsze żona rozwiodła się z nim i uciekła za granicę. Także 37-letnia Honorata próbowała odejść od męża. Ale wracała. Dla Jolanty Ł., policjantki, która dyżurowała w Ośrodku Interwencji Kryzysowej w Lesznie, było to niepojęte. Zwłaszcza po tym, jak Honorata K. opowiedziała, jak wyglądało ich małżeńskie pożycie.
   
– Na koniec tej naszej rozmowy zapytałam: – Dlaczego pani takie piekło zgotowała dzieciom?  Odpowiedziała: – Bo ja go kocham – powiedziała Jolanta Ł.
    
– Pani Honorata była typową ofiarą przemocy. Była bita, duszona, kopana i wyzywana, ale tłumaczyła, że chciała aby dzieci miały dom – zeznała Donata P., kierownik Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Lesznie. – A jak mąż panią zabije, to jaki dom stworzy pani chłopcom? – pytałam. Pani Honorata odpowiadała, że mąż jest jedynym mężczyzną jej życia i ona go kocha. Także chłopcy bardzo martwili się o mamę. Czuli się za nią odpowiedzialni, uważali, że muszą jej pilnować.
    – Kiedy pani Honorata pracowała, korzystała z naszej pomocy w formie obiadów dla dzieci. Potem także z pomocy finansowej, gdy mieszkała u rodziców, bo mąż wyrzucił ją z domu – zeznała Edyta M., pracownik socjalny z Ośrodka Pomocy Społecznej w Śmiglu. – Mówiła mi, że od kilku lat w jej rodzinie dochodzi do przemocy. Przyszła do nas 2 lipca. Dzień wcześniej mąż pobił ją po brzuchu, gdy chciała posprzątać mieszkanie. Miał jej powiedzieć, że nie ma niczego dotykać, bo nic nie jest jej. Na miejscu Bogdan K. powiedział, że awanturę wywołała Honorata i on wezwał policję, żeby ją uspokoić...
   
Edyta M. zeznała również, że mąż Honoraty K. kontaktował się z Ośrodkiem... jako pokrzywdzony, który chce ratować swoje małżeństwo.  
   
Mąż pobił Honoratę 1 lipca, gdy wróciła do domu w Nietążkowie. Natępnego dnia Honorata K. schroniła się wraz z dziećmi, w Ośrodku Interwencji Kryzysowej w Lesznie.
   
–  Była bardzo wdzięczna za to miejsce – zapamiętała policjantka, Jolanta Ł. .  – Mówiła dosyć chaotycznie o swoich problemach, dlatego prosiłam, żeby opisała wszystkie przypadki znęcania się. Powiedziała, że wcześniej je zgłaszała, ale nie skończyła się żadna sprawa i mąż nie został skazany. Nie wiedziała, gdzie szukać pomocy, bo tam gdzie jej szukała, nie znalazła... Moją intencją było złożenie doniesienia do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
   
Policjantka z relacji Honoraty najbardziej zapamiętała sytuacje, gdy jej mąż prowokował awantury, przewracał żonę na podłogę, siadał na niej okrakiem i wkładał palce do oczu przez godzinę, dwie...
   
–  Po czym zawiadamiał posterunek w Śmiglu, że żonie potrzebna jest pomoc – mówiła policjantka. Wspomniała też o liście pierwszej żony Bogdana K., który znajdował się w aktach Ośrodka. Kobieta radziła Honoracie, by uciekła od męża, bo inaczej ten ją zabije. Opisywała także swoje przejścia. Między innymi, sytuację, gdy Bogdan K. wrzucił ją do zimą do lodowatej wody, co jego matka skomentowała: – Dobrze jej tak...
   
–  Doprowadzał panią Honoratę do takiego stanu, żeby wyglądała jak chora psychicznie i wzywał policję – zeznała pani Donata, kierowniczka Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Lesznie.
   
Jesienią 2009 roku Honorata faktycznie trafiła do szpitala psychiatrycznego w Kościanie.
   
Jej mąż powiedział potem: –  Rzuciła we mnie szklanką, to ja rozbiłem stół i wezwałem pogotowie, mówiąc, że ona to zrobiła i żonę zabrano do szpitala psychiatrycznego.
  
 – Sytuacja w małżeństwie siostry już wtedy była niedobra, wręcz tragiczna. Może wcześniej było źle, ale siostra dusiła to w sobie, żeby nie martwić rodziców  – zeznał Robert, brat Honoraty. – Przyjeżdżała do rodziców albo do mnie do domu. Dzwoniła, że mąż z matką i siostrą znęcają się nad nią. Wielokrotnie się nam zwierzała, płakała. Raz mąż zadzwonił do niej, kiedy była u mnie. Sam słyszałem, jak odgrażał się, że przyjedzie i spali mój dom i moich rodziców.
   
Brat Honoraty nie złożył zawiadomienia o przestępstwie. O groźbach szwagra poinformował – jako policjant – swoich przełożonych. Pomagał też Honoracie pisać pisma do policji i odwołania do kościańskiego sądu po umorzeniach postępowań, dotyczących znęcania się nad siostrą. Namawiał ją, by doprowadziła do założenia Niebieskiej Karty.
   
– Ale policja w Śmiglu nic nie robiła – zeznał Robert. –  Podejrzewam, że problem polegał na tym, że siostra nie miała żadnego świadka, a jej mąż – matkę i siostrę.
   
Te nawet podczas procesu twierdziły, że to Honorata była winna i prowokowała awantury. Matka Bogdana K. opowiadała, że bała się synowej i jej złośliwości.
   
- Nigdy nie uderzyłam synowej, nie znęcałam się nad nią. Nie wiem, co było powodem awantur między nimi. Ale ona prowokowała go, zbiła lustro, zdemolowała mieszkanie... - wyliczała starsza pani. - On ją zawsze uspokajał.
   
Zeznała, że sama też padła ofiarą agresji synowej. Broniła syna do końca - nawet wtedy, gdy było już wiadomo, że na jego prośbę kłamała o rzekomym pobiciu przez Honoratę.
   
Zeznania siostry Bogdana K. zdominował obraz miotającej i biegającej w furii bratowej. Powtarzała to kilkakrotnie.
   
- Brat siedział i mruczał coś pod nosem... Bratowa biegała i krzyczała: - Gdzie są dokumenty? To była jakaś furia! Zapytałam spokojnie, o co chodzi? Z głośnych krzyków dowiedziałam się, że zabrał jej dokumenty. Wtedy brat wstał, otworzył szafkę i powiedział: - Zobacz, dokumenty są tutaj...
   
- Dlaczego pani nie zapytała brata, dlaczego od razu nie wyciągnął tych dokumentów, skoro widział, że żona ich szuka? - zainteresował się sąd.
   
- Takie pytanie nie przyszło mi do głowy - odparła siostra Bogdana K.


Śmierć w lesie

   
Na początku lipca Honorata po raz ostatni wróciła do Nietążkowa. Po kilku dniach zabrała dzieci i ukryła się przed Bogdanem w Ośrodku Interwencji Kryzysowej w Lesznie.
    
– Pojechałyśmy razem do Prusimia, rano, około siódmej jej samochodem. Może około dziewiątej poszłyśmy nad wodę razem z dziećmi. Siostra odebrała telefon – nie znała tego numeru i powiedziała, że to Bogdan zadzwonił – mówiła Justyna, siostra Honoraty. Obie trochę się zdziwiły, bo wcześniej poinformował Honoratę, że jest chory i nie wybiera się do Prusimia.
   
– Ona się go tam w ogóle nie spodziewała – przyznała Justyna. – On z kolei nie spodziewał się, że ja przyjadę. Czekał przed wejściem do obozu i był zdziwiony, że idę za nią. Siostra poszła z nim na spacer. Wtedy ostatni raz ją widziałam...
   
Justynę zaniepokoiła jej przedłużająca się nieobecność. Tym bardziej, że wiedziała o rodzinnym piekle Honoraty. Poszła szukać jej nad jeziorem, gdzie wcześniej były z dziećmi. Ani śladu. Dzwoniła, ale Honorata nie odbierała telefonu. Zapytała siostrzeńców, czy mają kontakt z mamą. Nie mieli. Poprosiła ich, by zadzwonili do ojca, bo mama nie odbiera telefonów.
   
– Ciociu, tata był mocno zdenerwowany, ale powiedział, że mama zaraz wróci – tak Justyna zapamiętała relację dziecka.
   
– Dłużej nie czekałam. Nie mogłam zostawić swoich dzieci w obozie, więc poszłam z nimi. Zauważyłam, że przed bramą nie ma już samochodu Bogdana. Idąc leśną drogą rozglądałam się na boki i wtedy zobaczyłam... ciało siostry – relacjonowała Justyna. – W pierwszym odruchu odwróciłam dzieci, żeby tego nie widziały. Biegłam w kierunku obozu ile sił, ciągnąc dzieci za sobą i krzyczałam: – Zabił ją! Zabił! Ratujcie ją, tam leży.
   
Justyna po odnalezieniu ciała Honoraty kilkakrotnie zemdlała. Gdy odzyskiwała przytomność, pytała, czy siostra żyje. Ale jej nie mogła już uratować pierwsza pomoc, udzielona przez obozową pielęgniarkę i ratownika.  Ani szybki przyjazd karetki pogotowia.
   
– Pamiętam siostrę zamordowanej, jak wbiegła do obozu. Krzyczała: – Zabił ją, w lesie leży! Ratujcie! – zeznała Karina P., pięlęgniarka z obozu w Prusimiu. – Na miejscu podjęliśmy akcję ratowniczą, chociaż widziałam, że ona nie żyje. Ale mimo wszystko podjęliśmy reanimację. Miała blond włosy, bardzo zakrwawione. Na rękach i dłoniach głębokie rany. W klatce piersiowej tkwił nóż, całkowicie wbity w ciało.


Mówił głównie o sobie

   
W pierwszym dniu procesu przed poznańskim sądem Bogdan K. sprawiał wrażenie nieobecnego. Przyznał się do winy. Nie chciał niczego wyjaśniać. Nie zadawał pytań biegłym i świadkom. 
  
 Sędzia Izabela Pospieska odczytała wyjaśnienia oskarżonego, które złożył po zatrzymaniu w Gorzowie Wielkopolskim. Mówił głównie o sobie. Żonę określił jako wspaniałą kobietę, która była dobrą matką i synową, która opiekowała się także jego rodzicami. Niestety, według Bogdana K. Honorata się zmieniła...
   
– Chciała zawładnąć moją osobą, nie miałem własnego życia. W ostatnim roku często wzywaliśmy na siebie policję – mówił Bogdan K. Jego zdaniem, żona zrobiła się krnąbrna, mówiła mu, że jest „psycholem” i „pójdzie do piachu”. Musiał zaorać chryzantemy, bo groziła, że doniesie do urzędu skarbowego. Albo zgłosi, że nielegalnie podłączył się do prądu.
   
– Najbardziej szantażowała mnie tym, że ludzie przeze mnie mają raka, bo paliłem opony – mówił.
   
– Kiedy wróciła w lipcu znów zrobiła się krnąbrna – stwierdził Bogdan K., sam przyznając, że skopał wtedy żonę w łazience. Po czym wezwał policję... – Jadąc na obdukcję, sam się bardziej podrapałem, żeby mieć więcej śladów –  przyznał.  – Następnego dnia żona się wyprowadziła... Pojechałem 17 lipca do Prusimia, żeby ją zabić.
   
Na rynku w Kościanie kupił owoce dla dzieci. Wszedł do sklepu z artykułami gospodarstwa domowego. Obejrzał noże, ale nie nadawały się „do zabicia”.
   
– Poszedłem na targ. Tam właściciel stoiska polecił mi nóż, duży z takim przyciskiem. Kupiłem go – relacjonował Bogdan K. – W obozie spotkałem żonę z synami. Żona przywitała mnie bardzo chłodno. Zapytałem, czy się ze mną nie przejdzie, bo nie chciałem tego zrobić w obozie przy dzieciach. Nie chciała ze mną wyjść, więc postanowiłem ją sprowokować... Cały czas przyznawałem się do winy, ona przytakiwała. Cały czas udawała, perfidna osoba.. Chciałem odejść, żeby nikt nie widział, jak ją zabijam. W lesie powiedziałem sobie: muszę to teraz zrobić i uderzyłem w okolice serca...Dźgałem ją po całym ciele. Nie pamiętam szczegółów, na drodze było dużo krwi. Nóż utkwił w ciele i go zostawiłem. Nie chciałem, żeby leżała przy drodze. Zaciągnąłem ją w krzaki. Piaskiem zasypałem ślady krwi na drodze.
   
– To mówiłem sobie, że nie jestem już człowiekiem. To, że w ogóle nie żałuję, że co jej zrobiłem, bo ona tyle krzywdy mi wyrządziła... Wszystkim mówiła, że ją biję. To po co do mnie przyjeżdżała?


Wyrok

   
48-letni ogrodnik z Nietążkowa został w miniona środę skazany na 25 lat więzienia. Takiej kary domagał się dla niego prokurator - przyznając, że wnioskowałby o dożywocie, gdyby nie to, że biegli stwierdzili u Bogdana K. znacznie ograniczoną poczytalność. Wyrok Sądu Okręgowego w Poznaniu jest nieprawomocny. Obrońca oskarżonego, który prosił o nadzwyczajne złagodzenie kary z uwagi na jego ograniczoną poczytalność, wniesie apelację.

Hanna Bernaczyk

11/2012

Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.145.108.43

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.