Magazyn koscian.net
27 grudnia 2011Z przewodniczącego na szeregowego radnego
7 grudnia Roman Majorczyk złożył rezygnację z funkcji przewodniczącego Rady Miejskiej Krzywinia. O powodach decyzji i rocznej współpracy z burmistrzem rozmawia z Hanną Danel
- Pana decyzja o rezygnacji z funkcji przewodniczącego Rady Miejskiej Krzywinia wywołała spore zaskoczenie. Od dawna nosił się pan z takim zamiarem?
- Tak. Już od dłuższego czasu myślałem o tym. Trudno było podjąć taką decyzję ze względu na dwadzieścia lat aktywnej pracy w samorządzie. Teraz będę szeregowym radnym. Usiądę między radnymi i będę patrzył jak ktoś inny kieruje pracami rady miejskiej. Może zobaczę również swoje błędy. Jako przewodniczący chyba nie do końca egzekwowałem pewne obowiązki. Nie wszystkie uchwały były opiniowane przez komisje stałe Rady Miejskiej, a wtedy najłatwiej wychwycić błędy.
- Mówi pan o obecnej kadencji?
- Nie tylko. W poprzedniej też tak było, tylko układ był zupełnie inny. Nie było konfliktu burmistrza z Radą Miejską, a błędy pojawiały się niezwykle rzadko. Teraz ten konflikt jest, oczywiście nie z wszystkimi radnymi. Do głosu mają szansę dojść radni, którzy deklarują poparcie dla burmistrza.
- Jak układała się współpraca z burmistrzem Jackiem Nowakiem przez ostatni rok?
- Były okresy lepsze i gorsze. Na początku kadencji Rada Miejska bez problemów przyjęła moją propozycję wynagrodzenia dla burmistrza. Ustaliliśmy, że będzie to kwota wyższa o ponad tysiąc złotych niż podstawa, jaką zakłada ustawa. Uważałem, że za dobrą pracę, a miałem nadzieję, że taka będzie, trzeba dobrze zapłacić. To jest moja generalna zasada. Chociaż patrząc na projekt przyszłorocznego budżetu jestem przeciwny podwyższaniu zarobków urzędników.
- Podał pan kilka powodów rezygnacji z funkcji przewodniczącego. W pana oświadczeniu pojawiło się stwierdzenie, że sukcesy burmistrza to uruchomienie nowej strony internetowej gminy i sprzedaż dużego fiata należącego do urzędu. Nie jest to za surowa ocena?
- Być może jest surowa, ale naprawdę trudno jest wskazać sukcesy obecnej władzy.
- Pojawił się także zarzut złego przygotowania uchwał. To wina pracowników urzędu?
- Trudno mi powiedzieć, czy to jest wina pracowników merytorycznie przygotowujących uchwały. Tak do końca nie wiem, kto projekty uchwał przygotowuje. Myślę, że jest to problem nadzoru nad projektami. W programie ostatniej sesji Rady Miejskiej była uchwała dotycząca dotacji na zabytki podpisana przez asystenta burmistrza. Ilość uchwał, które są czasem z błahych powodów uchylane pokazuje, że nie do końca przygotowywane są ze zrozumieniem i analizowane pod kątem wymaganego słownictwa. Przykładem może być uchwała umożliwiająca spółkom wodnym uzyskanie dotacji na 2012 rok. Regionalna Izba Obrachunkowa uchylając uchwałę oceniła, że tekst powinien być jasny i zrozumiały dla przeciętnego obywatela. Niejasne zapisy zostały powtórzone w uchwale, którą podjęliśmy na ostatniej sesji. Dodatkowo zapisano w niej bardzo krótki termin na składanie wniosków. Uchwała najprawdopodobniej nie zostanie uchylona, ale będzie problem z jej wykonaniem. To przykład z ostatniej sesji. Wcześniej było dużo wątpliwości dotyczących uchwał o uchyleniu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla lokalizacji parków siłowni wiatrowych.
- W pana ocenie to nie burmistrz, a skarbnik rządzi gminą.
- To jest moja prywatna ocena z perspektywy roku. Nie rozumiem jakie pani skarbnik ma do mnie pretensje. Równie dobrze mógłbym powiedzieć to poprzedniemu burmistrzowi. Znając Pawła Buksalewicza uśmiechnąłby się i powiedział, że rzeczywiście tak jest – ja się na coś godzę, a o finansach decyduje skarbnik.
- Ale w pana oświadczeniu zabrzmiało to jak zarzut.
- Myślę, że nie do końca. W mojej ocenie skarbnik ma duży wpływ na funkcjonowanie gminy. Dziwię się pani skarbnik, która na posiedzeniu Komisji Oświaty i Spraw Społecznych oficjalnie poinformowała, że sprawę oddaje do sądu z powództwa cywilnego. W swoim oświadczeniu chciałem powiedzieć wszystko, to co we mnie siedziało, żeby było jasne i czytelne dlaczego składam rezygnację.
- W dalszej części mówił pan o podejściu do firmy Finadvice, która na terenie gminy chciała wybudować farmę siłowni wiatrowych. W programie ostatniej sesji Rady Miejskiej znalazła się uchwała dotycząca ponownego przystąpienia do opracowania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego umożliwiającego realizację tej inwestycji.
- Może jako przewodniczący nie powinienem tak bardzo opowiadać się za tym planem. Jednak jako doświadczony samorządowiec uważałem, że moim obowiązkiem było przestrzec i pokazać realne zagrożenie wypłaty odszkodowań przez gminę. Ze strony burmistrza to czysto populistyczne działanie. Zdaniem burmistrza życie i zdrowie ludzi jest najważniejsze, moim również. Nie wiem dlaczego twierdzi, że turbiny wiatrowe stanowią zagrożenie. Musi mieć jakieś podstawy, skoro woli, żebyśmy jako gmina byli narażeni na długotrwały proces i w konsekwencji wypłatę odszkodowania.
- Sugeruje pan, że burmistrz nie zdaje sobie sprawy, jakie konsekwencje może rodzić dla gminy zablokowanie inwestycji i ubieganie się przez firmę o wypłatę odszkodowań?
- Być może burmistrz uwierzył w to co mówią niektórzy radni, że żadnych konsekwencji dla gminy nie będzie. Wcześniej mówił nam, że nie ma przeciwwskazań do podjęcia uchwały. Dlatego większość radnych wstrzymała się od głosu będąc zaskoczona stanowiskiem burmistrza na sesji. Myślę, że wypowiedź jednego z radnych wyraźnie pokazała, że burmistrz tak po chłopsku robi nas w konia.
Dla mnie firma też zachowuje się nie w porządku. Wypowiedź jej pełnomocnika pokazała, że nic nie chce zmieniać w planie, poza poprawieniem uchybień formalnych. Uważam, że firma powinna bić się w piersi i przyznać, że nie rozmawiała z mieszkańcami, nie uzgodniła, gdzie i w jakich odległościach od zabudowań mają powstać siłownie. Tego zabrakło.
- Wielokrotnie w tej kadencji pojawiły się zarzuty, że to poprzednia Rada Miejska wpuściła gminę na tę minę.
- Nie uciekam od odpowiedzialności za to. Myślę tylko, że był taki okres, kiedy to mieszkańcom bardzo zależało na tych turbinach wiatrowych. O przyczynach, dla których ten front się zmienił, już wielokrotnie była mowa. Mam żal do firmy, że nie przedstawiła całości problemu związanego z budową siłowni wiatrowych. Widziałem zupełnie inne rozwiązania, gdyby firma ponownie chciała to zrobić. Dzisiaj ma już zamknięte drzwi.
- Poruszył pan również kwestię zwolnienia z pracy Andrzeja Rybarczyka. Ta sprawa wywołała burzę. Dlaczego tak bardzo pana to dotknęło?
- Pismo, które skierował do mnie Andrzej Rybarczyk uświadomiło mi, że ta sprawa została przez nas odsunięta i zbagatelizowana. Zastanawiałem się jak ponownie do niej podejść. Przychyliłem się do propozycji radnej Joanny Ziętkiewicz, żeby burmistrz przedstawił okoliczności zdarzenia. Myślę, że społeczeństwu nie wystarczą komunikaty, które nie są do końca jasne, a ich treść jest zmieniana. Burmistrz powinien przekazać informacje ścisłe i konkretne. Takich rzetelnych informacji zabrakło.
- W ostatnich wyborach samorządowych Porozumienie Ziemia Kościańska zdobyła większość w Radzie Miejskiej Krzywinia. W rok po wyborach rezygnuje pan ze stanowiska jej przewodniczącego. Wygląda to trochę tak, jakby kapitan statku puszczał stery.
- Kapitanem statku jest burmistrz, to on wyznacza kierunek, w którym gmina podąża. W pierwszym zdaniu mojego wystąpienia powiedziałem dlaczego zdecydowałem się zostać przewodniczącym. Dzisiaj mogę już powiedzieć, że moi zastępcy również złożyli rezygnacje. Jako szeregowy radny będę popierał decyzje mądre, słuszne i rozsądne, a sprzeciwiał się złym. Gminę można porównać do państwa, które ma swój parlament i rząd. Są rządy mniejszościowe, które godzą się na zwiększoną możliwość kontroli i trzymania w ryzach pewnych rzeczy. U nas też tak może być.
- Na czym miałaby polegać ta zwiększona kontrola?
- Chociażby etap przygotowania uchwał. Jako szeregowy radny więcej czasu będę mógł poświęcać na przyjrzenie się im i domaganie się od burmistrza wyjaśnień. Podam dwa przykłady. Burmistrz deklarował chęć budowy biogazowni. Na deklaracjach się skończyło. Podobnie jest z oczyszczalnią ścieków i kanalizacją sanitarną w Krzywiniu, którą chce zbudować w tej kadencji. Ja porównuję gminę do gospodarstwa domowego. Chcemy wybudować dom, ale na samym wstępie zakładamy, że wyjazdy na Majorkę będziemy dalej sobie fundować. Myślę tu o dość znacznym podniesieniu pensji urzędników, planowanych na przyszły rok. Sprzeciwiłem się temu dość wyraźnie. Nie może być tak, że urzędnicy dostają więcej w sytuacji, gdy społeczeństwo ubożeje. Jest to nieetyczne. W przyszłym roku planowany jest wzrost wydatków na administrację o 440 tysięcy złotych. Same płace to 200 tysięcy złotych. Na pewno trzeba kupić serwer i kserokopiarki. Jednak gdy spojrzałem na wydatki majątkowe w tym dziale okazało się, że są one na poziomie tego roku. Pieniądze na zakupy są zagwarantowane. Pani skarbnik w uzasadnieniu do budżetu pisze o wszystkim, tylko nie o podwyżkach.
- Do tej pory rada tylko raz powiedziała zdecydowane „nie” burmistrzowi. Chodziło o sprzedaż ośrodka zdrowia w Krzywiniu.
- To jest dowód na to, że burmistrz wykazuje się niekonsekwencją. To nie była niechęć do sprzedaży. Cały czas powtarzam, że jestem za. Uchwała o sprzedaży została przygotowana w sposób niedbały. Był to przejaw lekceważenia radnych. Dostaliśmy uchwałę, z której nic nie wynikało. Nie wiedzieliśmy co sprzedajemy, a mieliśmy podjąć decyzję. Jeżeli otrzymamy uchwałę z mapkami i wycenami, to możemy dyskutować. Myślę, że większość, biorąc pod uwagę wynik konsultacji społecznych, poprze takie rozwiązanie.
- Wśród radnych widzi pan kandydata na przewodniczącego?
- Będąc kurtuazyjnym muszę powiedzieć, że oczywiście widzę na tym stanowisku każdego oprócz siebie.
- Skoro pana zastępcy również złożyli rezygnacje, to Porozumienie Ziemia Kościańska chyba nie będzie się starało obsadzić tego stanowiska?
- To jest chyba czytelny sygnał. Ale nie ma klubów radnych w Radzie Miejskiej Krzywinia, dlatego nie ma zobowiązań co do dyscypliny klubowej. Jeżeli któryś z radnych poczuje się na tyle mocny i miałby chęć do kierowania radą, to mogę tylko przyklasnąć.
- Poprze pan każdą kandydaturę?
- Jeszcze się nad tym zastanawiam, ale na pewno zdecydowaną większość jestem skłonny poprzeć.
- Przez ostatnie lata gmina była bastionem Porozumienia Ziemia Kościańska. W ciągu roku dwóch przedstawicieli stowarzyszenia zrezygnowało z pełnienia funkcji. Najpierw Iwona Bereszyńska dwa lata przed końcem kadencji zrezygnowała ze stanowiska dyrektora Zespołu Szkół w Lubiniu. Teraz pan przestaje być przewodniczącym rady. Porozumienie „odpuszcza” sobie tę gminę?
- Ja jestem tylko członkiem Porozumienia. Myślę, że jest to pytanie bardzo potrzebne i na czasie. Trzeba je zadać zarządowi stowarzyszenia, a nie mnie. Ja jako radny nie zamierzam niczego „odpuszczać”.
- Do końca kadencji jeszcze trzy lata. Jak pan widzi przyszłość gminy?
- Tak naprawdę zależy ona od burmistrza. Jestem życiowym optymistą i myślę, że mimo wszystko po roku doświadczeń pewne rzeczy burmistrz już zrozumiał. Myślę, że z nowym przewodniczącym, będzie mu łatwiej podejmować decyzję. Nie ukrywam, że spotkań i szczerych rozmów było za mało. Wszystko powinno się odbywać przy otwartej kurtynie. Powinniśmy sobie jasno i otwarcie mówić o wszystkich rzeczach, a przede wszystkim dane słowo powinno być dotrzymywane.
51/2011
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Widzę, że Pani Skarbnik nie tylko w Szkole w Jerce nie dogadywała się z współpracownikami ale też w Gminie. Jedyne co potrafi robić to straszyć policją (wiadomo z jakich względów) lub sądem. A gdy już nie może sobie poradzić z emocjami to płacze. Naprawdę żal mi tej kobiety.