Magazyn koscian.net
11 stycznia 2011Odlot porucznika Kruka
Kierownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kościanie 36-letni por. Józef Kruk – rodem ze wsi Bociany pod Kutnem - dał się mocno we znaki miejscowej ludności. Z zawodu formierz, pracował w małej odlewni żeliwa w Kutnie, tam wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej, działał ponoć w Gwardii Ludowej, skąd droga doprowadziła go do bezpieki.
Jeśli dać wiarę zapisom w aktach IPN organizację urzędu w Kościanie rozpoczął 13 marca 1945 roku, a więc nieco ponad sześć tygodni po wyzwoleniu miasta spod niemieckiej okupacji. Utrzymał się na tej posadzie do 27 czerwca 1945 roku, to jest dokładnie 106 dni. Był to watażka jakich mało: bałaganiarz, pijak, hulaka, awanturnik i – na dodatek - „pies na baby”. Ale dzban wodę nosi dopóty, dopóki się ucho nie urwie.
Co tu ukrywać, kościańskie władze polskie, rekrutujące się głównie z przedwojennych działaczy endeckich i żołnierzy wojskowej konspiracji Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej, nieźle ułożyły sobie stosunki z sowiecką Komendą Wojenną Miasta. Jej szefem był miłośnik twórczości Mickiewicza i Chopina, inżynier mechanik, znawca technologii produkcji czołgów major Armii Czerwonej Aleksandr Nikołajewicz Nesterenko z Ukrainy. Lubiano go za to, że w licznych wtedy „międzynarodowych” konfliktach najczęściej stawał po stronie Polaków; że bardzo surowo karał czerwonoarmistów za grabieże – a za gwałty i zabójstwa kazał rozstrzeliwać sołdatów na miejscu.
Tenże Nesterenko na 24 lipca 1945 roku miał przygotować powiat do utworzenia sowieckiego garnizonu. Wojna się skończyła i żołnierze wracali z frontu – jedni zorganizowani w swoich jednostkach i ze swoimi dowódcami; inni „na dziko”, małymi grupkami grabiąc co się dało, gwałcąc i mordując. Z dokumentów sowieckich wynika, że tworzenie garnizonów w powiatach wielkopolskich miało na celu: przejęcie „trofiejnego” mienia poniemieckiego, ochronę ludności cywilnej przed tak zwanymi zbiegami z Armii Czerwonej i „pomoc” Polakom w tworzeniu władzy. Różnie to bywało, ale w przypadku powiatu kościańskiego ich jednostki – co trzeba przyznać – z reguły nie mieszały się do spraw wewnętrznych i nie brały udziału w walce z niepodległościowym podziemiem.
Sowiecki garnizon
W każdym razie Nesterenko, pozostając w stałym kontakcie z cywilnymi władzami polskimi, przygotowywał powiat na przyjęcie wspomnianego już garnizonu. Nie było to łatwe zadanie - czasu mało, a w powojennych warunkach przyjęcie i zaprowiantowanie dużej liczby wojska nie należało do prostych przedsięwzięć. Wyznaczono 40 miejsc stacjonowania żołnierzy nowego garnizonu. W sumie ok. 2000 ludzi.
Warto w tym miejscu przerwać główny wątek tego artykułu, by po raz pierwszy przedstawić dokument odnaleziony przed laty przez wybitnego regionalistę śp. Mariana Koszewskiego. Jest to „spis jednostek wojskowych A.Cz., stacjonowanych w powiecie kościańskim”. Dokument nosi datę 2 sierpnia 1945 roku i jest podpisany przez wicestarostę kościańskiego Jana Andrzejewskiego, który odpowiadał za sprawy wojskowe. Wynika z niego, że wicestarosta prowadził rozpoznanie sił sowieckich.
Co więc wiemy o sowieckim garnizonie w powiecie? Najpierw to, że największa grupa (1000 żołnierzy, nr jednostki 71125) stacjonowała w Czaczu. I dalej w kolejności alfabetycznej nazw miejscowości: Bojanowo Stare - jednostka nr 56173 i specgrupa kpt. Iwana Wołkowa (7 osób); Borowo – placówka NKWD nr 343, oficjalny cel stacjonowania zapisano jako „nadzór nad hodowlą bobrów”; Czempiń – 8 żołnierzy, podporządkowanych pod komendę powiatu; Głuchowo – specjalny oddział telefoniczny do ochrony wojskowej linii połączeń Berlina z Moskwą; Gorzyczki - dwie grupki; Gryżyna – mały oddział roboczy (karny) do prac fizycznych; Kamieniec – stacja obserwacyjna; Kiełczewo – stacja obserwacyjna NKWD nr 53 559 (7 żołnierzy); Krzywiń – 12 ludzi; Robaczyn (drużyna pilnującą kabla telefonicznego Berlin – Moskwa); Śmigiel – jednostka artylerii pułkownika Kirpinowa (120 żołnierzy), grupa monterów telefonicznych i areszt dla żołnierzy sowieckich (obsada aresztu 20 funkcjonariuszy NKWD); Tarnowo Stare - 14 żołnierzy; Wielichowo - podkomenda i jednostka nr 3066; Wonieść – miejsce gromadzenia zdobywczego bydła (jednostka nr 25 725, ludzi 26, koni 42, stan bydła 118) i Ziemin – grupka 20 żołnierzy wydelegowanych na sianokosy. Inne miejscowości, w których stacjonowali żołnierze sowieccy: Bonikowo, Bucz, Charbielin, Gorzyczki, Jarogniewice, Kokorzyn, Koszanowo, Niełęgowo, Sączkowo, Sepno i Turew.
Serdeczne powitanie
Jedno jest pewne: sowiecki komendant wojenny miasta nie znosił kierownika miejscowej bezpieki i zwykł o nim mawiać: „eto kanalija i lizuch”. Tak więc porucznik Kruk i jego „lewa ręka” maszynista parowozowy chorąży UB Florian Hirsch (urodzony 27 III 1913 w Poznaniu) - ledwie tolerowani przez Nesterenkę, a wyraźnie znienawidzeni przez władze powiatu i miasta – czuli się wyobcowani i donosili przełożonym, że „Kościanem rządzą reakcyjne i klerykalne, obce klasowo elementy, które korzystają z poparcia tutejszej komendy Czerwonej Armii”.
Jak by nie było, Kościan przygotowywał się na uroczyste przyjęcie sowieckiego garnizonu. Ówczesny dziennik lokalny „Biuletyn Informacyjny” w czwartek - 21 czerwca 1945 roku na pierwszej stronie w artykule pt. „Wielka manifestacja przyjaźni polsko – radzieckiej w nadchodzącą niedzielę”, skreślonym piórem redaktora naczelnego, ziemianina, syn generała i właściciela dóbr cichowskich Leona Bukowieckiego pisał m.in.:
„Według informacji zasiągniętych u Komendanta Wojennego Miasta Kościana, większy oddział wojsk Armii Czerwonej wmaszeruje w nadchodzącą niedzielę do Kościana i zostanie tu zakwaterowany. Przychodzą do nas wojska, które w ciężkich zmaganiach idąc od Stalingradu przez Kursk, Oreł, Kijów, wygnały barbarzyńskiego najeźdźcę faszystowskiego z ziem rosyjskich. Przychodzą do nas wojska, które w błyskawicznej ofensywie starły w proch niemieckie linie obronne na Wiśle i runęły na hitlerowską potęgę, pędząc ją przed sobą aż na pradawne polskie granice. Przychodzą do nas wojska, które na skutek genialnych rozkazów marszałka Stalina i marszałka Żukowa, w dziewięć dni zajęły i opanowały miasto żmij – Berlin…Dzisiaj te wojska, które nas oswobodziły, nadchodzą do Kościana. Okażmy im całą naszą wdzięczność. Wmarsz odbędzie się ulicą ks. Surzyńskiego od strony Leszna. Cały Kościan winien utworzyć gęsty szpaler, niech nie zabraknie kwiatów…”.
24 czerwca 1945 roku, piętnaście po jedenastej, ludność miasta wyległa na ulice, by powitać zwycięzców. Nikt nikogo nie zmuszał, nikogo nie musiała sprowadzać milicja i nie było też list obecności. Czy się to dzisiaj komu podoba, czy też nie, była to manifestacja spontaniczna, radosna i imponująca, bo wtedy powszechnie panował taki nastrój.
Jeleń dostał w pysk
Po południu sowiecki komendant zorganizował przyjęcie. Byli na nim dowódcy garnizonu, przedstawiciele polskich władz powiatu i miasta, a między nimi wicestarosta Jan Andrzejewski, I sekretarz powiatowy PPR Stefan Bech, przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej, żołnierz Armii Krajowej Ignacy Minta oraz porucznik Kruk ze swoim podwładnym Hirschem, zwanym potocznie Jeleniem. Po wspólnym obiedzie – jak to wtedy bywało, a i dzisiaj też bywa, nadeszła pora na towarzyskie spotkanie i wzajemne toasty. Oficerowie sowieccy przepijali zdrowie wicestarosty, a ubecy siedzieli w kącie i pili z podrzędnymi sołdatami.
Z zachowanych dokumentów i z relacji śp. Ignacego Minty daje się odtworzyć następujący przebieg zdarzeń. Kiedy już wielu znajdowało się „na dużej fali” do głosu zgłosił się porucznik Kruk i chwaląc zasługi Armii Czerwonej stwierdził, że wicestarosta Andrzejewski nie jest godzien przebywać w tak zacnym gronie, bo był zdrajcą i wysługiwał się Niemcom. Było to kłamstwo i oczywista prowokacja, bo - pod względem narodowym i patriotycznym - wicestarosta był czyściutki i pozostawał poza wszelkim podejrzeniami.
Z tajnego pisma starosty kościańskiego Karola Fischbacha do wojewody poznańskiego, napisanego następnego dnia po incydencie:
„W czasie zebrania towarzyskiego i rozmów kierownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kościanie porucznik Kruk zarzucił wicestaroście wobec całego towarzystwa, że był „Leistung Pole” (wydajnym, służącym Niemcom Polakiem – dop. J.Z.). Wicestarosta zareagował na to słownie, energicznie, wypraszając sobie podobne zarzuty nieuzasadnione i zażądał przeproszenia. Porucznik Kruk po chwili zebranie opuścił. Wicestarostę odwiózł własnym samochodem pułkownik sowiecki, który jest dowódcą oddziałów garnizonowych. W towarzystwie sekretarza powiatowego PPR Stefana Becha (też był żołnierzem AK – dop. J.Z, ) odprowadzili starostę do jego mieszkania i tam uspakajali go za doznaną przykrość i przepraszali go…”.
Z relacji Ignacego Minty:
„Jasiu Andrzejewski to było wielkie, spokojne, poczciwe chłopisko – 100 kilka kilo żywej wagi, pod dwa metry wzrostu; Kruk przy nim to fizyczna lichota. Na przyjęciu siedziałem obok Jasia i po wystąpieniu szefa ubeków pierwszy i ostatni raz widziałem go w takim stanie. Wstał zdenerwowany, rzucił „mięsem” i zażądał natychmiastowych przeprosin. Mocno podpici Kruk i Hirsch śmiali się i opowiadali coś usługującym nam sołdatom. To wszystko działo się szybko. Jasiu wstał podszedł do nich i dał w pysk śmiejącemu się Hirschowi. Zrobiło się zamieszanie. Pułkownik Kirpinow stwierdził, że „eta swołocz” popsuła nam całe spotkanie i osobiście odwiózł wicestarostę do domu. W kilku poszliśmy do Jasia, żeby przeanalizować całe to zajście…”.
Krótko przed północą do mieszkania Jana Andrzejewskiego w Kościanie przy ul. Mickiewicza 4 wtargnęło dwóch uzbrojonych ubeków – poustawiali wszystkich pod ścianą, powywracali szuflady, aresztowali wicestarostę, osadzili w areszcie i rozpoczęli przesłuchanie.
Z relacji Ignacego Minty:
„W tamtej nocy siedzieliśmy u Jasia, we czwórkę – byli na pewno Stefan Bech i przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej. Antek Borowski, ktoś jeszcze; nie pamiętam kto. Nagle wpadło dwóch szaleńców z pepeszami, zrobili bałagan i zabrali/wicestarostę ze sobą. Skontaktowaliśmy się natychmiast ze starostą Fischbachem i z Nesterenką. Nesterenko dosłownie się wściekł: – To jest już koniec tego Kruka… Czekaliśmy niedługo – może po dwóch godzinach przywieźli go ci, którzy go zabrali i za „pomyłkowe” najście przepraszali…”
Z tajnego pisma starosty Fischbacha do wojewody:
„Kilka minut przed 24-tą zjawiło się w mieszkaniu wicestarosty 2 funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kościanie i w obecności gości uderzyło go kilka razy w twarz i zabrali do samochodu do Urzędu Bezpieczeństwa. Po zgłoszeniu mi wypadku natychmiast telefonicznie zwróciłem się do sowieckiej Komendy Wojennej z protestem oficjalnym i z prośbą o interwencję z zadaniem spowodowania natychmiastowego zwolnienia wicestarosty z aresztu. Rozmawiałem z zastępca komendanta wojennego kapitanem Czuwilinem. Tenże od razu przyrzekł mi interwencję, a po chwili zatelefonował z prośbą o osobiste moje przybycie do niego, dokąd natychmiast się udałem o godz. 12.30 w nocy. Po chwili wysłany z komendy wojennej oficer spowodował przybycie porucznika Kruka wraz z wicestarostą. Po ostrej wymianie zdań między kapitanem Czuwilinem a porucznikiem Krukiem, oświadczył mi por. Kruk na moje pytanie, że wicestarosta jest zwolniony z aresztu. Na pytanie moje, co było powodem aresztowania, oświadczył, że na przyjęciu w komendzie wojennej wicestarosta uderzył w twarz kierownika oddziału III UBP. Co było powodem uderzenia – odpowiedzi nie podał. Jako świadków rzekomego uderzenia w twarz powołał porucznik Kruk komendanta wojennego majora Nesterenko oraz jego żonę. Osobiście dzisiaj (to jest w poniedziałek rano – dop. J.Z.) udałem się do majora Nesterenki z zapytaniem, czy powyższy fakt odpowiada rzeczywistości. Major Nesterenko z oburzeniem i stanowczo zaprzeczył, oświadczając mi równocześnie, że i on występuje w tej sprawie przeciwko osobom z UBP. Należy jeszcze dodać, że po przybyciu zaaresztowanego wicestarosty do UBP, tenże został tam uderzony w twarz przez porucznika Kruka. Sam stwierdziłem zakrwawienie koło nosa i opuchnięcie nosa u wicestarosty. Zaznaczam, że następnie porucznik Kruk częstował wicestarostę alkoholem, domagając się pogodzenia…”.
Speckontrola z województwa
W onże poniedziałek, w południe porucznik Kruk napisał swoje ostatnie, okresowe, tym razem krótkie, sprawozdanie. O incydencie z wicestarostą w nim nie wspomniał, chwalił się jedynie, że ciężko pracował przez cały tydzień i udało mu się pozyskać 19 tajnych informatorów. Około godziny 17-tej zjawiła się w Kościanie „speckontrola” w osobach wysłanników majora Stefana Antosiewicza – szefa poznańskiej bezpieki. Od tego czasu Kruka w mieście już nie widziano – został zawieszony w obowiązkach.
Kontrola w urzędzie trwała dwa tygodnie. Życzliwych informacji udzielał Hirsch, który dziwnym zbiegiem okoliczności nijak nie mógł sobie przypomnieć, że dostał w pysk. Kontrola wykazała, że porucznik Kruk to kompletny alkoholik; że największym zaufaniem darzy Niemkę, która przyjął na etat do UB i z nią – jak to delikatnie napisać – współżyje cieleśnie; że stosuje bezprawne konfiskaty, nie rejestruje ich w odpowiednich dokumentach i że w ogóle w papierach panuje niesamowity nieład.
Długo nie trwało, a 11 lipca 1945 roku mjr Stefan Antoniewicz wydał personalny rozkaz nr 12. Napisał w nim, że „obywatel Józef Kruk w czasie pełnienia funkcji kierownika UBP w Kościanie dopuścił się czynów bezprawnych i karygodnej swawoli”. Uzasadnienie zawierało pięć zarzutów: 1. Aresztował bezpodstawnie wicestarostę Jana Andrzejewskiego, znieważył go i pobił. 2. Napadł w nocy na naczelnika Urzędu Pocztowego, pobił go, a urzędniczkę pełniącą dyżur nocny, grożąc jej rewolwerem, uderzył w twarz. 3. Urządzał libacje w gmachu Urzędu Bezpieczeństwa, demoralizował podwładnych, podkopywał autorytet urzędu. 4. Wprowadził do urzędu Niemkę, która miała wgląd we wszystkie sprawy, przez co spowodował dekonspirację urzędu. 5. Dopuścił się nadużycia władzy poprzez nieuzasadnione rekwizycje spirytusu w gorzelni w Kurzejgórze, nie prowadził protokołów z rewizji zatrzymanych osób, nie założył księgi depozytów i księgi magazynowej.
Major Antosiewicz – absolwent szkoły NKWD pod Moskwą – rozkazał co następuje: „Za nadużycie władzy, samowolę i nieposzanowanie praw usunąć Kruka Józefa z aparatu Bezpieczeństwa Publicznego i przekazać sprawę do Sądu. Uprzedzić wszystkich mnie służbowo podległych funkcjonariuszy Bezpieczeństwa Publicznego, że będę tępił tego rodzaju wybryki i nadużycia z całą surowością. Rozkaz niniejszy podać należy do wiadomości wszystkich funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa”.
Wicestarosta Jan Andrzejewski (ur. 21 VI 1895 roku w Pruszkowie koło Wielichowa) zmarł w Kościanie 13 listopada 1970 roku; po Kruku wszelki ślad zaginął. W dostępnych nam dokumentach nie ma o nim dalszych wieści.
JERZY ZIELONKA
Gazeta Kościańska 01/2011
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Bardzo ciekawa opowieść.