Magazyn koscian.net
28 czerwca 2011Czerwiec 1956 roku
W 55 rocznicę Poznańskiego Czerwca "Gazeta Kościańska” przegląda akta kościańskiej bezpieki, w których opisano atak „reakcyjnego desantu” na posterunek MO w Czempiniu i pościg za ciężarówką uzbrojonych „bandytów”
W lutym 1956 roku I sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow uznał, że nieboszczyk Stalin to zbrodniarz. 12 marca, po zakończeniu XX Zjazdu KPZR, zmarł nagle na ławce w Moskwie, w wieku 64 lat, towarzysz „Tomasz”, enkawudzista, znaczy prezydent Bolesław Bierut. Wprawdzie zmieniał się kurs polityczny, ale mało wskazywało na to, aby twardogłowi odpuścili. Szef kościańskiej bezpieki mjr Stefan Marczak miał pełne ręce roboty.
- Najważniejsze teraz, by funkcjonariusze nie zwątpili i nie stracili ideologicznego zapału – myślał, wertując kartki meldunków ze szkoleń politycznych. – Inna sprawa, że program dokształcania ideologicznego, opracowany przez komitet powiatowy partii realizujemy od dwóch lat i co teraz po śmierci wielkich Wodzów ludziom mówić – zasępił się.
„Wysokie morale”
Bezpieka w powiecie – wbrew obiegowym opiniom – nie była kadrowo liczna. Urząd zatrudniał 15 osób (kierownik, zastępca kierownika, 3 starszych referentów, 7 referentów operacyjnych, sekretarz, maszynistka i kierowca). Całą tą kadrę szkolono raz w tygodniu, skupiając się głównie na pracach Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. W 1956 roku dokształcano się z historii ruchu robotniczego. Spotykano się rano w siedzibie UB przy ul. ks. Józefa Surzyńskiego (obecnie w budynku tym mieści się komenda policji) i wysłuchiwano z należytą uwagą odczytów referenta operacyjnego Stefana Tuliszki, który uprzednio ukończył 3-tygodniowy kurs dla wykładowców szkolenia ideologicznego.
Można się domyślać, że zmiana kursu politycznego spowodowała w umysłach funkcjonariuszy UB wielkie zamieszanie, bo oto prawie z dnia na dzień runęły dawne komunistyczne autorytety, a wiadomości z dotychczasowych szkoleń nawet psu na budę przydać się nie mogły. Major Marczak robił jednak dobrą minę do złej gry i informował wojewódzki urząd w Poznaniu, że jego ludzie mają „wysokie morale”. Kiedy jednak wyszło na jaw, że główny „ideolog” chorąży Stefan Tuliszka od dawna po kryjomu chodzi do kościoła i na dodatek, nie bacząc na zakazy – zamierza wziąć ślub kościelny, w sprawozdaniu Marczaka z kwietnia 1956 roku pojawiła się dziwna informacja:
„Należy nadmienić, że zastępca kierownika towarzysz Wojciechowski został delegowany na 6-tygodniowy kurs do Legionowa (…) Szkolenie polityczne w tutejszym Urzędzie przerabiane jest według planu tematycznego, opracowanego przez Komitet Powiatowy PZPR. Przerabiany był temat objęty trzecim rokiem studiowania ruchu robotniczego od powstania Polskiej Partii Robotniczej do walki o pokój i budownictwo podstaw socjalizmu. W okresie sprawozdawczym przerabiana była tematyka V Plenum Komitetu Centralnego PZPR. Wykładowcą tego szkolenia jest referent operacyjny towarzysz Tuliszka Stefan i stwierdzić należy, że z ciążących obowiązków wywiązuje się dostatecznie (…) Jeśli chodzi o stan moralno – polityczny pracowników tutejszego Urzędu stwierdzono, że jest dobry, nie ujawniono faktów ażeby pracownicy kontaktowali się z elementem podejrzanym, względnie ulegali wpływowi obcej ideologii, za wyjątkiem referenta operacyjnego towarzysza Tuliszki, który pomimo wyjaśnień ze strony organizacji partyjnej i kierownictwa Urzędu zamierza brać ślub kościelny”.
Jak się wali, to się wali. Kościan wzięła pod lupę poznańska bezpieka i okazało się, że praktyki religijne uprawia skrycie najbardziej zaufany człowiek majora Marczaka – zastępca kierownika powiatowego urzędu por. Mieczysław Wesołowski. On także zawarł ślub kościelny. Obu funkcjonariuszy wylano z pracy; w aktach personalnych zapisano, że „zwolnili się na własną prośbę w związku z reorganizacją resortu”.
„Reakcyjny desant”
W czwartek 28 czerwca 1956 roku zarządzono ostre pogotowie. Utworzono specjalny pluton operacyjny, złożony z funkcjonariuszy UB, milicjantów i członków ORMO. Z telefonogramów otrzymywanych z Poznania wynikało, że wybuchło tam powstanie, a uzbrojone bandy reakcyjne wzniecają niepokoje uliczne i niszczą wszystko co się da. Marczak – zgodnie z odpowiednimi instrukcjami – zwołał funkcjonariuszy i czekał na dalsze rozkazy. Z Czempinia nadeszła wiadomość, że milicjanci odparli atak zmotoryzowanego „reakcyjnego desantu”, który nadjechał z Poznania.
Z raportu majora UB Stefana Marczaka:
„W dniu 28 czerwca 1956 r. o godz. 20.00 dokonany został napad zbrojny na Posterunek MO Czempiń. Napadu dokonała grupa uzbrojonych chuliganów w sile około 35 osób, uzbrojonych w broń długą – karabiny i pistolety maszynowe, którzy przyjechali do Czempinia samochodem marki Star – 20, numer rejestracyjny samochodu B-48-915. Uzbrojeni osobnicy zaatakowali posterunek strzelając do drzwi i okien. Będący w posterunku funkcjonariusze w liczbie 6-ciu ludzi odpowiedzieli ogniem raniąc dwóch napastników, których grupa oblężająca Posterunek natychmiast zabrała na samochód i wycofała się z pozycji atakującej, odjeżdżając w kierunku Poznania, zapowiadając w formie pogróżki: - My jeszcze przyjedziemy i z Wami się rozprawimy (...)”.
Następnego dnia doniesiono ze Śremu, że w kierunku Kościana zmierza samochodem grupa zbrojna - wiadomość była spóźniona, grupa z wielkim hałasem przejeżdżała właśnie przez miasto. Pluton operacyjny wyruszył spod siedziby UB i na Rynku rozminął się z „bandytami”.
Z raportu mjr. Marczaka:
„(...) Wyruszono naprzeciwko rzekomo jadących bandytów. Po wyjeździe z tutejszej jednostki napotkano ich przejeżdżających przez miasto Kościan w kierunku Leszna, w związku z tym cofnięto się, natychmiast wszczynając pościg za uciekającymi bandytami. W odległości od miasta Kościana około 1 km, wyprzedzono samochód z uciekającymi bandytami. Bandyci zorientowali się, że są ścigani, skręcili swym samochodem w boczną drogę w kierunku wsi Kobylniki, usiłując w dalszym ciągu uciekać. Po oddaniu strzałów ze strony naszej grupy operacyjnej, bandyci odpowiedzieli niezwłocznie ogniem; po przejechaniu około 3-ech km w polu pozostawili samochód, a poczęli uciekać pieszo ostrzeliwując się przy tym z posiadanej broni maszynowej i karabinów. W pierwszej chwili pościgu ujęto jednego nazwiskiem Siennicki Władysław zamieszkały w Swarzędzu, natomiast za pozostałymi kontynuowano w dalszym ciągu pościg(...)”.
Pościg trwał. Franciszka Staszewskiego z Opatówka k. Wrześni i Henryka Ziebeila z Jasienia k. Kościana ujęto w Łękach Wielkich; Władysława Kaczkowskiego z Poznania – w Szczodrowie.
Z raportu mjr. Marczaka:
„(...) Z powyższej grupy nie zostało ujętych dwóch: rzekomy tak zwany herszt czyli przywódca, który został podczas pościgu ranny w okolice jamy brzusznej oraz nie została ujęta kobieta – dziewczyna w wieku około lat 17-18. Poszukiwania za wyżej wymienionymi są prowadzone w dalszym ciągu. Odnośnie zlikwidowania wspomnianej wyżej grupy przytoczyć należy fakty, że zlikwidowano ogółem sześć jednostek broni, w tym 2 pistolety maszynowe, 1 pistolet oficerski i 3 krótkie karabiny bojowe oraz większą ilość amunicji. Poza tym ujęto 5 bandytów, w tym 4-ech na terenie powiatu Kościan, a piątego zdjęto na terenie miasta Środy. Natomiast Poznań z tej grupy zdjął dalszych 6-ciu osobników (...)”.
„Odrąbana ręka”
W piątek wieczorem major Marczak włączył radio. Była godzina 19.30. Ze studia Polskiego Radia w Poznaniu na cały kraj nadawano wystąpienie Józefa Cyrankiewicza. Słowa premiera działały jak balsam na funkcjonariuszy:
„(...) Z głębokim bólem, bo to nasze piękne, znane ze swej pracowitości, z patriotyzmu i zamiłowania do porządku miasto stało się terenem zbrodniczej prowokacji i krwawych zajść... Zbrodniczy prowokatorzy wykorzystali istniejące bezsprzecznie bolączki i niezadowolenie w niektórych zakładach pracy z powodu trudności ekonomicznych i rozmaitych dokuczliwych nieraz bolączek, które w dużym stopniu wywołane zostały błędami i nieprawidłowym stosowaniem obowiązujących przepisów... Na Poznaniu skupiła się cala uwaga ośrodków imperialistycznych, albowiem chodziło o to, aby Poznań, miasto Międzynarodowych Targów – uczynić terenem zamieszek (...)”.
Major poprawił się w fotelu, zapalił papierosa, słuchał uważnie i nagle uśmiech rozjaśnił mu twarz:
„(...) Milicja Obywatelska, Ludowe Wojsko Polskie i Urząd Bezpieczeństwa wykazały pełne odpowiedzialności obywatelskie zachowanie; do ostatniej chwili unikali użycia broni palnej, dopóki nie zostali zaatakowani strzałami napastników. Wyrażam największy smutek i ból z powodu zabicia milicjantów, żołnierzy i pracowników UB, a także robotników Poznania, którzy wraz z milicją i wojskiem stawiali czoło napastnikom oraz niewinnym obywatelom, którzy przypadkiem znaleźli się w miejscu starć... Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie (...)”.
*
- Jest już dobrze, ale trzeba być czujnym; czujnym ideologicznie, bo wróg klasowy nie śpi, tylko czuwa, czai się na każdym kroku i czeka na najdrobniejszą chwilę naszej słabości – major odetchnął z ulgą i wyłączył radio.
JERZY ZIELONKA
*) Tekst powstał na podstawie dokumentów, znajdujących się w poznańskim Oddziale Instytutu Pamięci Narodowej. W cytatach nie poprawiano błędów, zachowując pisownię oryginału. Mjr Stefan Marczak był szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kościanie, a po reorganizacji – do 28 listopada 1956 roku kierownikiem Powiatowego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego w Kościanie, skąd awansował do pionu bezpieczeństwa Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Poznaniu, gdzie był naczelnikiem wydziału. Ze służby zwolniony został w 1963 roku. (Dane osobowe za: W. Handke i R. Kościański, „Zwyczajny” Urząd,,, Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Kościanie 1945 – 1954, Kościan – Leszno 2006).
Tekst jest częścią cyklu „Sekrety kościańskiej bezpieki”
nr 26/2011
Zgłaszasz poniższy komentarz:
dobrze że przypomina się naszą historię i wzbogaca informacje o nieznane wcześniej dokumenty.