Magazyn koscian.net
2010-02-11I nie pozostał nawet kamień na kamieniu (foto)
W połowie 1941 roku landrat kościański (niemiecki starosta powiatowy), doktor ekonomii i prawa, fanatyczny nazista - Helmut Liese, rodem z Opladen w Nadrenii, wydał decyzję o rozbiórce jednego z najbardziej wartościowych zabytków Kościana – kościoła pod wezwaniem Świętego Krzyża. To była zbrodnia niebywała, popełniona na perełce kultury polskiej miasta.
Pierwsi byli Szwedzi
W powojennych rejestrach historycy sztuki nie określili w markach czy w dolarach wielkości straty, jaką poniosły parafia farna i miasto w wyniku zniszczenia tego kościoła. Wiadomo było tylko, że strata to niewyobrażalna, nieoceniona, trudna do finansowego obliczenia i że nie ma takiej kwoty, która mogłaby wynagrodzić ten akt wandalizmu, zarządzony przez urzędnika niemieckiego świadomie i z wyrachowaniem. Świętościami handlować nie uchodzi, ale warto wiedzieć przynajmniej, że w świetle dzisiejszych cen XV-wiecznych dzieł sztuki na wolnym rynku światowym, wartość kościańskiego kościoła św. Krzyża z całą zawartością sięgałaby teraz zapewne ok. miliarda złotych polskich.
Świątynia ta miała bowiem wielowiekową tradycję. Myśl „wyszła” od władz królewskiego miasta Kościana, które w 1396 roku zwróciły się do papieża Bonifacego IX (to ten sam, który poparł Polaków i Litwinów w walce z Zakonem Krzyżackim) o zgodę na zbudowanie kaplicy pod wezwaniem Świętego Krzyża i zgodę otrzymały. Kaplica, położona za tzw. Bramą Głogowską (obecnie Al. Kościuszki, naprzeciw siedziby starostwa i urzędu miejskiego), miała być świątynią pod szczególnym patronatem burmistrza i zacnych rajców, sfinansowaną i pozostającą na utrzymaniu budżetu miasta. Zamysł ten ostatecznie zrealizowano po kilkunastu latach. Kaplica stanęła około 1412 roku, a nieco później obok niej - szpital dla umysłowo chorych i trędowatych (leprozorium). Dwa miasta w Wielkopolsce miały wtedy leprozoria: Poznań i Kościan.
Obiekty zbudowano zrazu z drewna, być może na kamiennych fundamentach. Wystawione poza murami miasta, prawie na pustkowiu, niejednokrotnie padały łupem najeźdźców i różnej maści rabusiów, których wówczas nie brakowało. Pierwsza zagłada nastąpiła w 1656 roku, w czasie „potopu”, kiedy to Szwedzi gród i jego przedmieścia dosłownie zrównali z ziemią. Otóż, wtedy właśnie spalono m.in. i kaplicę, i szpital, zrabowano i wywieziono do Szwecji wszelakie mienie kościelne. Ponieważ „Święty Krzyż” cieszył się szczególnym zainteresowaniem władz miejskich, przeto kościół i szpital – już murowane – odbudowano szybko. W latach 1672 – 1683 większość parafii wielkopolskich wizytował wysłannik biskupa poznańskiego, kanonik Gniński. Po zlustrowaniu kościoła św. Krzyża w Kościanie napisał m.in.
„(..) Kościół ten rozrzuconym został aż do samych fundamentów podczas wojny szwedzkiej, lecz z dobroczynnych składek ludzi pobożnych, a nade wszystko z wsparcia szanownego magistratu kościańskiego jako kolatora, powstał znowu z popiołów swoich”.
Obsesja doktora Liese
Bryła „Świętego Krzyża” do złudzenia przypominała obecny kościół Świętego Ducha w Kościanie. Wielkiego przepychu w środku wprawdzie nie było, ale przed „ostatecznym rozwiązaniem”, a więc przed czerwcem 1941 roku, ołtarzowi głównemu towarzyszyły dwa boczne, piękna ambona, dobrze wyposażona zakrystia, wartościowa chrzcielnica, liczne obrazy, nie licząc tak zwanych paramentów, czyli szat i wszelkich sprzętów kościelnych. W dzwonnicy wisiały dwa dzwony o specyficznym, niepowtarzalnym dźwięku.
Starzy kościaniacy, którzy okupację niemiecką przeżyli w mieście, wspominali, że kościół św. Krzyża od samego początku był „solą w oku” niemieckiego landrata. Helmut Liese pracował i mieszkał naprzeciw świątyni, widział ją z okien, był niewierzący i często powtarzał, że drażni go ten „katolicki potwór” (katholische Monstrum). Mówiono też, że z tego właśnie powodu doktor Liese wpadł w obsesję, przeto skrzętnie wykorzystał okazję, argumentując fizyczną likwidację kościoła koniecznością uzyskania budulca na cele wojenne.
Rozbiórka przebiegła sprawnie i szybko. Wykonała ją kościańska firma rzemieślnicza Franza Sedlaga. Właściciel pochodził z Hamburga, sprowadził się do Kościana z żoną pod koniec 1939 roku, a zatrudniał także Polaków. To polskim przymusowym robotnikom firmy Sedlag zawdzięczam zdjęcia, nigdzie dotąd nie publikowane. Śp. inż. Marian Smardz, zatrudniony w czasie okupacji w urzędzie budowlanym w Kościanie (Bauamt) jako siła pomocnicza, wspominał, że materiały z rozbiórki kościoła przeznaczono m.in. na budowę osiedla domków jednorodzinnych dla specjalistów technicznych ze Starej Rzeszy, sprowadzonych do Kościana z tajnym laboratorium niemieckiego radia. Osiedle to zbudowano w 1944 roku za stadionem miejskim (obecnie ul. Ogrodowa).
***
I mógłbym na tym zakończyć tekst o zagładzie kościoła św. Krzyża w Kościanie. Ale temat ten wrócił do mnie w 2003 roku, kiedy nad Obrę zjechała ze swoją rodziną córka landrata Liese – Eva, z urodzenia kościanianka. Spotkaliśmy się z nią w domu znanego regionalisty Mariana Koszewskiego. Tłumaczyła, że ojciec był dobrym człowiekiem, że kochał Polaków, że wszystkiemu winny był ówczesny szef Gestapo w Kościanie – Paul Gieseler. Marian – bez słowa – położył przed nią grubą teczkę sprawozdań i raportów podpisanych przez Liesego, a skierowanych do swojego szefa Arthura Greisera w Poznaniu. Córka zbrodniarza (a Liese rzeczywiście był groźnym, długo poszukiwanym zbrodniarzem wojennym) próbowała jeszcze mówić coś o religijności i chrześcijańskiej dobroci swego ojca. Wtedy na stole pojawiły się fotografie z rozbiórki kościoła św. Krzyża. Rozmowa się skończyła, korespondencyjne kontakty ustały.
JERZY ZIELONKA
GK 7/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Szkoda, ładny kościółek.