Magazyn koscian.net
2010-03-31Zabójca skazany
Jerzy Ch, emerytowany nauczyciel niemieckiego, był cichym i zamkniętym w sobie człowiekiem. Od towarzystwa ludzi wolał książki. W internecie czuł się pewniej niż w pubie. Jego życie było ciche i spokojne – głośna była tylko jego śmierć. Ale nie zapłacze za nim matka, która zmarła przed kilku laty. Jerzy Ch. nie pozostawił też nieutulonej wdowy, nie osierocił dzieci. Poza dalszymi, nielicznymi krewnymi będzie pamiętał o nim tylko Grzegorz K., odliczający kolejne lata w więziennej celi. Wczoraj (30 marca) poznański sąd skazał go za zamordowanie nauczyciela na piętnaście lat więzienia
Ta zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami Kościana. Gdy strażacy znaleźli nadpalone zwłoki nauczyciela w jego mieszkaniu, wstępnie podejrzewano, że przyczyną śmierci mogło być zaczadzenie. Jerzy Ch. dużo palił... może zasłabł, upuścił żarzącego się papierosa? Sekcja zwłok wykazała jednak, że ktoś zabił nauczyciela. Przypuszczalnie nożem. Pierwszym podejrzanym był mieszkający niedaleko niepoczytalny mężczyzna. Zeznania sąsiadów pozwoliły wytypować policji zabójcę. Okazał się nim sąsiad Jerzego Ch., mieszkający na pierwszym piętrze bezrobotny cukiernik, 45-letni obecnie Grzegorz K. Rozwiedziony mężczyzna mieszkał z dorosłym synem. Był postrzegany jako dobry ojciec i syn. Miły i uczynny, chętny do pomocy. Upijał się raczej na wesoło. Nie miał kontaktów z marginesem. Jednak jeden z odpytywanych sąsiadów powiedział funkcjonariuszom, że kiedyś pokłócili się z Grzegorzem przy alkoholu, a niedługo potem w piwnicy miał pożar...
21 listopada 2008 roku
W piątek po południu Grzegorz K. podał synowi kapuśniak. Wieczorem zszedł do piwnicy, żeby porąbać drewno. Po robocie zapalił papierosa. Gdy wracał do siebie, na parterze spotkał nauczyciela.
– Jerzy Ch. na parterze mieszkał, byliśmy po imieniu – relacjonował potem Grzegorz K. - Zaprosił mnie do siebie, weszliśmy do pokoju z komputerem...
Grzegorz K. chciał podobno pogadać z sąsiadem właśnie o komputerach. Bo syn zamierzał kupić, dobrze było się poradzić... Jerzy palił papierosa. Gdy Grzegorzowi zachciało się pić, powiedział:
– Możesz się napić wody z kranu...
Grzegorz wszedł do kuchni. Tam na stole leżał nóż. Duży, może 40 centymetrów długi.
Nie wiadomo dlaczego, wziął ten nóż, leżący na kuchennym stole, wrócił z nim do pokoju i zaatakował sąsiada.
– Stał do mnie tyłem. Z niewiadomych przyczyn zadałem mu cios nożem w plecy – mówił Grzegorz K. – Gdy się obrócił, znowu...
Biegły patolog, który przeprowadził sekcję zwłok, opisał pięć ran kłutych. Dwie – śmiertelne.
– Nie wiem, jak znalazłem się w domu – mówił Grzegorz K. Musiał jednak zabrać nóż, bo kiedy zapalił papierosa, zobaczył zakrwawiony nóż w swoim zlewie. Umył go. Założył inne dżinsy, inną bluzę. Nóż wrzucił do reklamówki i wyrzucił do kubła na śmieci.
– Na nogach miałem papcie domowe – zapamiętał. – Potem siedziałem w domu, próbowałem coś zjeść, ale nie mogłem. Nie mogłem też usnąć – powodem było to, co się stało z Ch.
22 listopada 2008 roku
Ale przyszła sobotą i życie toczyło się dalej. Poszedł na zakupy, wstąpił do rodziców po gazetę „Fakt”, porozmawiał z ojcem, wrócił, rozpalił w piecu. Obiadu nie musiał gotować, bo miał kapuśniak od czwartku, pozmywał, posprzątał. Zszedł do sąsiada – tego, któremu pomagał wymienić dach garażu, żeby pożyczyć piłę do drewna. Zjadł kolację, obejrzał film. Dzień praktycznie spędził sam.
– Syn był raczej gościem w domu, szczególnie w weekendy – powiedział.
23 listopada 2008 roku
Obudził się w niedzielę. Zszedł do piwnicy, obejrzał mecz. Wstąpił do rodziców na kawę. Wrócił do domu. Rozpalił w piecu.
– Podczas palenia przyszedł mi do głowy ten głupi pomysł. I poszedłem zrealizować ten głupi, chory pomysł – powiedział Grzegorz K.
Wziął łatwopalny płyn, niemiecki chyba. Zszedł do mieszkania Jerzego. Sąsiad leżał jak leżał..
– Wziąłem jakiś koc czy kołdrę, przykryłem go tą kołdra i polałem płynem na oślep. Podpaliłem zapalniczką, a tę butelkę pustą zaniosłem do śmietnika – powiedział Grzegorz K., który wtedy przypomniał sobie, że przecież w dniu zabójstwa zabrał klucze sąsiada. Zamknął więc jego mieszkanie. Klucze też wyrzucił i wrócił do siebie. Jakiś czas potem usłyszał głosy sąsiadów na klatce. On też wyszedł. Widział, jak strażacy otwierali łomem drzwi mieszkania na parterze.
Jako były strażak ochotnik cofnął się do tyłu. Wiedział, że ogień może raptownie wybuchnąć. Podobno powiedział wtedy komuś – gdy pogotowie zabierało ciało, że pewnie sąsiad się zaczadził. Tyle przecież palił....
28 listopada 2008 roku
Po zatrzymaniu Grzegorz K. przyznał się do winy, to jest zabójstwa i celowego podpalenia. Nie potrafił jednak powiedzieć, dlaczego zabił nauczyciela. Sąd zastosował areszt.
27 stycznia 2010 roku
Kilka minut po dziewiątej policjanci wprowadzili na salę Sądu Okręgowego w Poznaniu rozpraw wysokiego, chudego, krótko ostrzyżonego mężczyznę. Zdjęli mu kajdanki. Sędzia Karolina Siwierska odczytała dane oskarżonego: imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, datę urodzenia... Karany – za jazdę samochodem po pijanemu – miał podobno 3 promile i za wyłudzenie trzytysięcznego kredytu. Szczupły mężczyzna potwierdził, że dane się zgadzają.
– Czy oskarżony przyznaje się do winy – zapytała sędzia Karolina Siwierska.
– Tak. I bardzo żałuję, tego, co się stało. Nie chcę o tym mówić – powiedział Grzegorz K.
Sąd odczytał więc jego wcześniejsze wyjaśnienia. Przesłuchał także pierwszych świadków. Syn oskarżonego – jako osoba najbliższa – skorzystał z prawa do odmowy zeznań. Mówili natomiast sąsiedzi, których zaalarmowały sadze w przewodach wentylacyjnych. O zmarłym nie potrafili wiele powiedzieć: O oskarżonym Grzegorzu K. – również.
– Był raczej spokojny. Wypił – jak każdy. Nie był wtedy ani głośny, ani agresywny. Oczy miał czerwone i wesoły był, jak miał wypite – zeznał jeden z sąsiadów.
– Jurek był moim kuzynem. Przyjeżdżał czasami do nas na obiad, mama go wypytywała, jak mu się mieszka. Jurek był człowiekiem skrytym, przyjaciół miał chyba tylko w szkole, wśród nauczycieli. Kontakty z sąsiadami ograniczał do minimum. Jednak niepochlebnie wyrażał się o jednym sąsiedzie. Jego nazwisko nigdy nie padło. Mówił o nim, że pożyczał drobne pieniądze, miał problemy z alkoholem, nie pracował. Kuzyn nie miał o nim dobrego zdania, mówił, że jest to sąsiad uciążliwy, bo zawsze czegoś od niego chce – powiedziała Hanna B. – Miał go dosyć i mówił, że najgorzej jest raz komuś pożyczyć.
29 stycznia 2010
Podczas drugiej rozprawy zeznawał Karol M. Znał nauczyciela od kilkudziesięciu lat. Powiedział, że Grzegorz K. pożyczał od jego żony drobne pieniądze, ale zawsze oddawał...
Pytania o pożyczki – istotne po zeznaniu kuzynki zamordowanego nauczyciela, który miał skarżyć się na uciążliwego sąsiada, wyłudzającego nieduże kwoty – zdenerwowały oskarżonego.
– Zdarzało się, że pożyczałem pieniądze od sąsiadek, pani S. i pani M po 5, 10 złotych. W czerwcu, bo w tym miesiącu moi rodzice wyjeżdżają i nie mogę pożyczyć pieniędzy od nich – oświadczył Grzegorz K. – Od tych sąsiadek pożyczałem kilka razy. Od Jerzego Ch. tylko raz. Było to w 1999 albo 2000 roku. Ja podejrzewam, że tym uciążliwym sąsiadem, który pożyczał pieniądze od Jerzego Ch. był (tu oskarżony podał konkretne nazwisko), który mieszka w sąsiedniej klatce. On rzeczywiście nadużywa alkoholu. Pożyczał pieniądze ode mnie i od mojej mamy...
Tego dnia zeznawali również strażacy, którzy łomem wyważyli zamknięte przez oskarżonego drzwi.
– W mieszkaniu było bardzo dużo dymu. Dowódca kazał mi założyć maskę powietrzną. Ja i kolega weszliśmy do środka. Poruszaliśmy się przy podłodze, bo tam było lepiej widać – zeznał pierwszy strażak. Jego koledzy także mówili o masie dymu, o nadpalonej kołdrze na ciele nauczyciela i bardzo wysokiej temperaturze, która stopiła plastikową lampę i zrzuciła z sufitu nadpalone kasetony. Strażacy zeznali, że przypuszczalnie ogień samoistnie się wygasił z braku powietrza, bo nauczyciel założył szczelne, plastikowe okna.
23 marca 2010 roku
Na tę rozprawę sąd wezwał biegłych. Nie stwierdzili u oskarżonego znacznie ograniczonej poczytalności (co ma łagodzący wpływ na wymiar kary), a jedynie – zaburzenia osobowości. Podobno Grzegorz K. źle znosił krytykę...
Tego dnia prokurator zażądał dla Grzegorz K. 25 lat jako kary łącznej za zabójstwo i podpalenie. Obrońca próbował przekonać sąd do niższej kary.
30 marca 2010 roku
Wczoraj o godzinie trzynastej sąd ogłosił wyrok. Za zabójstwo nauczyciela wymierzył Grzegorzowi K. karę 14 lat pozbawienia wolności. Za sprowadzenie zagrożenia na mieszkańców kamienicy przez podłożenie ognia: 3 lata. Sąd orzekł łączną karę: 15 lat pozbawienia wolności. Oskarżonego nie było na sali. Krótkiego uzasadnienia wysłuchali jedynie dziennikarze. Za okoliczności łagodzące sąd przyjął przyznanie się oskarżonego do winy, wyrażenie skruchy i dobrą opinię w miejscu zamieszkania. Wyrok nie jest prawomocny.
HANNA BERNACZYK
Gazeta Kościańska 13/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
15 lat za zabójstwo?! Nie rozumiem dlaczego dla sędziów życie jest tak mało cenne?