Magazyn koscian.net
15 marca 2011Schronisko w Gaju
O tym, że działo się tu źle, wiedziało wiele osób. Dziś cierpienie zwierząt w tym miejscu to już tylko złe wspomnienie. Opiekę nad schroniskiem przejęli ludzie, którzy chcą stworzyć psom prawdziwy dom pełen miłości
Schronisko położone jest na uboczu wsi Gaj, przy drodze Stary Gołębin - Śrem. Na miejsce zajeżdżamy w piękny, słoneczny dzień. Żeby się tu dostać trzeba przejechać spory odcinek ubitą, polną drogą. Jeszcze przed wejściem do środka słychać poszczekiwania psów. Bramę otwiera nam uśmiechnięty pan Michał Błaszak, który każdą wolną chwilę poświęca schronisku.
Jak tylko przechodzimy przez próg obskakuje nas chmara psów. Każdy z nich chce zwrócić na siebie naszą uwagę, by załapać się na na odrobinę czułości.
- Ta, co wisi na pani nodze to „mamuśka”. Trafiła do nas z kilkoma szczeniakami. Stąd jej imię. Jest naprawdę kochana i słodka – wyjaśnia pan Michał.
Mamuśka patrzy na nas swoimi czarnymi oczami, które wypełnia potrzeba miłości.
- Czworonogi, które biegają po podwórku są bardzo łagodne. Staramy się, by każdy z przebywających u nas psów codziennie wychodził na spacer. Wyprowadzamy je partiami i puszczamy luzem. To przepiękny widok kiedy przez pole biegnie „banda” psiaków. Kiedy któryś z nich nie ma ochoty na dalszą wędrówkę wraca sam do schroniska. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by jakiś nam uciekł. To mądre stworzenia, które opiekują się sobą nawzajem – opowiada woluntariusz.
Schronisko w Gaju jeszcze w latach 2006 – 2009 znajdowało się na „czarnej liście schronisk” Biura Ochrony Zwierząt.
- Działy się tu naprawdę drastyczne rzeczy. Aż strach o tym pomyśleć. Na szczęście nam udało się to zmienić. Odkąd miejsce przejęła Fundacja „Dr Lucy” psiaki są tu zadbane i kochane. Fundacja ogólnie mówiąc zajmuje się problemami bezdomności zwierząt. Jej istnienie zawdzięczamy osobie o złotym i wrażliwym sercu, pani Lucynie Własińskiej. Bez jej bardzo wielkiego zaangażowania i dużych środków finansowych nie bylibyśmy wstanie zrobić tego, co się już udało zdziałać – opowiada opiekun.
W schronisku znajduje się obecnie około 100 psów. Wszystkie przebywają w specjalnych, dopiero co wyremontowanych pomieszczeniach.
- Na jeden kojec przypada od dwóch do czterech psów. Wszystko zależy od ich wielkości i charakteru. Budy są specjalnie ocieplane. Kiedy jest bardzo zimno dosypujemy do środka siana aż po sam dach, żeby biedaki nam nie marzły – wyjaśnia miłośnik czworonogów.
Kiedy zwiedzamy dalszą część schroniska psy znacznie się ożywiają i zaczynają szczekać. Każdy z zainteresowaniem wlepia w nas swój wzrok i wystawia pyszczek przez ogrodzenie. Pan Michał stara się pogłaskać każdego z nich.
- No już Azorek, spokojnie – zwraca się do niedużego kundelka, który niesamowicie ujada – Te psy są naprawdę kochane. Traktujemy je, jakby były nasze. One potrzebują wiele miłości – kontynuuje pan Błaszak.
Skąd trafiają tu czworonogi?
Po zwiedzeniu części, w której przebywa większość psów, przenosimy się do wnętrza budynku. W środku panuje straszny chłód. Za to jest czysto i schludnie. Samo pomieszczenie nie jest w najlepszym stanie, ale widać znamiona niedawnego remontu.
- Jakiś czas temu odnowiliśmy dach. Udało nam się także wymienić część okien. Jesteśmy oczywiście uzależnieni od pieniędzy, a starcza naprawdę na niewiele – tłumaczy nasz przewodnik.
Dalszą rozmowę prowadzimy już w jedynym ogrzewanym tu pomieszczeniu. Pokój jest skromny, ale za to ciepły.
W jaki sposób psy trafiają do schroniska?
- Mamy podpisane umowy z gminami: Śrem, Czempiń, Dolsk, Książ Wlkp, Brodnica, Kościan i Kórnik. Psy wyłapywane na tych terenach trafiają do nas. Oczywiście ludzie także sami podrzucają nam zwierzaki. Czasami przychodzą i tłumaczą, że pies się przybłąkał. Takie sytuacje są naprawdę smutne, ale lepiej jak przyprowadzą je do nas niż zostawią na pastwę losu, gdzieś w lesie - kontynuuje mój rozmówca.
Z samego Kościana w zeszłym roku do schroniska trafiło 30 psów.
- Gmina Miejska Kościan do porozumienia międzygminnego dotyczącego schroniska dla bezdomnych zwierząt w Gaju dołączyła w 2008 roku. W zeszłym roku na jego utrzymanie wydaliśmy czterdzieści cztery tysiące złotych. Początkowo wyłapywaniem psów zajmowała się odrębna firma. Teraz robią to pracownicy schroniska w Gaju. Dzięki temu zaobserwowaliśmy spadek liczby bezpańskich psów błąkających się na terenie miasta – wyjaśnia Jerzy Frąckowiak, naczelnik wydziału Ochrony Środowiska i Działalności Gospodarczej Urzędu Miasta w Kościanie.
Każdy nowo przybyły mieszkaniec schroniska, czy to z Kościana czy innej miejscowości, trafia na kilka dni na obserwację i przechodzi rutynową procedurę. Zostaje on odpchlony i zaszczepiony przeciw wściekliźnie i wirusom. Jeśli piesek znajduje się w złym stanie przewożony jest do lecznicy w Śremie.
- No, niestety, psiaki często trafiają do nas w opłakanym stanie. Niedawno pogotowie dla zwierząt przywiozło nam owczarka coli. Pies miał obrożę wrośniętą w szyję. To był okropny widok. W tej chwili przebywa on w domu kierowniczki – uśmiecha się Michał Błaszak. – Nie wszystkie mają jednak tyle szczęścia. Wiele z nich zwyczajnie umiera. Jestem ogromnym miłośnikiem psów, a okrucieństwo, z którym czasami się spotykam bardzo mnie wzburza. Uważam, że wszyscy powinniśmy walczyć z bestialstwem wobec zwierząt, dlatego popieram akcje, w których media napiętnują to zjawisko.
Pokój, w którym rozmawiamy, odgrodzony jest od pozostałej części pomieszczeń wielką szybą. Co jakiś czas, któryś z psów przykleja do niej swój nos i badawczo obserwuje co dzieje się w środku. Tu nie tylko pracownicy troszczą się o psy, ale i psy o swoich opiekunów.
- Za miłość odpłacają miłością. Tylko nie wszyscy potrafią to docenić – dodaje.
Psy czekają na nowy dom
Jedyną szansą na normalne życie dla tych psów jest znalezienie im nowych domów. W latach 2008 – 2010 schronisko przygarnęło ich 932 z czego udało się oddać do adopcji aż 803.
- To nasz ogromny sukces. Wiele zawdzięczamy portalom internetowym, które okazują się bardzo pomocne. Za pośrednictwem różnych organizacji, czy to formalnych, czy nieformalnych, ludzie w ogóle się o nas dowiadują. Ogromny wysyp adopcji mieliśmy zwłaszcza na przełomie roku. Taki piesek, zanim trafi do nowego opiekuna, zostaje wysterylizowany. Oczywiście wielu ludzi samych pokrywa koszty zabiegu, by w ten sposób jeszcze bardziej odciążyć nasz budżet. Psy, niestety, czasami wracają do nas z powrotem. Dlatego ludzie powinni dobrze się zastanowić zanim podejmą decyzję o adopcji – tłumaczy Michał Błaszak.
Oprócz domów adopcyjnych istnieją również domy tymczasowe. Są to miejsca, gdzie trafiają nowo przybyłe, schorowane psy lub te po „przejściach”, które nie radzą sobie w trudnych warunkach schroniska. Tam czekają na dom adopcyjny.
Im piesek starszy tym mniejsze szanse na znalezienie nowego właściciela. Bywa, że niektóre z nich zostają tu do końca swojego życia.
- Ja jestem zwolennikiem starych psów. Uważam, że chociaż na starość coś im się od życia należy – stwierdza wolontariusz.
Z miłości do zwierząt
W schronisku pracują ludzie, którzy kochają psy. Opiekują się nimi i dbają o to by niczego im nie brakowało. Pięciu z nich jest pracownikami na etacie. Reszta to ludzie, którzy przyjeżdżają i pomagają. Oczywiście za darmo. Najwięcej wolontariuszy jest w średnim wieku. Przychodzi także dużo młodzieży, zwłaszcza z gimnazjum. A jest co robić. Psy trzeba nakarmić, napoić i wyprowadzić na spacer.
- Oczywiście trzeba również po nich posprzątać, a jest po czym, bo to „mali bałaganiarze”- śmieje się pan Michał – Wolontariusze bardzo pomagają. Tu nie ma ludzi, którzy mogliby skrzywdzić któregoś z nich. Jeśli ktoś dopuściłby się przemocy zostałby od razu zwolniony z pracy. Może brak tu eleganckich pomieszczeń, ale jest serce i miłość dla tych nieboraków – podsumowuje już z poważna miną mój rozmówca.
Pan Michał również jest wolontariuszem, który za swoje zaangażowanie i pracę nie bierze ani grosza. Na co dzień pracuje jako urzędnik resortu finansów i mieszka w Mosinie. Do schroniska przyjeżdża dwa razy w tygodniu.
- Rok temu zdecydowałem się na adopcję psa i tak tu trafiłem. Bigiel, który stał się członkiem mojej rodziny, ma „trudny” charakter. Musieliśmy okazać mu wiele cierpliwości i czułości. Teraz nie żałuję, ale droga do sukcesu nie była łatwa – wspomina adopcyjny „tata”.
Schronisko otrzymuje ogromną pomoc od prywatnych ludzi, ale także wielu organizacji polskich i zagranicznych.
- Ostatnio grupa ludzi z Rawicza przywiozła nam starym, strażackim wozem dwie i pół tony karmy. I to nie byle jakiej, a porządniej. Często otrzymujemy dary z zakładów mięsnych czy rzeźni. To przecudowny widok kiedy mały piesek ciągnie za sobą kość większą od niego. Tego typu wsparcie bardzo doceniamy.
Co dalej?
Pomimo, że schronisko znajduje się w trudnej sytuacji materialnej są plany na przyszłość. Należy wymienić resztę okien i zrobić ogrzewanie, żeby w środku było ciepło. Aby przyciągnąć uwagę opinii publicznej prowadzone jest wiele akcji.
- W tym roku na dniach Śremu planujemy organizację loterii. Jej sponsorem jest właścicielka Fundacji „Dr Lucy”. Nie mamy z tego praktycznie żadnych korzyści finansowych za to są medialne. Społeczeństwo dowiaduje się o naszym istnieniu, o tym że są psy, które czekają na ich pomoc – tłumaczy wolontariusz.
Oprócz unowocześnienia schroniska dla psów, będzie zbudowana kociarnia. Oczywiście dzięki sponsorom, którym nie jest obojętny los bezdomnych kotów.
- Czekamy na każdą dobrą duszę, która chciałaby podarować zwierzakom nie tyko miskę karmy, ale też trochę serca, a gwarantujemy, że odwdzięczy się swojemu panu lub pani po wielokroć, do końca swego krótkiego życia – zapewnia pan Michał.
Katarzyna Zaworska
Gazeta Kościańska 10/2011
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Pozdrowienia dla wolontariuszy ! Podziwiam wasze oddanie zwierzakom