Magazyn koscian.net
22 maja 2012Apetyt coraz większy
Z Emilią Ziegler o udziale w programie Bitwa na Głosy rozmawia Hanna Danel
- Pójście na casting do programu, który odbywał się w Poznaniu był szybką decyzją? Trudno było dostać się do finałowej szesnastki?
- Na początku odnosiłam się do tego castingu. Teraz coraz mniej o tym myślę. Trudność polegała na tym, że było bardzo dużo ludzi. Już wiem, że aby dostać się do takiego programu, trzeba mieć po prostu szczęście. Spotkałam wielu ludzi, którzy świetnie śpiewali, ale nie udało im się. Nie wiem, co o tym zadecydowało.
- Jak wyglądało twoje pierwsze spotkanie z Mezem?
- Precasting był długą drogą. Trzeba było przejść przez redaktorów i reżyserkę. Fajne było to, że Mezo już wtedy się pojawił. Powiedział coś od siebie i wspierał nas. W tym właściwym castingu już sam wybierał swoją szesnastkę.
- A wasza pierwsza próba?
- Spotkaliśmy się już wcześniej. Nagraliśmy wspólnie piosenkę tematyczną na Euro, która w tej chwili jest grana na RMF FM. Na pierwszej próbie już właściwie się znaliśmy. Nie byliśmy jeszcze tak zżyci jak teraz, ale nikt się nie krępował.
- Co na początek wzięliście „na warsztat”?
- Pierwszą piosenką było Waving Flag. Mezo grał kiedyś w Lechu Poznań, jest zapalonym piłkarzem i kibicem. Chciał, żeby była to piosenka piłkarska.
- Zespół miał jakiś wpływ na wybór repertuaru w kolejnych odcinkach?
- My nie, ale sam Mezo tak.
- Która z piosenek była dla was największym wyzwaniem?
- Bardzo trudna była „End of the road”. To ballada, a my jesteśmy zespołem, który sięga po szybkie piosenki do tańczenia. To był naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Piosenka nie dość, że była trudna muzycznie, to jeszcze nie w naszym klimacie. Poczuliśmy ją bardziej na próbach w studiu w Warszawie. Po programie byliśmy zadowoleni z tego, jak ją wykonaliśmy.
- Do partii solowych udało ci się przebić dopiero w ostatnim odcinku. W drużynie była tak silna konkurencja?
- Na początku Mezo chciał wybierać do solówek najlepszych. Gdy byliśmy coraz bliżej finału, nikt na te solówki nie naciskał. Za każdym razem, gdy wybierał nie mnie, a kogoś innego myślałam, że ten ktoś zrobi to lepiej niż ja. Bardzo miło było mi zaśpiewać w ostatnim odcinku. To były tylko dwie linijki, ale bardzo ważne dla mnie. Byłam zachwycona, że mogłam zaśpiewać, i to z Mieczysławem Szcześniakiem.
- Bardzo szybko z programem rozstały się postacie polskiej sceny muzycznie zdecydowanie bardziej popularne niż Mezo – Edyta Górniak i Natalia Kukulska. Byliście zaskoczeni, że udało wam się dojść do półfinału?
- Tak, tym bardziej, że na początku w komentarzach w internecie typowano nas do odstrzału. Po naszym pierwszym występie opinie zaczęły się zmieniać. Nie myśleliśmy o sobie, jak o najlepszym zespole, ale wiedzieliśmy, że prezentujemy naprawdę wysoki poziom. Nawet gdybyśmy odpadli wcześniej, nie mielibyśmy sobie nic do zarzucenia. Nasze występy były naprawdę dobre.
- Czym udało wam się „kupić” publiczność?
- Myślę, że bardzo dużo zrobił cel na jaki graliśmy, czyli Drużyna Szpiku. W jednym z odcinków zaśpiewaliśmy piosenkę „Ważne” Meza z Kasią Wilk. Mieliśmy założone koszulki Drużyny Szpiku. Po tym odcinku do Drużyny zgłosiło się dwieście osób, które powołały się na nasz zespół. Chciały oddać krew. To jest naprawdę fajna rzecz. Mimo że nie wygraliśmy tych stu tysięcy, to bardzo im pomogliśmy.
- Występy której z drużyn najbardziej ci się podobały? Komu kibicowałaś?
- W finale cała nasza drużyna kibicowała Kamilowi Bednarkowi. Cieszyliśmy się, że wygrał. Jego drużyna wspierała nas w walce o półfinał. Nie było między nami rywalizacji. Bardzo zgraliśmy się z jego drużyną. Są w niej tacy ludzie jak my, trochę zakręceni. Pewnie dlatego dobrze się dogadywaliśmy.
- Koniec programu to koniec „Mezoteamu”?
- Nie, to nie koniec. W radiu grają naszą piosenkę. Będzie jeszcze kilka naszych występów. 1 czerwca mamy zaśpiewać na festiwalu w Opolu, a 8 czerwca w strefie kibica w Poznaniu. Będziemy się spotykać. Przez dwa miesiące spędziliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Widywaliśmy się praktycznie codziennie. Jesteśmy jedną wielką rodziną.
- Co dał ci udział w tym programie?
- Na pewno duże obycie sceniczne. Przed pierwszym występem w Warszawie byłam bardzo zdenerwowana. Później już tej tremy nie było. Wszystko mieliśmy wyćwiczone i wklepane. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że ogląda nas ileś milionów ludzie przed telewizorami. Publiczność w studiu zawsze bardzo nas wspierała. Moi rodzice przyjechali dwa razy. Zaprosiłam także koleżanki, i w ramach podziękowań wychowawczynię, która bardzo pomaga mi w szkole.
- Kończysz drugą klasę liceum. Coś zawaliłaś w ciągu tych dwóch miesięcy prób i występów?
- Cały czas jeździłam do szkoły, ale niestety nie udało mi się napisać wszystkich sprawdzianów. W tej chwili muszę wziąć się ostro do pracy. Wszyscy nauczyciele są po mojej stronie i bardzo mi pomagają.
- Jeszcze przed udziałem w „Bitwie na głosy” mówiłaś, że chciałabyś w przyszłości żyć z muzyki. Jesteś trochę bliżej tego celu?
- Jestem tego jeszcze bardziej pewna. Nie muszę zrobić kariery. Mogą śpiewać do kotleta, na weselach, gdziekolwiek. Przez dwa miesiące śpiewałam praktycznie codziennie. Nie znudziło mi się to. Przeciwnie, mam dzięki temu jeszcze większy zapał.
- Co teraz? Festiwale, konkursy...
- Myślę, że dalej będę brała w nich udział. Jestem zadowolona, że dostałam się do tego programu, a nie do takiego, gdzie bylibyśmy oceniani jako pojedyncze jednostki. Gdy wychodziłam na scenę czułam, że jest ze mną piętnaście osób. Nie oddałabym tego za nic innego. Nic piękniejszego w życiu mnie nie spotkało.
- Po tym programie jesteś rozpoznawalna?
- Tak, zwłaszcza w Śmiglu. Czasem dam jakiś autograf. Zawsze bardzo chętnie wystąpię na mniejszych imprezach. Polecam się.
20/2012 (16.05.12)
Zgłaszasz poniższy komentarz:
zero talentu i prezencji,a parcie na szkło ma po tatusiu.żenada.