Magazyn koscian.net
2010-07-27Kur na zesłaniu
To jedyna w swoim rodzaju pamiątka historyczna, nie tylko w Polsce, ale także o znaczeniu ogólnoeuropejskim. Kur kościański, dzieło nieznanego twórcy i najstarsze insygnium bractw strzeleckich w Polsce, przetrwał dole i niedole, ostał się szwedzkiej zawierusze i hitlerowskiej okupacji. Przez wieki kościaniacy przechowywali go niczym relikwię. Ile jest wart? Trudno określić – jest bezcenny. Losy kura są równie ciekawe co życie wybitnych ludzi. Urodził się za panowania króla Władysława Jagiełły, przez wieki żył w Kościanie, by w latach osiemdziesiątych XX wieku pójść na zesłanie do Poznania.
Odkrycie doktora Koehlera
Pierwszym znanym historiografem, który docenił i opisał kościańskiego kura był doktor medycyny Klemens Koehler - lekarz, historyk, powstaniec styczniowy, członek Komisji Antropologicznej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Pochodził z Bydgoszczy. Po studiach we Wrocławiu i Berlinie, pracował krótko w Strzelnie, a następnie osiadł i działał w Kościanie. Tu ożenił się, tu przyszły na świat jego dzieci. Pod koniec życia przeniósł się do Poznania, gdzie zmarł w 1901 r. Jest autorem wielu historycznych publikacji regionalnych, m.in. dzieła „Dawne cechy i bractwa strzeleckie: rzecz osnuta na danych o cechach i o Bractwie Strzeleckim w Kościanie” z 1899 r. Koehler tak pisał:
„W początkach istnienia giełd strzeleckich nakładano na głowę króla wieniec jedwabiem i złotem dzierzgany, później przewieszano mu na piersi na wielkim złotym łańcuchu, ptaka złotego lub srebrnego pozłacanego, tak zwanego kurka, misternej nader roboty, jakiego okaz się zachował w bractwie strzeleckiem kościańskiem...”.
I dalej:
„Kurek srebrny, pozłacany, z wytartą w kilku miejscach pozłotą, lany i potem cizelowany, jest 11,5 ctm. długi. Na całym kurku przedłużonymi czworobokami wyrzeźbione są pióra. Na głowie pomieszczona jest mała korona, 1 ctm. wysoka, na szyji ptaka w dolnej części osadzony mały, misternie wyrobiony lewek, w postawie siedzącej. Niżej, na górnej części skrzydeł przytwierdzona jest 2,5 ctm. wysoka korona jagiellońska, typu, jaki widzimy na monetach Władysława Jagiełły, między wysokimi trójliściami niskie trójliście. Korona ta stanowi właściwie odrębną całość, mając dno, z dołu ją zamykające. Że jednakże równocześnie z kurkiem jest zrobioną, wskazuje w grzbiecie wyrobione, również zamknięte wgłębienie, odpowiadające wielkości podstawy korony, aby ta w niem umieszczona była... Ogon widocznie był kiedyś odłamany i został znów przylutowany... Stopki są utrącone, szpary zrobione wzdłuż osi długiej podudzia, tkwiąca w szparze, nitem przymocowana, a drugi otwór do nitu okazująca blaszka nóżki lewej dowodzi, że przedsiębrano tu naprawę, ale że z czasem stopki się znów utrąciły.”
Dr Koehler ocenił po kształcie korony kurka, że zrobiono go w czasach króla Władysława Jagiełły, co oznacza, że jest najstarszym w Polsce. Kur stanowił własność kościańskiego bractwa i przez wieki pozostawał w Kościanie.
Z brackich obyczajów
Z zapisków Koehlera wynika, że kurem na łańcuchu, a także medalami dekorowano króla kurkowego. Król królem, ale zanim powierzono mu cenne precjoza, musiał on przedstawić dwóch braci poręczycieli. Kiedy kończyła się jego kadencja winien kura ozdobić, finansował ogniwo do łańcucha. Tytuł króla zobowiązywał. W czasie strzelania o „królestwo do ptaka”, żeby strzelcom gardła nie wyschły, fundował kłodę czyli beczkę piwa. Strzelanie o królestwo kurkowe zaczynało się w drugi dzień Zielonych Świątek i trwało kilka dni.
Uroczystość inicjowała procesja braci kurkowych na czele z królem, ustrojonym w kura i medale – szli na mszę św. do kościoła farnego. W razie gdyby król na mszy się nie pojawił musiał ufundować braciom „achtel” czyli beczkę piwa. Poza obowiązkami król kurkowy cieszył się również znacznymi przywilejami; za najlepszy strzał otrzymywał nagrodę 60 marek, zwalniano go z płacenia podatków, czasem także z opłat celnych za sprowadzane towary.
Strzelanie „o królestwo” było dniem uroczystym, obecne były władze miasta i powiatu. Z początku strzelano z łuku do ptaka, który był przymocowany do drewnianej belki. W XVII w. używano już rusznicy lub muszkietu i celowano do tarczy. Bractwa posiadały swoje grunty i budynki. W Kościanie pierwszą strzelnicę urządzono za murami miasta, w kierunku na Poznań, następną w sąsiedztwie dawnego zamku. Kiedy „doskonaląc się w rzemiośle strzeleckim” bracia zabili krowę (niektórzy twierdzą, że będąc „pod wpływem” postrzelili kilka sztuk bydła) właściciel stada - Anzelm Chłapowski podarował im pod nową strzelnicę kawał swojego pola.
Na wystawie
W zbiorze kościańskich klejnotów brackich znajdowaly się jeszcze m.in.: *medal srebrny, pozłacany z wybitym popiersiem króla szwedzkiego Gustawa Adolfa *medal brązowy Jana Sobieskiego z 1684 r. *medal srebrny z pierwszymi pięcioma królami pruskimi *medal od cesarza Wilhelma oraz *pamiątkowy medal z 1876 r. wybity z okazji 300-lecia przywilejów kościańskiego bractwa.
W latach 1939 – 1945 okupacyjne włądze niemieckie szukały skarbu brackiego. Na szczęście czyniły to bezskutecznie. Insygnia szczęśliwie przetrwały wojnę.Według relacji znawcy dziejów bractw kurkowych historyka dr. Piotra Bauera z Kościana, kur ukrywany był przez kościańskiego działacza narodowego i katolickiego – przedwojennego króla kurkowego, mistrza rzeźnickiego Adama Jerzykiewicza.
Po wojnie historycy długo jeszcze uważali, że najstarszym w Polsce jest słynny kur krakowski. Do uznania starszeństwa kura kościańskiego przyczynił się regionalista, lekarz dr med. Henryk Florkowski. Mieszkańcy miasta i regionu ujrzeli kura na własne oczy w 1966 r. Pokazano go w sali ratuszowej na wystawie „1000-lecie - Ziemia Kościańska na przestrzeni dziejów”. Insygnia brackie znajdowały się wówczas w depozycie ówczesnego wiceprezesa Towarzystwa Miłośników Ziemi Kościańskiej dr. med. Henryka Florkowskiego; depozyt przekazał wspomniany Adam Jerzykiewicz.
Komisarzem tamtej wystawy był student Jerzy Zielonka, obecnie dziennikarz „Panoramy Leszczyńskiej”:
- W dziejach kura to był moment przełomowy. Ówczesne władze nie miały pojęcia o jego istnieniu i wartości. Ale przyszły na wystawę i zobaczyły. Wyobraź sobie, że kurem natychmiast zajęła się Służba Bezpieczeństwa. Doktor Florkowski przekazał wtedy insygnia w foliowym woreczku, protokolarnie, w obecności świadków, przewodniczącemu Miejskiej Rady Narodowej w Kościanie Marianowi Maćkowiakowi. Ten zamknął brackie skarby w sejfie, w swoim gabinecie w ratuszu…
Formalności stało się zadość. Sprawa przycichła. Skarby brackie pokazywano jeszcze na wystawach w 1969, 1972 i 1976 r., zawsze w specjalnej gablocie. Pilnowano ich jak oka w głowie - zabierano je z ekspozycji i składano w sejfie po zamknięciu sali wystawowej – cieszyły się największym zainteresowaniem zwiedzających. Po każdej z wystaw recenzje prasowe koncentrowały się oczywiście na kurze. To z kolei powodowało naciski z Warszawy i Poznania, żeby klejnoty przekazać do Muzeum Narodowego.
Leszczyńskie zakusy
Przewodniczący Maćkowiak został prezesem Rejonowej Spółdzielni Ogrodniczo – Pszczelarskiej w Kościanie. Dżentelmeńska umowa jaką zawarł z dr. Florkowskim polegała na tym, że kur – za wszelką cenę - ma pozostać w Kościanie. Trwały zabiegi o utworzenie regionalnego muzeum i kur miał stanowić jego ozdobę. Prezes Maćkowiak zabrał insygnia ze sobą do spółdzielni i ich pilnował.
Sprawa ożyła w stanie wojennym. Wojewódzki ówczesny konserwator zabytków w Lesznie - Wawrzyniec Kopczyński umyślił sobie, żeby kościański kur stał się pierwszoplanową ozdobą Muzeum Okręgowego w Lesznie. Leszczyńska SB rozpoczęła poszukiwania, a insygnia zniknęły. Przekazywane były sobie z rąk do rąk, znalazly opiekę w kilku domach prywatnych, ale ostatni trop prowadził do prezesa Maćkowiaka. Red. Zielonka wspomina:
- Henryk Florkowski, Marian Maćkowiak, Marian Koszewski, Piotruś Bauer, no i ja. Spotykaliśmy się wtedy w domu doktora Florkowskiego. To był dla nas wielki problem. Dokąd jak dokąd, ale do Leszna skarbów brackich przekazywać nie zamierzaliśmy. Zdecydowaliśmy się na desperacki krok – po cichu, za odpowiednim pokwitowaniem, z datą wsteczną, prezes Mackowiak przekazał klejnoty jako depozyt do Muzeum Narodowego w Poznaniu; depozyt, ale do czasu stworzenia skarbowi w Kościanie odpowiednich warunków wystawienniczych. Kościanski kur pojawił się więc w filii Muzeum Narodowego, w poznańskim Ratuszu, w specjalnej gablocie i pozostaje tam do dzisiaj. Leszczyński konserwator darł sobie włosy z głowy, a bezpieka zadowoliła się kopią pisma „o oficjalnym przekazaniu”.
Niebawem powstało muzeum regionalne, a wraz z tym nastały „odpowiednie warunki wystawiennicze”. O powrót kura zaczął zabiegać dr Piotr Bauer. Nie było to łatwe, bo Poznań bronił najstarszego polskiego kura jak niepodległości. Rezultatem starań było wykonanie na koszt Muzeum Narodowego i przekazanie Kościanowi wiernej repliki kura oraz części skarbu brackiego. Oryginał najdroższego klejnotu ogląda się więc teraz w Poznaniu, a nad Obrą pozostaje kopia.
W dobie kształtowania nowego wizerunku miasta, Kościan powinien powalczyć o to, żeby legendarny kur wrócił z poznańskiego zesłania. Dla krajowych i zagranicznych turystów byłaby to niebywała atrakcja. I jest to niewątpliwe wyzwanie dla miejskich władz samorządowych.
TERESA MASŁOWSKA
GK nr 29/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
"Dla krajowych i zagranicznych turystów byłaby to niebywała atrakcja" - turystów? Przecież takowych tu nie ma. Nie mamy przecież żadnych turystycznych atrakcji dla których warto by zjechać choćby na godzinkę z drogi krajowej jadąc dokądś tam. Jacy więc turyści? To po pierwsze, a po drugie nie przesadzajmy z atrakcyjnością kura, którego docenić może jakiś promil populacji. I po trzecie: ciekawy artykuł, warto znać historię swego miasta, nawet jesłi wszelkie ślady jego świetności przepadły i jest dziś miasteczkiem bez wyrazu i urody. A kur? Z pewnością bezpieczniejszy jest w Poznaniu, tu wystarczy kopia.