Magazyn koscian.net
29 Mar 2024Wielkanocny tydzień w międzywojennym Kościanie...
W Wielkanoc AD 2024 ponownie sięgamy do książki „Młodość została nad Obrą” Adama Tomaszewskiego, który w roku 1969 tak opisywał wielkanocne przygotowania w przedwojennym Kościanie...
Wielki poniedziałek. Sprzątają ostro, ze szwungiem, u bogaczów i u biedoty, sprzątają dokumentnie, „do gruntu”, w całym miasteczku. U Szafranków, Wypychów, Banaszaków, Kaczorów, Nowaków, Smoczyków, Korbików, Michalaków, Spornych, Koniecznych, Kubiaków, Wytyków. Powynoszono na podwórka „sipialki”, komody, szyfonierki, kanapy, „leżanki” - jakby całe miasto szykowało się do wielkiej przeprowadzki. Po ogródkach wietrzą się pierzyny, „wsypy”, poduszki, kołdry i derki, kaftaniki, barchany i inne „dyrduny”, karakuły i „sile”.
Ciepły wieczór idzie ulicami. Kopią jeszcze poniektórzy na działkach, ciągną piwo po knajpach, cieszą się: tera to już i kipnąć przyjdzie zimie.
Tylko dziadek-bywalec, weteran wielu szlaków, nie dał się zwieść pozorom wiosny. Wie przecie kto nie głupi, że w marcu jak w garncu. Słoneczkiem zwiedzie, wiaterkiem ciepłym, kwiotkami, potem jak w gnatach nie łupnie. Najlepsze na takiego zaklęcie dziadowskie stare ale pewne: „Kra – krę – mija. Śpi – tu – lis. Odzieża – rzadka. Wiatr – gęsty. Proooo” z tym „prooo” rzuconym jak bluźnierstwo wiosennej nocy wlazł czym prędzej pod baranicę.
Wielki wtorek. Wielka środa. Po sklepach spożywczych słychać bez przerwy: cukier miałki... migdałów... koryntek choć gosztkę... sultańskie, mają być świeże... rumowej esencji, mąki pszennej... waniliowego olejku.
W piekarniach Skorackiego, Kasztelana, Pawełkiewicza tłok już od rana. Kobiety i wyrostki obojga płci znoszą blachy, tortownice, gliniane formy, nawet donice, nawet „garnyszki” z dobrze wyrosłym ciastem. Placki z kruszonką, z serem, z powidłami, z rodzynkami, baumkucheny, czyli „dziady”, mazurki cygańskie, królewskie, kruche, bakaliowe, z nugatem, marcepanowe, „kokosowe”, torty z przepisu ciotki Walerki „co pół życia była u Turnów, napatrzyła się różności, wiedziała od czego muchy zdychają”, baby drożdżowe, „na proszku”, puchowe, waniliowe, jajeczne.
Na każdym placku czy babie - kartka z pięknie wykaligrafowanym nazwiskiem. Pilnuje się tych kartek jak oka w głowie. Pamiętają tu wszyscy co przydarzyło się kiedyś Jankowskim. Tym z Rynku. Przyszli pod wieczór po placki - nie ma! Szukał piekarz i piekarczyki Jankowscy, pomagał kto mógł, nie znaleźli. Wyjął kto owe kartki, wymienił, wypadły same? Niewiada. Musieli piec od początku, mało nie pochorowali się ze zgryzoty.
Wielki czwartek. Umilkły dzwony. Od świątyń idzie powaga, skupienie, smutek, dostojeństwo. Nad światem zawisł już cień Golgoty.
Wielki piątek. Masowe wędrówki na „groby”. Do Fary, do Kaplicy Pana Jezusa, do św. Krzyża. Zmieniają się straże. Harcerze, rezerwiści. strażacy, P.W. Palmy, oleandry, kwiaty, migocą lampy, pełgają płomyki świec. Na klęczkach posuwamy się razem z tłumem ku nogom Ukrzyżowanego.
Wielka sobota. Święcone już gotowe. Z bukszpanowego lasu wyzierają przygotowywane przez cały tydzień wspaniałości. Stoimy przed domem, na czatach. Ukazał się już ksiądz wikary w asyście chłopaków w komżach. Zaczęli święcenie od naszej strony Rynku, są teraz u Naskrętów.
Po południu, pod wieczór, na ulicach wystrojone tłumy. Rewia szyku skopiowanego z „żurnali” i z „Bluszczu”, podpatrzonego na poznańskiej „Plajcie”. Bolerka i kostiumy, woalki i toczki; buziaki świeże jak fiołki przypięte do płaszczyków. W ubiorach męskich znać solidną pracę miejscowych krawców. Jasne „raglany” i garnitury, leszczkowskie i bielskie materiały, wywatowane ramiona, „wyłożone” należycie w pracowniach panów Kołodziejczyka i Trzebińskiego kieszenie i rękawy.
Ukłony, uśmiechy, powszechna radość. Kończy się okres umartwień, idzie wiosna, idą świąteczne atrakcje. Mało jest takich co biadolą, co markotnie przyglądają się jasnym wokoło twarzom. Bo jednak są i tacy; na przykład Wojtek, parobczak z Kiełczewa. Wręczyła mu matka koszyk ze święconym i przykazała uroczyście:
- Biegej Wojtuś do Fary. Ksiądz mówieł w niedzielę ze świeci dziś od połednia. Tylko dla wsiów.
Ale Wojtuś jak to Wojtuś. Zadał się po drodze z chłopakami, rzucał kamieniami na glapy- kiedy zmiarkował że już późno i pognał do miasta - zastał pusty kościół i księdza ani śladu.
Postawił koszyk na kamiennej posadce i zamedytował się frasobliwie. Ce tera? Przyznać się rodzicielce z niewypełnienia tak ważnej misji? Dunderowania bydzie co niemiara, przezywania od głuptoków i cieloków. Rozejrzał się uważnie po kościele. Sporo osób klęczało przy grobie, w kruchcie – nikogusieńko.
- Hale, widzioł to ta mnie kto? Przycupil na cygaństwie? Jak nima włodorza to się bierze skotorza.
Odsunął bieluchny ręcznik okrywający wierzch koszyka. Wyjrzały spod płótna głowizna, pęto kiełbasy, placek, kraszone jajka, garnuszek masła, chrzanu „końdek”, sól w papierku. Raz, jeszcze obleciał ślepiami wszystkie kąty. Podszedł do kropielnicy, zaczerpnął pełną garścią:
Jajoki placoki
kropie wos święconą wodą
bierę koszyk
idę dodom.
Powyższy fragment pochodzi z pierwszego krajowego wydania książki Adama Tomaszewskiego „Młodość została nad Obrą”, które ukazało się w roku 1996 nakładem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kościanie. Tytuł fragmentu od redakcji.
Adam Tomaszewski (1918-2005)
Urodził się 9 sierpnia 1918 roku w Kościanie. Był absolwentem Gimnazjum im. Św. Stanisława Kostki w Kościanie, w którym działał aktywnie jako harcerz.
Przed wojną rozpoczął studia w Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie i w Warszawie, gdzie ukończył Podziemną Szkołę Podchorążych Piechoty. Jako żołnierz Armii Krajowej brał udział w Powstaniu Warszawskim. Po jego klęsce dostał się do niewoli. Były to najsroższe obozy jenieckie w Sandbostel i Westertimke. Po ich wyzwoleniu przebywał jako porucznik Oddziałów Wartowniczych w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech. W 1948 r. wyjechał do Kanady i pozostał w niej na stałe. Przez wiele lat pracował tam fizycznie i uczył się. Ukończył studia slawistyczne na uniwersytecie w Ottawie.
Mieszkał w Toronto. Był tam aktywnym działaczem emigracyjnym, szczególnie zaangażowanym w działalności edytorskiej i wydawniczej. Wraz z żoną Jadwigą Jurkszus, znaną dziennikarką, współredagował Dodatek Literacki ,,Prąd’’. Był również jednym z założycieli Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie. Był redaktorem ,, Głosu Polskiego’’ i członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie.
Napisał i wydał jedenaście książek, w tym trzy o Kościanie – rodzinnym mieście (,,Młodość została nad Obrą’’, ,,Gorzko pachną piołuny’’, ,,Gdzie jesteś Itako’’). Wydrukował półtorej setki reportaży, felietonów, szkiców, opowiadań w wielu pismach emigracyjnych.
Rada Miejska Kościana w 1997 r. nadała Adamowi Tomaszewskiemu Honorowe Obywatelstwo Miasta Kościana. Zmarł 9 sierpnia 2002 r. w dniu swych 84 urodzin. Od 2005 roku jest patronem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kościanie.