Magazyn koscian.net
2009-01-28Ocalał tylko Jezus
To był dzień jak co dzień, ale tylko pozornie. W niespełna 20 minut państwo Nowakowie stracili prawie cały dobytek. W środowy poranek (21 stycznia) w mieszkaniu na pierwszym piętrze w bloku TBS-u przy ul. Czereśniowej w Kościanie wybuchł pożar. Ogień zniszczył wszystko oprócz... szkicu w ołówku przedstawiającego Jezusa z barankiem, który stał w ramce za szkłem w segmencie nad płonącym telewizorem
Pani Dorota wstała jak co rano po godzinie ósmej. Była sama w domu, bo mąż pojechał do Poznania. Zrobiła sobie śniadanie, włączyła telewizor i wróciła do łóżka. Lubi bowiem oglądać programy telewizji śniadaniowej. Nagle w telewizorze coś zachrobotało i obraz zniknął. Chwyciła za telefon i zadzwoniła do męża.- Powiedziałam mu, że telewizor się popsuł. Stwierdził, że jak wróci do domu to zobaczy co się stało. Nagle z odbiornika zaczęła wydobywać się cienka smużka dymu. Poinstruowana przez męża wyjęłam wtyczkę od telewizora z gniazdka, ale dym był coraz większy. Pojawiły się języki ognia. Pobiegłam po sąsiada, ale go nie było, więc z sąsiadką ruszyłyśmy gasić ogień. Próbowałyśmy ugasić płomienie kocem, ale się stopił. Chciałam lać wodą, ale sąsiadka krzyknęła, żeby nie. Pobiegłam więc po gaśnicę do samochodu, ale już nie dało się wrócić do mieszkania, bo gęsty, duszący dym był już na klatce – relacjonuje pani Dorota, dodając, że natychmiast wezwała straż pożarną.
Wezwanie dotarło do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej o godz. 9.20. W ciągu czterech minut dwa zastępy strażaków zawodowców dotarły na miejsce. Nim ratownicy dojechali do komendy dotarło jeszcze kilka zgłoszeń w tej samej sprawie.
- Niestety, każde z nich było mniej optymistyczne. Z ostatniego wynikało, że praktycznie cały pokój stoi w ogniu – informuje Andrzej Ziegler, rzecznik prasowy kościańskiej straży.
Strażacy będąc jeszcze na ulicach dojazdowych do Czereśniowej zauważyli słup dymu. Zabezpieczeni w sprzęt ochrony dróg oddechowych weszli do mieszkania. Paliło się w pokoju i przedpokoju. Płonęły meble i wyposażenie mieszkania. Wewnątrz panowała wysoka temperatura, a ogień szalał nad głowami ratowników. Podano jeden prąd wody z urządzenia szybkiego natarcia - najpierw w strefę podsufitową, strzelając krótkimi szprycami wody pod wysokim ciśnieniem. Później dogaszono dopalające się przedmioty.
- Działanie to bardzo szybko przyniosło zamierzony efekt. Drugie podanie prądu wody przez okno okazało się niepotrzebne – mówi rzecznik Ziegler, wyliczając, że do ugaszenia pożaru zużyto jedynie 300 litrów wody. - Po zlokalizowaniu i ugaszeniu pożaru przewietrzono mieszkanie, wyniesiono nadpalone elementy na zewnątrz. Przeszukano też sąsiednie lokale, na szczęście pożar nie wyrządził tam żadnych szkód. Nie stwierdzono także śladów zalania.
Na miejscu pojawili się też ratownicy z pogotowia ratunkowego, pogotowia energetycznego i gazowego oraz policja, która ustali przyczynę wybuchu ognia.
- Lekarze pogotowia zainteresowali się nawet stanem mojego psa – podkreśla kościanianka.
Ogień w niespełna 20 minut zniszczył prawie całkowicie mieszkanie na pierwszym piętrze.
- Spłonęły dokumenty, pieniądze, ubrania, meble, lampy, pościele, kanapa, szklana ława, fotele, komputer, na który dostałam dofinansowanie z PFRON-u, stolik pod komputer i krzesło, wełniany dywan. Wszystko zniszczone. Jaka tam musiała być temperatura skoro moje srebrne kolczyki stopiły się w jedną masę? - zastanawia się kobieta. - W kuchni ocalało tylko to, co było wewnątrz szafek. Lodówka i rzeczy na półkach spłonęły. Stopiło się nawet okno w kuchni. W najlepszym stanie jest łazienka, choć płytki popękały. Ogień uszkodził też grzejniki i całą instalację. Jakby bomba strzeliła... Wyszłam tak jak stałam, w pidżamie. Na szczęście zdążyłam wziąć jedną z kul inwalidzkich i buty ortopedyczne. Żebym wiedziała, że to tak szybko pójdzie... - zamyśla się pani Dorota i po chwili dodaje: - Nawet to, co ocalało nie bardzo nadaje się do użytku...
Z pożaru cudem ocalał szkic w ołówku narysowany przez koleżankę pani Doroty. Przedstawia Jezusa z barankiem. Stał na półce meblościanki tuż nad płonącym telewizorem, w samym środku szalejącego pożaru.
- Tylko zabezpieczająca kartka z tyłu lekko się nadpaliła i wygięła. Gdy siostra mi pokazała, że obrazek ocalał, ścierpła mi skóra – przyznaje pani Dorota.
Dariusz, mąż pani Doroty zamierzał rozpocząć własną działalność gospodarczą. Jest z zawodu kierowcą. Chciał jeździć na taksówce. By ruszyć z własnym biznesem wziął kredyt. Część pieniędzy z pożyczki wraz z kasą fiskalną, którą miał zamontować w taksówce spłonęła. Na szczęście firmowe dokumenty miał przy sobie.
Ponieważ lokal nie nadawał się do zamieszkania zawiadomiono burmistrza Kościana. Kilkanaście minut po zakończeniu akcji gaśniczej na Czereśniowej pojawił się wiceburmistrz Maciej Kasprzak i pracownicy socjalni z Ośrodka Pomocy Społecznej. Zapadła decyzja o umieszczeniu pogorzelców w lokalu zastępczym.
- Jedną noc spaliśmy u rodziny. Miasto dało nam lokum na Łazienkach. Za zgodą burmistrza możemy z niego bezpłatnie korzystać przez najbliższe pół roku. OPS przywiózł trzy duże worki niezbędnych rzeczy. Wszyscy stanęli na wysokości zadania – podkreśla kościanianka, serdecznie dziękując za pomoc. - Próbujemy być optymistami.
Państwo Nowakowie muszą teraz uporządkować pogorzelisko. Czeka ich też remont generalny mieszkania. Pomoc zadeklarowało Towarzystwo Budownictwa Społecznego, które wyremontuje i odnowi lokal.
- Jestem wstrząśnięty tą tragedią. Trudno uwierzyć, że w ciągu 20 minut można stracić cały dobytek, meble, odzież, sprzęt gospodarstwa domowego, a nawet wszystkie oszczędności, bo w mieszkaniu spłonęły też pieniądze – mówi Włodzimierz Zydorczak, prezes Kościańskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. – Nie zostawimy naszych lokatorów bez pomocy. Zarząd i Rada Nadzorcza TBS podjęli decyzję o wyremontowaniu spalonego mieszkania oraz o nie pobieraniu przez ten czas należnego czynszu.
(kar)
GK 04/2008
Nazwisko bohaterów artykułu zostało zmienione
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Zawsze myślimy, że nas to nie spotka. Bo niby dlaczego? I nagle 20 minut i nie mamy nic.