Magazyn koscian.net
11 lipca 2012Różnić się pięknie i mocno
Zgodnie z obietnicą wracam do spotkania z byłym redaktorem naczelnym „Tygodnika Powszechnego”, ks. Adamem Bonieckim. Do tematu wracam, bo warto. Są bowiem ludzie, z którymi można się zgadzać lub nie, ale nie wysłuchać ich to grzech
Kogóż tam nie było? Księża i świeccy, wierzący i niewierzący, czytelnicy „Tygodnika Powszechnego” i tacy, którzy tylko o nim słyszeli. Co ich łączy? Nie wiem. Może to, że uważają ks. Bonieckiego za kogoś mającego coś ciekawego do powiedzenia. Niektórzy z internautów zwrócili uwagę, że na spotkaniu nie pojawił się nikt z władz miasta i powiatu. Nie robiłbym z tego problemu. Jak trafnie ktoś zauważył – obecność burmistrza czy starosty komentowana byłaby jako próba lansowania się. Tak więc, tak źle i tak niedobrze. Może mieli pilniejsze sprawy, a może po prostu ich to nie interesowało. Nie widzę w tej nieobecności żadnej demonstracji polityczno-światopoglądowej. Jako osoba mająca sporo wiary w ludzi nie podejrzewam nikogo o taką małostkowość.
A co do samego spotkania. Norwid w jednym z listów do przyjaciela napisał: „Umiemy się tylko kłócić albo kochać, ale nie umiemy się różnić pięknie i mocno”. To było napisane 150 lat temu o nas, Polakach. Czyżbyśmy dziś, rozglądając się wokół nie mogli tego powtórzyć? Jeśli miałbym najkrócej wyrazić to co mówi nam Adam Boniecki, posłużyłbym się tym właśnie cytatem z Norwida. Otóż ks. Boniecki pokazuje, że można się różnić i pięknie i mocno. Wygłasza ostre sądy, ale nie upokarza swych adwersarzy, nikogo nie odsądza od czci i wiary, on mówi co najwyżej, że się z kimś nie zgadza i przedstawia argumenty. Pokazuje, jak powinna wyglądać dyskusja. Powinna wyglądać, ale nie wygląda. Trudno nie zauważyć, że niemal każda debata publiczna polega na obrzucaniu się błotem, a nie na wymianie argumentów.
Niestety, lekcji z pięknego różnienia się niektórzy nie odrobili. Bo jak zrozumieć wpis internauty, że Adam Boniecki jest „kimś komu Bóg odebrał na starość rozum, lub też jest zwyczajnym nierozliczonym komunistycznym konfidentem!”. Mógłby oczywiście dodać parę epitetów w rodzaju sługus Moskwy, sprzedawczyk czy zaprzaniec. Tylko o czym to świadczy? Chyba tylko o tym, że autor tych słów nie ma nic do powiedzenia.
„Mocno się różnić” w wydaniu Bonieckiego oznacza nazywać rzeczy po imieniu, a nie klajstrować rzeczywistość. Jedna z forumowiczek na kościańskich stronach internetowych pisze o Bonieckim: „on i jemu podobni dzielą Kościół”. Różnie można rozumieć ewangeliczne słowa o jednym pasterzu i jednej owczarni (Jan, 10.16), ale udawanie, że nie ma różnic w Kościele nie czyni jeszcze jednej owczarni. W owczarni, taką jak ją widzi Boniecki, jest miejsce dla różnych ludzi, zaś według jego oponentów miejsce w niej jest tylko dla tych, którzy są tacy sami jak oni. Swoje poglądy Boniecki przedstawia jako jedne z wielu możliwych, a jego przeciwnicy są przekonani, że to oni mają monopol na prawdę, na bycie katolikiem, chrześcijaninem, Polakiem, człowiekiem. Owieczki z ich owczarni miałyby być niczym słynna sklonowana owca Dolly, wierną kopią, wykonaną według jednego wzorca. Nie trzeba chyba dodawać, jak ma wyglądać ten wzorzec.
W sporze między tymi, którzy myślą tak jak środowisko Tygodnika Powszechnego ( a więc i Boniecki) i tymi, którym bliższy jest Nasz Dziennik, i jedni i drudzy powołują się na nauczanie Jana Pawła II. Być może nie wszyscy wiedzą, że na łamach jednego z tych pism papież pisywał, jeszcze jako Karol Wojtyła, że wśród redaktorów tego pisma miał wielu przyjaciół. Tym pismem nie był jednak Nasz Dziennik.
Model
nr 27/2012
Zgłaszasz poniższy komentarz:
A spasieni biskupi ryja mu kazali zamknąć i tyle w tym temacie. Bo mówił Prawdę.