Magazyn koscian.net
2010-05-11Katastrofa (foto)
Gdy w lipcu ubiegłego roku parafię p.w. św. Apostołów Piotra i Pawła w Rąbiniu przejął proboszcz ks. Ryszard Jankowski wiedział, że musi podjąć się długotrwałego remontu podupadającej świątyni. Choć zaczął działać niezwłocznie, to siły przyrody wyprzedziły jego wysiłki. Zdaniem ekspertów mamy dziś do czynienia z katastrofą budowlaną, której następstwem może być zawalenie się kościoła. Pod pewnymi warunkami świątynia może być otwarta jeszcze przez kilka dni, później trzeba będzie ją zamknąć
Jednonawowy kościół parafialny pod wezwaniem św. Apostołów Piotra i Pawła w Rąbiniu konsekrowano w 1556 roku, ale jak wskazują badania archeologiczne stoi on na podwalinie wcześniejszego kościoła romańskiego, którego fragmenty znajdują się wewnątrz dzisiejszej świątyni. W roku 1648 kościół rozbudowano o dwie boczne kaplice: św. Józefa i Matki Bożej. Na początku XX w. dobudowano prezbiterium oraz zakrystię i kruchtę z ciemnicą. Prawdopodobnie postawienie kaplic rozpoczęło proces, którego finałem może być zawalenie się całej świątyni. Posadowiono je bowiem na płytkich fundamentach. Kaplice zaczęły osiadać w kierunku na zewnątrz, co może grozić zawaleniem się dachu kościoła. Jest to tym bardziej realne, że podtrzymujące dach belki są w znacznym stopniu zniszczone.- Proces osiadania murów i pękania ścian musiał dawać się we znaki już co najmniej sto lat temu. Wtedy bowiem postawiono dodatkowe przypory na zewnątrz kościoła. W miejscach pęknięć kaplic znaleźliśmy zaszpachlowane kawałki gazet z początku ubiegłego wieku, którymi zatykano szczeliny. Oznacza to, że już wówczas kościół musiał być niestabilny – mówi ks. Ryszard Jankowski, rąbiński proboszcz.
Pierwsze kroki
Nowy proboszcz już w pierwszym miesiącu pracy w Rąbiniu poprosił o radę konserwatora zabytków. Za jego namową zamówił badania geotechniczne podłoża, które przeprowadzono wraz z badaniami archeologicznymi. Miały one wyjaśnić przyczyny osiadania i pękania murów kościoła. W sierpniu ubiegłego roku wykonano sześć punktowych wykopów o głębokości 5 metrów, w których badano fundamenty i grunt, na którym posadowiono świątynię. W listopadzie do parafii wpłynęło gotowe opracowanie dra Pawła Borowczaka. Wynika z niego, że dobudowane kaplice mają zbyt płytkie fundamenty, a podłoże jest zbyt wysuszone.
- Mała wilgotność dowodzi o globalnym przesuszeniu podłoża. Najczęściej spadkowi wilgotności towarzyszy zjawisko skurczu, a skurcz powoduje zmiany objętościowe podłoża, które z kolei przyczyniają się do osiadań - wyjaśnia w ekspertyzie dr. Borowczak.
Autor opracowania uważa, że za taki stan odpowiadają rosnące wokół kościoła lipy, które wysuszyły i spowodowały zmiany objętościowe podłoża, w następstwie czego doszło do uszkodzeń ścian dobudowanych kaplic i murów kościoła.
Niewykluczone, że na tak duże wysuszenie terenu wpłynęło także wykonanie przez parafię innych zaleceń specjalistów, którzy w 2002 roku nakazali odprowadzenie wody z rynien poza teren kościoła. Zmieniło to stosunki wodne, które panowały tam od stuleci. Zdaniem Pawła Borowczaka należałoby wyciąć drzewa i wyrugować korzenie, co z uwagi na zabytkowy charakter drzew nie jest możliwe. Zaproponował zatem ,,ograniczenie wpływu systemu korzeniowego na kościół’’, przez wykonanie ekranu z lanego betonu, mającego oddzielać fundamenty od korzeni. Jednocześnie trzeba wzmocnić i „podchwycić” fundamenty kolumnami z betonu wstrzykniętymi w grunt pod wysokim ciśnieniem.
Proboszcz skonsultował zalecenie dotyczące drzew z prof. Jerzym Kargiem z Polskiej Akademii Nauk. Zlecił także opracowanie szczegółowej inwentaryzacji kościoła, którą wykonał Przemysław Szymanowski, zaś opracowaniem całościowej koncepcji ratowania kościoła zajęli się wybitni specjaliści z Politechniki Wrocławskiej: prof. Jerzy Jasienko i dr Lech Engel. Obaj mają za sobą ponad sto projektów ratowania zabytkowych budowli.
Natura przyspieszyła
Jeszcze jesienią konfesjonał stał w kaplicy św. Józefa. Ponieważ ze sklepienia zaczął sypać się na niego pył proboszcz przesunął go o kilka metrów. Wiosną, gdy poziom wód znacznie się podniósł i przesuszony grunt nasiąkł mury zaczęły gwałtownie osiadać. Z tygodnia na tydzień, a później z dnia na dzień zaczęły pojawiać się duże pęknięcia. Jedna z rys przebiegła przez cały ołtarz kaplicy.
- W marcu zaprosiłem do kościoła Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków pana Aleksandra Starzyńskiego, pana starostę Andrzeja Jęcza i burmistrza Krzywinia Pawła Buksalewicza. Konserwator polecił założenie stempli podtrzymujących sklepienie i zamknięcie kaplicy - mówi ks. proboszcz Jankowski. - Konserwator nakazał bym w przypadku kolejnych pęknięć wezwał inspektora nadzoru budowlanego.
Kaplicę podstemplowano i zasłonięto. W kwietniu nowe pęknięcia zaczęły się pojawiać z dnia na dzień w drugiej kaplicy.
- Proszę zobaczyć, tego wczoraj jeszcze nie było - mówi oprowadzający nas po świątyni proboszcz. - Pęknięcia są nie tylko na sklepieniu, ale i na ołtarzu Matki Boskiej. Zacząłem mieć obawy, czy 9 maja może się tu odbyć pierwsza komunia, dlatego porosiłem o ocenę sytuacji powiatowego inspektora nadzoru budowlanego.
Inspektor obejrzał zniszczenia w ubiegły czwartek. Wyraził zgodę na przeprowadzenie pierwszej komunii, pod warunkiem założenia dodatkowych stempli podtrzymujących sklepienie. Zaraz po niej kościół ma zostać zamknięty.
Czas nagli
Przed zawaleniem się dachu świątynię może uchronić podchwycenie fundamentów wstrzykniętym pod ciśnieniem betonem. Dodatkowo cały budynek trzeba spiąć metalowymi klamrami. Po tych zabiegach kościół może zostać ponownie otwarty dla wiernych.
- Pracownia profesora Jasienki wskazała nam doświadczonego wykonawcę. Mogą wejść na plac budowy w osiem dni po podpisaniu umowy - wyjaśnia proboszcz. - Na samo wzmocnienie fundamentów potrzebujemy 260 tysięcy złotych plus podatek vat. Do tego trzeba doliczyć koszt spięcia klamrami. Jeszcze parę miesięcy temu myślałem, że na zgromadzenie pieniędzy na remont mamy kilka lat, dziś wiadomo, że musimy działać natychmiast.
Na same ekspertyzy parafia wydała już blisko 40 tysięcy złotych. Skąd weźmie na wzmocnienie fundamentów? Na dniach ma być gotowy całościowy projekt budowlany, który określi koszty. Wówczas proboszcz składać będzie wioski o pomoc. Wszędzie gdzie się da.
- Mamy do czynienia z katastrofą budowlaną. Mam nadzieję, że szybko zgromadzimy 300 tysięcy, które pozwolą zabezpieczyć fundamenty i mury. Będziemy wnioskować do funduszu kościelnego, do marszałka województwa, do powiatu kościańskiego i samorządu gminy. Każdy kto zobaczył nasz kościół wie, że czas nagli.
Pomoc już zapowiedział starosta kościański, burmistrz Krzywinia i radni gminy. Jak dużą? Nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że trzeba będzie szukać dalej. Choć proboszcz nie ma pieniędzy rozpoczął już przygotowywanie placu budowy, by zapewnić duże wymagania techniczne, jakie ma firma wstrzykująca pod fundamenty sprężony beton. Wie, że nie może czekać, bo świątynia może wkrótce runąć.
Problem całej parafii
Zamknięcie kościoła utrudni także pracę duszpasterską, ale ten problem jest o wiele łatwiejszy do rozwiązania niż ratowanie świątyni.
- Rozmawiałem z księdzem biskupem i ustaliliśmy, że nabożeństwa odprawiane będę w wyremontowanej plebani, a latem na dziedzińcu. Postawimy tam jakiś namiot chroniący wiernych od deszczu i słońca. Ponadto mamy drugi piękny kościół, w Łuszkowie, oddalony zaledwie o trzy kilometry. Sądzę, że nie będzie większych kłopotów z odprawianiem nabożeństw. Wspólnie z parafianami wypracujemy dobre rozwiązania - mówi ks. Jankowski.
Proboszcz wie, że parafia licząca zaledwie 1440 wiernych nie podoła sama remontowi, ale wierzy, że wszyscy dołożą się do ratowania świątyni. Prace ratunkowe muszą zostać przeprowadzone w ciągu kilku miesięcy, ale cały remont może trwać nawet i piętnaście lat.
- Wspólnie z radą parafialną ustalimy plan działania. Jestem przekonany, że nikt nie odmówi pomocy. Każdy innej, w zależności od możliwości - mówi proboszcz.
Ks. Jankowski wierzy w swoich parafian. Opowiada o prężnej grupie ministrantów, blisko stuosobowej grupie skautingowej i powstających grupach biblijnych. Mówi o życzliwości parafian i ich zaangażowaniu w życie parafii. Wie, że musi znaleźć pieniądze poza parafią, ale w staraniach o ich pozyskanie nie będzie sam. Pomogą mu parafianie oraz samorządy gminy i powiatu. Na początek parafia szybko potrzebuje około 300 tysięcy złotych netto. Jeśli ich nie zdobędzie kościół runie.
Paweł Sałacki
Fot. Bogdan Ludowicz
GK 18/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Czy to jest ten sam ks. Ryszard Jankowski, który kiedyś był w kościańskiej Farze?