Magazyn koscian.net

31 października 2012

Maratończyk (2)

O tym, że biega wiedzą chyba wszyscy, ale niewielu wie, że oprócz tego uprawiał piłkę nożną, siatkówkę, trenował podnoszenie ciężarów, zajmował się kulturystyką, a nawet teatrem. Mowa o Michale Szkudlarku z Przysieki Polskiej, który od lat udowadnia, że biegać można zacząć w każdym wieku. On odkrył tę pasję po sześćdziesiątce.



Na treningach przebiegł już blisko 58 tys. km. Wystartował w 536 biegach przebiegając łącznie dystans 7890 km. W przyszłym roku świętował będzie 80. urodziny, 20-lecie biegania i 65-lecie uprawiania sportu

Michał Szkudlarek lubi sprawdzać swe umiejętności i wytrzymałość. W 2005 r. został mistrzem Europy w kategorii powyżej 70 lat w bieganiu po schodach. Na 23 piętro biurowca we Wrocławiu wbiegł w 3 minuty i niespełna 23 sekundy.
   
- Bieg po schodach trzeba trenować, a ja nie mam gdzie, bo mam tylko dwa  stopnie. Chciałem trenować w wieży wodociągowej w Kościanie, ale nic z tego nie wyszło, więc ćwiczyłem biegając pod górkę, ale to nie to samo – mówi, przyznając, że to jeden z najtrudniejszych i wyczerpujących biegów. - Pierwsze pięć pięter pokonywałem w 8 sekund. Biegłem co drugi stopień, a na końcówce już nie mogłem trafić rękoma na poręcze. Coś strasznego. Człowiek jest potwornie zmęczony. Na górze jest restauracja i materace, na których leżało mnóstwo zawodników nie mogąc złapać powietrza – wspomina i ze śmiechem opowiada, jak po zakończeniu zawodów nie mógł nawet pokonać kilku schodów, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Mimo to nie korzystał z dotleniania czy masaży. - Pomógł mi wówczas jeden Słowak. Wyjaśnił, że pod górę powinienem chodzić tyłem, bo pracują wówczas inne partie mięśni. Spróbowałem i pomogło. Tyłem chodziłem przez kilka godzin.
   
W Katowicach wystartował po operacji wszczepienia stentu.
- Nie wiedziałem, że nie mam zdrowia do biegania. Okazało się to trzy lata temu podczas maratonu w Krakowie. Zaplanowałem, że pokonam trasę poniżej czterech godzin, ale po 35 kilometrach coś mi się zaczęło dziać. Słabłem, ale mimo to ukończyłem bieg. Po powrocie poszedłem do lekarza i dostałem pierwszy raz w życiu skierowanie do szpitala – mówi, zaznaczając, że nie mógł zostać, bo musiał odwieźć żonę do domu.

Wypisał się więc na własną prośbę. Nim zdobył kolejne skierowanie wystartował w biegu z Kruszwicy do Inowrocławia. W szpitalu spędził trzy dni. – Zrobili mi badania wysiłkowe i powiedzieli, że już nie będę biegał w maratonach, bo mam zwężoną żyłę na odcinku dwóch centymetrów. Wszczepili mi stent. Miałem odpoczywać przez tydzień, a w drugim zacząć biegać tylko truchcikiem. Już w trzecim tygodniu po zabiegu pojechałem do Grodziska na półmaraton. Lżej mi się biegło.
   
Pięć lat temu planował start w Biegu Katorżnika. Zgłosił swój akces do zawodów i nawet zapłacił opłatę startową, ale ostatecznie nie pojechał, bo – jak przekonuje – szkoda zdrowia.

Nagrody
   
Najcenniejszym trofeum Michała Szkudlarka jest medal zdobyty w szwajcarskich Alpach. Jeden z medali z biegu na 100 km jest w izbie olimpijskiej w Racocie, drugi w Śmiglu. Co roku pan Michał przekazuje jakiś medal lub puchar na licytację podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
   
- Już się po prostu nie mieszczą – tłumaczy. – Kiedyś dostałem trombitę za udział w górskich biegach, ale nawet nie potrafiłem wydobyć z niej dźwięku, dlatego podarowałem ją Młodzieżowej Orkiestrze Dętej w Śmiglu.
   
Wszystkie medale, puchary, statuetki, dyplomy, numery startowe pan Michał gromadzi w małym pokoiku na parterze domu.  Z zawodów przywoził już wiele nagród rzeczowy, ale trombita była najdziwniejszym, jakie otrzymał. Ponadto zdobył już m.in. zestaw kołder, odkurzacz i… samochód marki Mercedes Smart. Była to jedna z dwóch nagród rozlosowanych wśród uczestników jubileuszowego XXV Maratonu Wrocławskiego 2007.
   
- Jeszcze przed startem zauważyłem te dwa mercedesy. Powiedziałem wtedy do kolegi, że przydałby mi się taki mały samochód. Nie chciałem nawet iść na losowanie, tylko posiedzieć i pomoczyć nogi w fontannie. Kolega mnie przekonał. Były tylko dwie minuty na zgłoszenie się po nagrodę, w przeciwnym razie losowanie było powtarzane. Miałem numer 1052, ale wyczytali od razu moje nazwisko – przywołuje z pamięci chwile z kwietnia 2007 r., wskazując wiszący w honorowym miejscu pokoju szczęśliwy numer. – Do tej pory nic nie wygrałem w życiu. Jeszcze wchodząc na scenę prawie się przewróciłem. Okulary mi pogięli i musiałem kupować nowe. Potem były wywiady i zdjęcia. Musiałem pozować z kluczykami w samochodzie.
   
Dopiero trzy dni później, po załatwieniu wszelkich formalności: zapłaceniu podatku i zarejestrowaniu smarta, pan Michał odebrał samochód. Auto do dziś mu służy. Dzięki niemu jest też rozpoznawalny w całej Polsce.
   
W 2006 r. Michał Szkudlarek zdobył pierwszą w historii Nagrodę Specjalną ,,Gazety Kościańskiej” ,,Za umiłowanie sportu’’. Wręczono ją podczas VI Gali Sportu organizowanej przez „GK”.
    W swej kolekcji ma też wiele listów gratulacyjnych i nagród od śmigielskich władz samorządowych.

Codzienne obowiązki

   
Poza bieganiem pan Michał codziennie gotuje sobie obiady. Czasem na obiad wpada syn, chyba że jest w delegacji. Jeszcze „za kawalera” przygotowywał posiłki w rodzinnym domu. Potem obowiązki przejęła żona. Od jej śmierci sam o to dba. W przyszłym roku małżonkowie świętowaliby 55-lecie ślubu.
   
- Dla mnie to przyjemność – zapewnia. – Najważniejsze żeby było z czego coś przyrządzić. Nie wymyślam żadnych potraw, najczęściej jest to kotlet z piersi z kurczaka. Zresztą nie jem za dużo, bo muszę pilnować wagi – zaznacza, wyliczając, że gdy zaczynał biegać ważył 87 kg, dziś utrzymuje 75 kg. – Jak waga podskoczy, natychmiast trzeba zacząć więcej trenować.
   
Dogląda też przydomowego ogródka warzywnego, który – jak przyznaje - w tym roku nieco zarósł. Pomidory ma z własnej folii. Owocują do później jesieni.

Tajemnica sukcesu
   
Po pierwsze trening. Michał Szkudlarek trenuje cztery razy w tygodniu. Kiedyś robił to sześć razy. Przebiega średnio od 10 km do 15 km, a raz w miesiącu 30 km. Biega po bliższej i dalszej okolicy. Znają go dobrze mieszkańcy Wonieścia, Jezierzyc, Nowego Dębca, Nacławia, Bruszczewa, Starego Bojanowa, Śmigla, Ponina. To przez te miejscowości najczęściej przebiega. Trenuje przeważnie przed południem, a wieczorami gdy są upały. Zimą biega po okolicznych górkach na nartach.
  
- Jak jestem w śmigielskim Centrum Kultury, to zawsze pytają mnie czy przybiegłem, czy przyjechałem rowerem. O samochód nie pytają nigdy – śmieje się. – Wiele razy nie chce mi się trenować, ale organizm się tego dopomina. To wchodzi w krew jak alkohol czy inne używki. To jest mój obowiązek, to moja praca. Deszcz czy śnieg trzeba wyjść. Najgorzej jak pada śnieg z deszczem. Jak się idzie, to człowiek się ślizga, ale biegnąc już nie. Trzeba zawsze stawać pełną stopą.
   
Po drugie umiejętne rozłożenie sił.
- Biegając maratony i supermaratony trzeba inaczej rozkładać siły. Nie wolno myśleć o biegu i dystansie jaki pozostał. Ja wolę nie wiedzieć ile za mną i ile przede mną. Trzeba robić wszystko jak na treningach – radzi. - Biegam dla zdrowia. Podstawa to odpowiedni trening i odpoczynek. Nałogów nie mam, ale też nie odmawiam sobie przyjemności kulinarnych. Jem wszystko, nie stosuję żadnej diety. Biorę witaminy i suplementy diety, które kiedyś reklamowałem w ,,Życiu na gorąco’’, magnez i glukozaminę na stawy kolanowe. W czasie biegu piję napoje wysokoenergetyczne.
   
Po trzecie biec własnym, równym tempem.
- Gdy się raz biegnie szybko, raz wolniej, traci się siły i potem trudno się zmobilizować do dalszego wysiłku – przestrzega. - W ubiegłym roku przez kontuzję przebiegłem trasę w czasie powyżej pięciu godzin, gdzie normalnie robię w cztery godziny i trochę, a we Wrocławiu miałem trzy godziny i pięćdziesiąt dwie minuty. Chciałem za wszelką cenę ukończyć ten bieg, bo był czterdziesty i myślałem, że może już w życiu tego nie zrobię. Chciałem biec, ale nie dało rady, nawet truchtać. Mogłem jedynie iść. 

Po czwarte nie przekraczać granicy zdrowego rozsądku i bezpieczeństwa. Radzi, by nie jeść zbyt wiele przed startem.
- Zjadam kromkę chleba z serem i nic więcej. Dzień wcześniej może być makaron – wskazuje. – Po maratonie nawet smaku człowiek nie ma, nic nie smakuje. Trzeba uważać, żeby się nie odwodnić, bo to jest koniec. Na każdym punkcie trzeba się zatrzymać i uzupełnić płyny. Bez względu na to czy się chce pić, czy nie. Nie wolno pić w biegu.
   
Tajemnicy swego sukcesu pan Michał upatruje też w bogatej sportowej przeszłości. Uważa, że gdyby nie to ogólne przygotowanie fizyczne, nie dałby rady.
   
- Jest nas czterech wariatów, dwie dziewuchy i dwóch mężczyzn, którzy zaliczają bieg za biegiem. W czerwcu startowaliśmy w półmaratonie w Śremie, a następnego dnia w Grodzisku. Ja byłem wykończony, a im biegło się lepiej ten drugi półmaraton, ale oni mają po trzydzieści parę lat. Ciekawe czy będą jeszcze biegać mając moje lata – zastanawia się. Zaznacza, że do długości trasy i nawierzchni trzeba wybrać odpowiednie buty.
   
Jedna para butów firmy Asics wystarcza mu na rok. Chociaż nie robią się dziurawe, tracą amortyzację przez co bardziej obciążane są kolana i stawy. Można w nich z powodzeniem wystartować na krótkich dystansach, ale na długich już nie. Pan Michał radzi, by nie startować w nowych butach, lecz wcześniej przebiec w nich kilkadziesiąt kilometrów na treningach.

Autorytet
   
Dla młodszych biegaczy maratończyk z Przysieki bez wątpienia jest autorytetem. Korzystają z każdej okazji, by porozmawiać i wypytać o wszystko. Pan Michał zawsze odpowiada, że nie da się osiągnąć sukcesu w maratonie, czy zacząć trenować po 60 roku życia bez solidnej podstawy ogólnorozwojowej.
   
Żadne z jego dzieci nie biega, choć umiłowanie sportu odziedziczyli po ojcu.
- Syn przebiegł ze mną tylko jeden maraton w Poznaniu i stwierdził, że to nie jest dystans dla zdrowia – przytacza.
   
Dla biegania pan Michał jest w stanie zrezygnować ze wszystkiego. W połowie września planował kolejny start w maratonie wrocławskim, ale musiał zrezygnować, bo został zaproszony na wesele.
   
- Gdyby nie to, że jestem chrzestnym na pewno bym zrezygnował. Co tam wesele, bieg ważniejszy – przekonuje, zapowiadając, że w przyszłym roku z pewnością wystartuje w kategorii 80-latków. W całej Polsce w kategorii 70-79 lat wciąż startuje ponad 50 biegaczy. – Biegam, bo mam z tego satysfakcję, nie dla nagród czy pieniędzy. Najważniejsze to ukończyć bieg. Będę biegał tak długo, jak starczy mi sił.

KARINA JANKOWSKA

43 / 2012 (część pierwsza rozmowy ukazała sie w numerze 42 z 2012 roku)

Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (1)

w dniu 04-11-2012 20:45:50 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Chylę czoła przed tym człowiekiem!!!To coś fantastycznego!!!oby żył Pan wiecznie i pokazywał jak żyć należy!!!

Chylę czoła przed tym człowiekiem!!!To coś fantastycznego!!!oby żył Pan wiecznie i pokazywał jak żyć należy!!!

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.146.206.246

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.